Z prof. Bogumiłą Kaniewską, rektorką UAM, rozmawia Krzysztof Smura.
Co pomyślała pani po wygranej w 2020 roku?
– Ale tak zupełnie szczerze? Tuż po ogłoszeniu wyników spojrzałam na niemal pustą Aulę UAM (był to czas pandemii, więc w momencie ogłoszenia w auli były obecne tylko osoby pracujące w Komisji Wyborczej i bezpośrednio zaangażowane w organizację wyborów) i pomyślałam: „100 lat historii, 5 tysięcy pracowników, 50 tysięcy studentów – kobieto, coś Ty zrobiła? Jak ja sobie z tym poradzę?”. I zaraz po tej myśli przyszła następna, już mniej emocjonalna: „Muszę odpędzać te myśli o ogromie odpowiedzialności, bo mnie ta świadomość sparaliżuje”. Pamiętam te dwie myśli i uczucie wielkiego wzruszenia. A później szaloną radość moich najbliższych współpracowniczek i współpracowników, czekających na wyniki wyborów w prorektorskim gabinecie. Był to piękny, niezapomniany dzień!
Co było największym wyzwaniem, a co zaskoczeniem w mijających czterech latach?
– Myślę, że wszyscy doskonale zdajemy sobie sprawę z wyzwań mijającej kadencji – bo przecież zmagaliśmy się z nimi wszyscy bez wyjątku. Pierwszym była pandemia. Kiedy 10 marca 2020 roku siedzieliśmy z rektorem Andrzejem Lesickim w gabinecie, zastanawiając się gorączkowo, czy i od kiedy zawiesić zajęcia (przecież byliśmy w Poznaniu, a być może i w kraju, pierwszą uczelnią, która się na to zdecydowała), byliśmy przekonani, że zawieszenie potrwa do Wielkanocy, maksymalnie do początku maja. Tymczasem wróciliśmy do pełnego funkcjonowania dopiero w lutym 2022 roku. Radziliśmy sobie z pandemią na wiele sposobów. Niezwykle duże znaczenie miał fakt, że ówczesny prorektor prof. UAM Marek Nawrocki i jego współpracownicy z Centrum Informatycznego od dłuższego czasu przygotowywali UAM do wprowadzenia narzędzi informatycznych pozwalających na prowadzenie zajęć online, zdalny obieg dokumentów etc. Początkowo te pomysły przyjmowaliśmy z pewną rezerwą, były one zatem wprowadzane dość ostrożnie.
COVID jednak stał się codziennością, więc trzeba było przenieść się do internetu, prawda?
– Technicznie byliśmy przygotowani, ale trzeba było jeszcze uregulować tzw. otoczenie prawne. Regulacje centralne, ministerialne, pojawiały się dość późno, więc często podejmowaliśmy decyzje ryzykowne – szczęśliwie w efekcie okazały się one trafne. Ten wyjątkowy czas pokazał jeszcze jedną cechę naszego środowiska: wspaniałą, zaangażowaną solidarność w organizowaniu pomocy. Takie inicjatywy jak „Widzialna ręka UAM”, w którą zaangażowało się mnóstwo osób, wspomaganie szpitala przy Szwajcarskiej i w Słubicach, czy – realizowana siłami Biblioteki Uniwersyteckiej – akcja skanowania i zdalnego udostępniania publikacji to zaledwie przykłady szlachetnych, empatycznych postaw pracowniczek, pracowników, doktorantek, doktorantów, studentek i studentów UAM.
To chyba okazało się także ważne, gdy rozpoczęła się wojna w Ukrainie?
– Tak, gdy pandemia wygasała, musieliśmy sprostać kolejnemu wyzwaniu, nie mniej, a może nawet bardziej dramatycznemu – wojnie w Ukrainie. Niezliczone przykłady ofiarności, zaangażowania pojedynczych osób i samego uniwersytetu składają się na jedną z najpiękniejszych kart historii naszej Alma Mater. Tworzyliśmy ją razem: przyjmując pod swój dach uchodźców, witając ich na peronach poznańskiego dworca, organizując zbiórki żywności i środków medycznych. Nie sposób wymienić tu wszystkie formy pomocy, bo przybierały one rozmaite kształty: tirów wysyłanych na teren walczącej Ukrainy, organizacji matur i egzaminów, udostępniania miejsc noclegowych na krótkie pobyty i kwaterowania w domach studenckich na czas dłuższy. Kiedy fala uchodźców osłabła, zrodziła się potrzeba przygotowania innych form wsparcia. Zdaliśmy sobie sprawę, że w Polsce mogą oni zostać dłużej. Pracownicy uniwersytetu dzielili się swoją wiedzą, wspierając edukację dzieci z rodzin dotkniętych traumą wojny. Włączali się w liczne inicjatywy społeczne, pomagając w samoorganizacji ukraińskiej diaspory. Z myślą o naszych partnerach zza wschodniej granicy, dzięki grantom uzyskanym z NAWA i NCBiR, pracownicy uniwersytetu zorganizowali w 2023 roku ponad 30 szkoleń i warsztatów dla studentów, doktorantów, wykładowców, administracji uczelni i bibliotekarzy, dzieląc się naszymi doświadczeniami w modernizowaniu uczelni. Wojna przyniosła mnóstwo cierpień ukraińskiemu społeczeństwu, wiele strat poniosły tamtejsze uniwersytety – nie chcieliśmy, aby zostali ze swoimi problemami sami. Wszyscy nadal pamiętamy, jak ważne jest w Polsce słowo „solidarność”. Cykl warsztatów zakończył się zatem spotkaniem blisko 60 ukraińskich prorektorów, którzy właśnie w Poznaniu zawiązali komisję umiędzynarodowienia i przyjęli plan działań związanych z przygotowaniem Ukrainy do akcesji do Unii Europejskiej. Konsekwencją naszego zaangażowania było niedawne spotkanie zorganizowane w Strasburgu pod patronatem pani wiceprzewodniczącej Ewy Kopacz. Razem z przedstawicielami Parlamentu Europejskiego, Komisji Europejskiej, władz i uczelni Ukrainy oraz innych konsorcjów uniwersytetów europejskich rozmawialiśmy o tym, jak skutecznie wspierać uczelnie ukraińskich w transformacji. Nasze wcześniejsze zaangażowanie okazało się bezcenne. Tekst przyjętego apelu przygotowaliśmy we współpracy z Uniwersytetem w Strasburgu.
Czytaj też: Prof. Bogumiła Kaniewska. O roli literatury dla współczesności
A gdy pomoc Ukrainie przybrała formę bardziej zinstytucjonalizowaną, pracownicy UAM byli informowani o konieczności zmierzenia się z kolejnym kryzysem – energetycznym. I wprowadzenia cięć oraz oszczędności…
– Kryzys energetyczny, a właściwie ekonomiczny, był trzecim w kolejności. Spowodowany został pandemią i wojną – horrendalny wzrost cen energii elektrycznej, gazu, energii cieplej, materiałów budowlanych, odczynników, elektroniki etc. przez kilka miesięcy zdominował zarządzanie uczelnią. Efektem tego myślenia było przyjęcie tzw. planu oszczędnościowego. Jego założenia realizujemy do dziś, stopniowo zmniejszając kosztochłonność budynków, ale także zmieniając nasze przyzwyczajenia i zachowania. Czasem wymaga to rezygnacji z pewnych miłych gestów, jak na przykład zwyczaju wysyłania kartek świątecznych – rektorskie kartki wysyłam już tylko w wersji elektronicznej mimo wielkiego sentymentu do tych papierowych... Sentyment jednak nie pokrywa kosztów wysyłki pocztowej, nie wpływa także na mniejsze zużycie papieru. Ale już rezygnacja z prenumeraty gazet do Biura Rektora, obniżenie nakładu „Życia Uniwersyteckiego” czy zdalny obieg dokumentów na pewno tak. Wielka w tym zasługa zespołu naszych kanclerzy, ale – znów – plan oszczędnościowy na niewiele by się zdał, gdyby nie poczucie odpowiedzialności każdego z państwa pracujących na UAM. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że poznański etos pracy organicznej, leżący u podstaw naszego uniwersytetu, po raz kolejny pokazuje swoją moc. W opanowywaniu kryzysu znaczącą rolę odegrały także wspólne działania środowiska akademickiego – długotrwałe i bardzo konsekwentne starania KRASP-u doprowadziły do włączenia szkół wyższych do grupy tzw. podmiotów wrażliwych i zagwarantowały im niższe (choć ponad trzykrotnie wyższe) ceny prądu.
Były jeszcze jakieś wyzwania?
– Czwartym, z którym się mierzyliśmy – a mówiąc o wyzwaniach, mam na myśli te zewnętrzne okoliczności, których nie sposób było przewidzieć, a które rządziły życiem uczelni (czyli „czarne łabędzie” według określenia Nassima Nicholasa Taleba) – był legislacyjny chaos, nieustające i niespodziewane zmiany ustaw, zarządzeń, listy czasopism, wykładni prawa. Przekłada się on na przeciążenie obowiązkami osób pracujących w administracji, ale i nauczycieli akademickich. Mam wielką nadzieję, że zapowiadane i konsultowane aktualnie zmiany w ustawie Prawo o szkolnictwie wyższym i nauce ustabilizują porządek prawny przynajmniej na tyle, by przypominał on nurt rzeki, a nie wzburzony ocean zalewający skrawki suchego lądu.
A co z zaskoczeniami?
– Było ich kilka, przy czym o największym i najważniejszym, a także najbardziej pozytywnym, już wspomniałam: to bezprzykładna, bezbrzeżna solidarność i ofiarność całego naszego środowiska wobec ludzi potrzebujących pomocy, nieradzących sobie z COVID-ową codziennością i dotkniętych wojną. To także – proszę wybaczyć, że się powtarzam – skala wpływu, jaki osiągnęliśmy, angażując do pomocy Ukrainie najpierw nasze EPICUR-owe konsorcjum, a następnie Komisję Europejską. I znów: nie byłoby tego efektu bez nadzwyczajnego zaangażowania prorektora Rafała Witkowskiego i zespołu, który wspierał go w tych działaniach. Zapewne nie wszyscy państwo wiedzą, że podczas rozmowy zamykającej wizytację zagranicznych ekspertów ewaluujących program ID-UB usłyszałam, że największym, najcenniejszym zasobem UAM jest „zespół wspaniałych ludzi we wszystkich grupach pracowniczych”. Całkowicie się z naszymi ekspertami zgadzam (przynajmniej w tym zakresie!).
Drugim zaskoczeniem, by nie powiedzieć: osłupieniem, stała się dla mnie absurdalna medialna afera dotycząca rzekomych „tajemniczych śmierci” na uniwersytecie. Była ona swoistym awersem naszych starań o jak najszybszy, jak najsprawniejszy i jak najbardziej powszechny dostęp do szczepionek na COVID. To, co wydawało się naszym sukcesem, okazało się źródłem nieuzasadnionych spekulacji. Chciałoby się zbyć tę „kryminalną” aferę śmiechem, gdyby nie to, że jest ona objawem niebezpiecznego i smutnego zjawiska: kryzysu zaufania do nauki. Skala tego kryzysu, siła oddziaływania populistycznych haseł zadziwiają mnie do dnia dzisiejszego i pewnie długo jeszcze będzie zadziwiać.
Trzecie zaskoczenie to przypadek Domu Studenckiego „Jowita”. Otóż zaskoczyła mnie własna naiwność: wydawało mi się bowiem, że wcześniejsze poinformowanie studentów i opinii publicznej o planach uniwersytetu jest uczciwe i słuszne. Wydawało mi się (jeszcze jako prorektorce ds. studenckich), że mam rację, upierając się, że nie powinniśmy zamykać tego akademika, dopóki nie zapewnimy studentom nowych miejsc na Morasku. Wydawało mi się wreszcie, że sprzedaż działek pod Dom Studencki „Jowita” i przeznaczenie dochodu ze sprzedaży na kolejny – pasywny, niskobudżetowy – akademik jest działaniem racjonalnym, korzystnym dla naszych studentów. Powiem więcej: nadal mi się tak wydaje… ale, jak mawiała moja Babcia, „jak ci się wydaje, to się przeżegnaj”.
Które aspekty programu wyborczego udało się zrealizować, które są realizowane, a z których pani zrezygnowała? Możemy porozmawiać po kolei o każdym punkcie ze słynnej „ósemki Kaniewskiej”?
– Program wyborczy, podobnie jak strategia, jest zawsze programem maksimum. To nawet nie mapa, wskazująca drogę, lecz raczej kierunkowskaz, wyznaczający cel, do którego zdążamy. I jak to podczas wędrówki bywa, na drodze stają nam różne przeszkody: a to zwalone drzewo, a to rolnicza blokada, a to atrakcyjny skrót wyprowadzający na manowce. Niekoniecznie zatem udaje się trzymać mapy albo wskazówek Google’a. Tak samo podczas realizacji programu niektóre tropy okazały się zgubne lub po prostu niemożliwe do realizacji, inne sprawdziły się doskonale. Uwzględniwszy wyzwania, o których mówiłam powyżej, uważam, że choć nie wszystko się udało, to udało się dużo więcej.
Zacznijmy w takim razie od punktu pierwszego – autonomia wydziałów.
– Może nie omawiajmy wszystkiego tak szczegółowo? Omówienie całej ósemki kolejnymi punktami zabrałoby bardzo wiele miejsca, a ja mam wrażenie, że oceny dokonań mijającej kadencji powinna dokonać społeczność uniwersytetu, nie zespół rektorski. W mojej opinii wydziały zachowały autonomię i samodzielnie decydują o swoim rozwoju – oczywiście w ramach tworzonych przez regulacje prawne. Starałam się zachowywać codzienny kontakt z dziekanami, być blisko ich problemów i interweniować wtedy, gdy było to konieczne lub pożądane. Czy mi się to udało? Mam nadzieję, że tak. Dobrze oceniam funkcjonowanie kolegium rektorsko-dziekańskiego, uważam, że nasze spotkania dają lepsze rezultaty niż moja obecność na Radach Szkół. Dlatego postawiłam na te pierwsze, te drugie – z radami – ograniczając do sytuacji wyjątkowych.
To może powiedzmy, czego nie udało się zrealizować?
– To na przykład (podaję z pamięci): studia MBA dla studentów-samorządowców, utworzenie Centrum Studiów Podyplomowych, pakiet medyczny, rozwój studiów dualnych. Różne rzeczy nie udały się z różnych przyczyn, inne udały się nie dość. Mój dziekan i mentor, Tomasz Pokrzywniak, mawiał w takich sytuacjach „tak, ale za to...” – i ja też wiele takich „ale za to” mogę wymienić. To na przykład szczepienia na grypę wszystkich pracowników, szczepionki na COVID, o których już wspominałam, ale także – co mniej spektakularne – konieczność pokrycia wzrastających kosztów badań okresowych. To fantastyczny sukces Uniwersytetu Otwartego, który rozwinął się w czasie pandemii i rozwija się nadal (pod znakomitym patronatem prorektora Zbyszka Melosika). Są pomysły, które uważamy dziś za nietrafione, jak rozwój studiów dualnych, i takie, których w programie nie było, a okazały się potrzebne i pomocne, jak e-sylabus. Dużo udało się zrobić w zakresie zrównoważonego rozwoju, zwłaszcza w zakresie polityki antydyskryminacyjnej: mamy rzecznika praw i wartości akademickich, procedurę mediacji, konsultantów, przyjęliśmy Plan Równości Płci (świetnie przygotowany przez zespół pod kierownictwem prorektor Katarzyny Dziubalskiej-Kołaczyk). Zdobyliśmy – jako pierwsza uczelnia w Polsce – Accreditation Council for Entrepreneurial and Engaged Universities. Wymienię jeszcze Welcome Center, usprawnienie obsługi stypendiów (tu, jak w wielu studenckich sprawach, ogromne zasługi ma prorektor Joanna Wójcik, ja sobie z tym problemem nie poradziłam, ona tak!). Jeszcze muszę się pochwalić utworzeniem spółki celowej i pierwszych uniwersyteckich spin-offów (których nie byłoby bez zaangażowania prorektora Michała Banaszaka), wreszcie zdobyciem trzech grantów ERC (dzięki determinacji prorektora Przemysława Wojtaszka). Dodajmy do tego nowy model oceny pracowników uczelni spoza grupy nauczycieli akademickich i działania sekcji HR, służącej nie tylko sprawnej i transparentnej rekrutacji, ale i organizującej szkolenia, mediacje etc. (tu nie sposób nie wspomnieć o roli, jaką w opiece nad polityką kadrową sprawuje prorektor Tadeusz Wallas, człowiek instytucja). Trzeba by jeszcze powiedzieć o rozwiązaniach służących zarządzaniu nauką, o sukcesie i rozwoju programu EPICUR, o pozytywnej ocenie ID-UB-u i wpływie, jaki wywiera on na wzrost poziomu publikacji i umiędzynarodowienia... Chyba zaczynam przechodzić w poetykę gatunku nazywanego przez teorię narracji strumieniem świadomości, bo każdy wskazany element budzi we mnie cały łańcuch skojarzeń, a o wszystkim powiedzieć nie sposób. Powiem tylko zatem, że taka próba podsumowania skłania mnie do stwierdzenia, że to była bardzo pracowita kadencja, że zrobiliśmy bardzo dużo. Oczywiście nie wszystko..., ale to dobra okazja, by zaznaczyć, że nawet to „nie wszystko” nie udałoby się bez dobrego, zgranego zespołu rektorsko-kanclerskiego, który też nie działa w próżni. Innymi słowy: bez zaangażowania pracowniczek i pracowników uniwersytetu, ich kompetencji i codziennej pracy.
Na koniec kwestia federacji, czyli Uniwersytet Poznański. W wywiadzie w 2020 roku powiedziała pani, że „postrzega go jako federację najlepszych poznańskich uczelni wyższych”. Chyba jednak nieco wycofano się z tego pomysłu…
– Niezupełnie tak. Prace specjalnej międzyuczelnianej komisji, której przewodził rektor Andrzej Lesicki, powołanej przez Kolegium Rektorów Miasta Poznania, bardzo już zaawansowane, zostały po wielu dyskusjach zawieszone. Stało się tak na skutek zmiany przepisów, które spowodowały, że potencjalna federalizacja nie przyniosłaby oczekiwanych korzyści. Jako rektorzy poznańscy wielokrotnie poruszaliśmy ten problem w rozmowach z ministerstwem, podobnie jak uczelnie z Wrocławia i Gdańska, aż usłyszeliśmy jednoznaczną deklarację głoszącą, że federalizacja „nie ma sensu”. Teraz, po zmianie rządu, usłyszeliśmy, że ma ona „głęboki sens”. Jeżeli za tą deklaracją pójdzie zmiana przepisów, jeśli pojawią się argumenty w postaci korzystnych i realnych perspektyw rozwoju sfederalizowanych uczelni, to do tematu powrócimy.
8 marca prof. Andrzej Lesicki, wraz z prorektorami, złożył pani dokumenty w wyborach rektora na następną kadencję. Czy były chwile zawahania w podjęciu tej decyzji?
– Było ich bardzo, bardzo dużo... Ale nie chcę o nich opowiadać, a nawet nie bardzo chcę je pamiętać. Zawsze powtarzam – i głęboko w to wierzę – że funkcja rektora jest zarezerwowana dla optymistów.
Jest pani jedyną kandydatką. Jak w tej sytuacji wyglądać będzie kampania? Czy w ogóle jest planowana?
– Oczywiście, że jest planowana. Będzie to kampania sprawozdawczo-informacyjna. Zaplanowałam cały szereg spotkań ze społecznością akademicką, na które serdecznie zapraszam – dla wszystkich udało się ustalić konkretne terminy. Będę przedstawiać główne założenia swojego programu, który stanowi zarówno suplement do „ósemki Kaniewskiej”, jak i jej korektę. Będę także – przede wszystkim – odpowiadać na pytania, pewnie trochę się tłumaczyć, jak to zwykle przy takich okazjach bywa. Będę słuchać pomysłów i postulatów. Wszystkie te działania muszę wkomponować w dość intensywny tryb rektorskiej codzienności, bo przecież świat się na miesiąc nie zatrzyma. Uruchomię także stronę internetową, którą „zamroziłam” po poprzedniej kampanii (może jeszcze zanim ukaże się ten wywiad). Z pewnością skorzystam także z możliwości przekazywania informacji za pośrednictwem Facebooka – ten sposób komunikacji często bywa areną krytyki, niejednokrotnie dosyć dosadnej, ale to też jest ważna forma informacji o tym, co wymaga uwagi.
Jakie są zatem najważniejsze priorytety na najbliższe lata?
– Przede wszystkim rozwój kadry naukowej ze szczególnym uwzględnieniem młodych naukowców, bo uniwersytet nam się starzeje – i to wcale nie dlatego, że kończy 105 lat, tylko dlatego, że rośnie nam średnia wieku zatrudnionych na nim pracowniczek (nieco wolniej) i pracowników (nieco szybciej). Czeka nas aktualizacja programu ID-UB i praca nad spójną polityką naukową z wykorzystaniem wskazań ekspertów SAB i wizytatorów ID-UB-u. Szybkiego działania domaga się także kwestia dostępu do baz danych – jednak ten problem powinien zostać rozwiązany jeszcze przed końcem obecnej kadencji. Jesienią ministerstwo nauki przeprowadzi ewaluację szkół doktorskich – praca nad ich rozwojem to także ważne zadanie związane z rozwojem kadry naukowej. Jeśli chodzi o kształcenie, to pierwszym i najważniejszym zadaniem będzie modernizacja dydaktyki uniwersyteckiej w taki sposób, by uwzględniała ona szanse i zagrożenia, jakie przynosi ze sobą sztuczna inteligencja. Nie chodzi o to, żeby wywiesić napis „AI wstęp wzbroniony”, lecz o to, by nauczyć się korzystać z jej zasobów zarówno w działalności naukowej, jak i w dydaktyce i, co więcej, uczyć tego naszych studentów.
W Pile zapowiadamy uruchomienie kierunku lekarskiego. Jak bardzo zaawansowane są prace?
– Doprowadzenie do uruchomienia tego kierunku w Nadnoteckim Instytucie Dydaktycznym UAM oraz rozwój badań w zakresie nauk medycznych są jednymi z priorytetów. Musi to być poprzedzone inwestycjami (Centrum Symulacji Medycznej, prosektorium) i pracami koncepcyjnymi, czyli stworzeniem programu, który zaakceptuje Polska Komisja Akredytacyjna. Jesteśmy już mocno zaawansowani w tych działaniach, zarówno pod względem merytorycznym, jak i w staraniach o środki finansowe. Mam nadzieję, że i w kolejnych latach zajmie się nimi prof. Tadeusz Wallas, mimo że czas jego kadencji dobiega końca. Żal byłoby jednak nie wykorzystać tej energii i doświadczenia organizacyjnego.
Kolejny priorytet, znacznie bardziej złożony, nosi kryptonim „Jowita”, a oznacza konieczność rozwiązania problemu akademika w centrum miasta. Podjęliśmy już prace związane z przygotowaniem do modernizacji budynku dawnych „Akumulatorów”, ale są one na etapie ustalania spadkobierców praw autorskich do projektu. Nie był on bowiem inwestycją prowadzoną przez UAM, lecz przez Biuro Inwestycji Szkół Wyższych – bodaj tak nazywała się owa historyczna już dziś instytucja. Nawiązaliśmy w tej sprawie kontakt z Wielkopolską Izbą Architektów i Stowarzyszeniem Architektów Polskich oddziałem w Poznaniu. Obie instytucje okazały się bardzo pomocne, niemniej jednak konkretne prace można będzie podjąć dopiero po spełnieniu koniecznych formalności. No i uzyskaniu dofinansowania przyrzeczonego przez ministerstwo. Tych priorytetowych inwestycji mamy zresztą więcej, w tym remont „Babilonu”, nowa siedziba Archiwum UAM, remont Collegium Iuridicum, pozwalający sfinalizować projekt Muzeum Uniwersyteckiego, remont budynku przy Wieniawskiego 3 dla potrzeb Instytutu Historii Sztuki oraz Wydziału Nauk o Sztuce.
Last but not least to modernizacja sieci informatycznej, cyfryzacja i zapewnienie uczelni odpowiedniego poziomu cyberbezpieczeństwa – w tym trudnym zadaniu obejmującym zarówno inwestycje, prace merytoryczne, jak i rozwiązania regulaminowe.
Czy to dobry moment, aby zapytać o kwestie osobowe? Jak zmieni się skład zespołu rektorskiego?
– Cóż, pewnie równie dobry jak każdy inny. Tak jak powiedziałam, jesteśmy zgranym, dobrze funkcjonującym zespołem. W dodatku bardzo się lubimy. Ustaliliśmy jednak wspólnie, że trzymamy się zasad zapisanych w Statucie UAM, zgodnie z intencjami, które towarzyszyły wspólnemu wypracowywaniu jego kształtu. Słowem: trzymamy się zasady dwukadencyjności, czyli okresu ośmiu lat sprawowania funkcji kierowniczych. Dlatego prof. Tadeusz Wallas, który objął swoją funkcję w roku 2016, nie będzie jej dalej sprawował. Nie znaczy to, że nie będzie pracował na rzecz UAM, o czym wspomniałam już wcześniej, przy czym jego zajęcia nie ograniczą się do samej Piły. W zespole rektorskim nastąpią zatem pewne przesunięcia kompetencji, dołączy też do zespołu nowy prorektor, obniżając nieco średnią wieku zespołu…