Każda z Debat Akademickich ma swój koloryt – XXIX Debata Akademicka (21.02) charakteryzowała się dużą emocjonalnością oraz wizjami, które daleko wykraczały poza horyzont dnia powszedniego.
XXIX Debata Akademicka - o zagrożeniach katastroficznych pod hasłem „Od „Końca historii” do „Końca świata” ze strony UEP prof. Anna Matuszczak, ze strony UAM prof. Przemysław Czapliński i prof. Tomasz Polak, a gościem specjalnym był prof. Zbigniew Kundzewicz, z Uniwersytetu Przyrodniczego. Byli więc ekonomistka, literaturoznawca, filozof i klimatolog. Debatę śledzili obaj rektorzy uczelni współorganizujących Debatę, a więc prof. Bogumiła Kaniewska (UAM) i prof. Maciej Żukowski (UEP).
Prowadzący, prof. Krzysztof Podemski, poprosił najpierw ekspertów, by opowiedzieli, jakie w ich swoich dziedzinach obserwują i badają symptomy katastrofy. Symptomy są bardzo widoczne, odpowiedział prof. Kundzewicz, skoro w ciągu ostatnich 6 dni tu, na miejscu, obserwujemy 3 potężne wichury, przynoszące straty. Ale jest wiele innych danych: w czerwcu br. spadło w ciągu 2 godzin tyle deszczu, ile zwykle pada przez 6 tygodni; a równocześnie przez 12 dni notowano ponad 30 st. C. Dotkliwe straty przyniosła susza w latach 2018 i 2020, a na świecie jest jeszcze gorzej: w USA w ciągu 2 miesięcy 3 huragany pozbawiły życia 3 tys. ludzi, w Afryce i Azji 40 lat temu susza spowodowała śmierć 450 tys. ludzi, a powódź w Bangladeszu - 300 tys. ludzi.
Po tych apokaliptycznych obrazach szczyptę optymizmu wniosła prof. Matuszczak, twierdząc, że katastrofa to stan umysłu, a w ekonomii to, co dla jednych jest katastrofą, dla drugich jest korzystną szansą. Tu sięgnęła później po dyskusyjny przykład, że niepokojąca nas ewentualna inwazja Rosji na Ukrainę przysporzy nam migrantów, którzy uratują nam rynek pracy, na co prof. Kundzewicz ripostował, że niezależnie od wątpliwości etycznych, które taki przykład może budzić, trzeba zdać sobie sprawę, że np. z Afryki przybędą miliony tzw. migrantów klimatycznych, co jest wizją co najmniej niepokojącą.
Prof. Matuszczak uspokajała, podając przykłady „proroków” w ekonomii, których katastroficzne przewidywania się nie spełniły, na czele z Malthusem, który z tego, że ludność świata rośnie w postępie geometrycznym, a żywności przybywa w arytmetycznym, wysnuł wniosek, że ludzkość wymrze z głodu, bo nie przewidział postępu cywilizacyjnego. Podkreśliła jednak, że natura nie nadąża za postępem cywilizacyjnym i stąd się biorą katastrofy. Natura stawia niejako teraz weto i domaga się równowagi. Tu prof. Matuszczak najbardziej krytycznie oceniła człowieka, który według niej zawsze jest chciwy, chytry i egoistyczny, dlatego jedyną metodą zmuszenia go do właściwych zachowań jest zamordyzm ekonomiczny.
Zabrzmiało to groźnie w ustach delikatnej blondynki i wzbudziło natychmiast reakcje słuchaczy, z którymi prof. Matuszczak weszła od razu w polemikę, wyjaśniając, że np. dopłatami( i tylko tak) można zachęcić rolnika, by na polu pozostawił miedze i pasy krzaków. Takie właśnie odgórne sterowanie instrumentami ekonomicznymi nazwała zamordyzmem ekonomicznym. Wiarę w człowieka zachował prof. Polak, który na pierwszym miejscu stawiał dążenie do konsensusu, indywidualne działania i starania, wzrost świadomości zagrożeń.
Wizję w sumie najbardziej przejmującą i…literacką przedstawił prof. Czapliński. W skrócie: końca świata, takiego o jakim myślimy, nie będzie, bo jeśli cały świat zaleje woda z topniejącej Grenlandii, to będzie to dalej świat, choć wodny; jeśli wszystko wyschnie, to w piasku żyć będą różne robaczki itd. A z kolei przecież, gdy my pijemy w komforcie herbatę z naszych ulubionych kubków i tak miło sobie dyskutujemy, koniec świata realny przeżywają słonie, których populacja 50 lat temu liczyła 1,5 mln osobników, a dziś – 0, 3 tys., a podobnie do nich delfiny, dorsze, wróble itd. i gdyby wzięły udział w Debacie, pytałyby z ironią: o czym wy właściwie rozmawiacie? „Dla nas, zwierząt, jest zawsze tylko Treblinka” – profesor zacytował pewną literacką mysz. „Świat umiera nie dla naszych prawdziwych potrzeb, lecz dla naszych wygód” – podsumował.
Najprostsze środki ratunku mamy na podorędziu: trzeba żyć na co dzień skromnie. Lecz czy dobrowolnie się na to zgodzimy? Na pewno nie, bo rządzi nami świński egoizm, powiedział prof. Czapliński, przepraszając świnie za użycie ich imienia własnego. Zmusić nas może katastrofa (aby się poprawiło, ludzkość musi przejść przez „bramę katastrofy”, z której wyjdzie uboższa) albo przemoc. Trochę inaczej niż prof. Matuszczak rozumiał tę przemoc, przywołując przykład Kanady, gdzie osobowość prawną nadano rzece, która w ten sposób staje się jakby równoprawnym obywatelem, a jej np. zanieczyszczenie porównywalne jest z przestępstwem przeciw ludziom. I to nie musi się podobać wszystkim, to właśnie może być narzucone przemocą, to zrozumienie, że świat nie jest wyłącznie nasz. Czyli żeby uzdrowić planetę, trzeba uzdrowić demokrację przez dopuszczenie do niej innych poza ludźmi podmiotów. Można było poczuć się porwanym jakąś wzruszającą śmiałością tej wizji…
Prof. Kundzewicz jako jedyny przypomniał, że katastrofie się nie tylko zapobiega, ale także do niej adaptuje. Przedstawił obraz Polski zalanej przez morze po stopnieniu lądolodów, gdy poziom morza podniesie się o 6 m (ale, uspokajał, teraz podnosi się rocznie zaledwie o 4 mm). Uratować może zagroda, kosztująca co najmniej… 500 mld euro, choć strach myśleć, co by się stało, gdyby pękła. Prof. Kundzewicz chwalił potęgę umysłu ludzkiego, zarazem utyskując jednak, że styk między nauką a polityką jest niezadowalający, a Ciemnogród się panoszy…
Zobacz też: Debata Akademicka. UE to „my”, a nie „oni”