Wersja kontrastowa

Prof. UAM Justyna Wiland-Szymańska. Dajmy szansę przyrodzie

Prof. UAM Justyna Wiland-Szymańska, fot. Adrian Wykrota
Prof. UAM Justyna Wiland-Szymańska, fot. Adrian Wykrota

Łąka kwietna w Cambridge zachwyciła w tym roku internautów, jednak w Polsce ograniczanie koszenia zieleni wciąż napotyka silny opór społeczny. - Cieszy mnie każda piędź ziemi, która nie jest wygolona do gruntu. Zmianę blokuje opór mentalny całego społeczeństwa, nie tylko społeczności akademickiej, który nie ma nic wspólnego z wykształceniem, tylko z pojęciem estetyzmu, skierowanym na ogrody angielskie - komentuje prof. UAM Justyna Wiland-Szymańska.

Fakt, że Anglicy zrezygnowali z trawnika utrzymywanego od kilkuset lat, został bardzo ciepło przyjęty przez media i opinię publiczną. Autorzy przedsięwzięcia podkreślali korzyści, jakie przyniosła botaniczna zmiana: wzrost bioróżnorodności, zmniejszenie emisji CO2 i redukcja efektu „miejskiej wyspy ciepła”. 

Na UAM nie tworzy się łąk, ale są miejsca rzadziej koszone. To wynik spotkania naukowców i przedstawicieli administracji uniwersytetu w 2020 roku, kiedy ustalono plan koszenia obszarów zielonych na kampusie Morasko. Zapytaliśmy prof. UAM Justynę Wiland-Szymańską, dyrektor Ogrodu Botanicznego UAM, o rezultaty tej inicjatywy. 

– Pewne efekty są, ale umiarkowane, ponieważ nie ma zgody społecznej na niekoszenie. Harmonogram, który wykonaliśmy z prof. UAM Andrzejem Brzegiem z Zakładu Ekologii Roślin i Ochrony Środowiska, nie jest do końca przestrzegany. Dlatego nie ma jeszcze efektu, który chcieliśmy osiągnąć – odpowiada.  

– Wiele osób nie rozumie, jak duże znaczenie ma niekoszenie tych obszarów. Ta na razie niewielka, rzadziej koszona część już teraz wpływa zarówno na bioróżnorodność, jak również zatrzymywanie wody na Morasku – kontynuuje pani profesor. – Musimy zdać sobie sprawę, że nisko przycinany i niepodlewany trawnik staje się żółty, roślinność ubożeje, a nawet pojawiają się gołe plamy. Dlatego cieszy mnie każda piędź ziemi, która nie jest wygolona do gruntu. Zmianę blokuje opór mentalny całego społeczeństwa,  
nie tylko społeczności akademickiej, który nie ma nic wspólnego z wykształceniem, tylko z pojęciem estetyzmu, skierowanym na ogrody angielskie. Nie bierze się przy tym pod uwagę, że żyjemy w Europie Centralnej, gdzie opady są niższe i takiej zieleni nie da się utrzymać – wyjaśnia. 

 

Łąka w Ogrodzie Botanicznym UAM, fot. Adrian Wykrota

 

Zdaniem prof. Wiland-Szymańskiej częściej można kosić trawniki w miejscach bardzo reprezentacyjnych, w pozostałych dwa razy w roku: w końcu czerwca i we wrześniu. Taki schemat obowiązuje w Ogrodzie Botanicznym UAM. 

– To nie jest wielka filozofia, a do tego bardzo duża oszczędność pieniędzy, czasu i zmniejszenie hałasu – podkreśla pani dyrektor. 

Takie właśnie pozytywne rezultaty przyniosła współpraca biologów z UAM z władzami Poznania – eksperci opracowali harmonogram koszenia Cytadeli, największego poznańskiego parku, a miasto wprowadziło go w życie.  

– Zachowanie bioróżnorodności jest niezwykle ważne. Wszyscy lubią motyle i ptaki, ale czym te zwierzęta mają się żywić? Nawet jeśli posadzimy piękną budleję w ogrodzie, a usuniemy pokrzywy, na której gąsienica motyla może się wyżywić, to dorosłych owadów nie będzie. Ptaki żywią się nasionami lub insektami, które z kolei nie znajdą pożywienia na wykoszonych trawnikach. Kolejna sprawa to konieczność ograniczania rozprzestrzeniania się obcych florze Polski roślin inwazyjnych. Nie dość, że nie dają one pożywienia naszym rodzimym gatunkom zwierząt, to wypierają rośliny, na których te zwierzęta żyją. 

Dobrym rozwiązaniem jest na przykład sadzenie drzew – takich jak grab, klon polny, które dobrze znoszą susze – a pod nimi wysadzanie roślin okrywowych, jak na przykład bluszcz, gajowiec żółty czy bodziszek, zatrzymujących wodę w glebie – wyjaśnia pani profesor. 

Niewątpliwie więcej drzew i krzewów na Morasku przyczyniłoby się do ochrony kampusu od wiatru i do zwiększenia wilgotności gleby. Dlatego też powstał plan utworzenia Parku Stulecia. Obecnie z powodów finansowych nie może on być realizowany. Niemniej w ramach tej koncepcji posadzono już drzewa w pasie od akademika, następnie za budynkiem WNPiD w kierunku drogi. Pozytywne zmiany zachodzą również na kampusie Ogrody, gdzie postawiono dwa domki dla owadów. 

Profesor Wiland-Szymańska przekonuje, że każdy może zrobić coś dobrego dla przyrody: sadząc rodzime kwiaty w ogródku lub donicach na balkonie, mniej kosząc, zostawiając w kącie trochę dzikich roślin, wprowadzając do ogródka martwe drewno. – Dajmy szansę przyrodzie. W miastach wyższa zieleń obniża temperaturę powietrza. Żyjemy w czasach konieczności dbania o zieleń, co nie oznacza sadzenia tui czy pelargonii, ale tworzenie dzikich zakątków. Im więcej będzie ich w miastach, tym większa szansa, że przyroda przetrwa, a my wraz z nią. 

Zobacz też: Dr Jacek Wendzonka. Pasieki w mieście szkodzą

Nauka Ogólnouniwersyteckie

Ten serwis używa plików "cookies" zgodnie z polityką prywatności UAM.

Brak zmiany ustawień przeglądarki oznacza jej akceptację.