Wersja kontrastowa

Prof. Grażyna Liczbińska. Rodzina źródłem wiedzy o Poznaniu

Prof. Grażyna Liczbińska. Fot. Łukasz Gdak
Prof. Grażyna Liczbińska. Fot. Łukasz Gdak

 

Już niebawem każdy z nas będzie mógł zajrzeć w głąb rodzinnej historii i znacznie ją ubogacić o kolejne fakty. Wszystko to dzięki bazie danych o historycznej populacji miasta Poznania, która powstaje we współpracy poznańskich biologów, historyków i archiwistów. O pracach nad projektem „Rodzina jako źródło wiedzy o historycznym Poznaniu" rozmawiamy z prof. UAM Grażyną Liczbińską z Wydziału Biologii UAM. 

 

Celem badań, które pani prowadziła, była poznańska rodzina z XIX wieku. W badania nad demografią zaangażowała się spora grupa osób… 

– Bardzo pomagali mi poznańscy archiwiści, a szczególnie dr Małgorzata Chmielarz, historyczka i archiwistka. W projekt zaangażował się też dr hab. Piotr Rachwał z KUL-u, znakomity demograf historyczny z ogromnym doświadczeniem w budowaniu baz danych dla historycznej Lubelszczyzny, 13 pracowników Archiwum Państwowego w Poznaniu, pracownicy i doktoranci z UAM. Bez ich pomocy praca byłaby wręcz niemożliwa. Od strony administracyjnej pomagają mi Sylwia Łuczyńska i Władysław Miłosz, którym w tym miejscu chciałam bardzo podziękować. 

Pomimo licznych studiów nad strukturami społeczno-demograficznymi rodziny w Polsce historycznej przeprowadzenie bardzo wnikliwych badań, obejmujących szeroko rozumiany dobrostan i nierówności społeczne, nigdy nie zostało pomyślnie zakończone. Rodzina poznańska doczekała się do tej pory jedynie kilku opracowań. Warto przytoczyć opracowanie prof. Krzysztofa Makowskiego z Wydziału Historii UAM o rodzinie poznańskiej w pierwszej połowie XIX wieku. Badania rodziny z II połowy XIX wieku są fragmentaryczne, a ich podstawą były różnorodne źródła. 

Co było głównym celem projektu? 

– Chcieliśmy zbadać wpływ dobrostanu społecznego, ekonomicznego i psychicznego rodziny na kondycję biologiczną i społeczną potomstwa. Dzięki wieloaspektowym badaniom rodziny staraliśmy się pogłębić dotychczasową wiedzę o rodzinie poznańskiej na przestrzeni 100 lat i wypełnić luki w stanie wiedzy na temat interakcji pomiędzy rodzicami i dziećmi oraz na temat ich społecznych, kulturowych i biologicznych konsekwencji. 

 

To nie wszystko? 

– Oczywiście. Efektem projektu miało być choćby poznanie zależności pomiędzy stresami środowiskowymi działającymi na matkę w ciąży a proporcją płci potomstwa przy urodzeniu, liczbą dzieci i ich płcią a długością życia matek, stresem wywołanym utratą rodzica a wiekiem zawarcia małżeństwa i początkiem reprodukcji potomstwa. 

 

Badaliście jednak nie tylko wiek XIX. Badania kończą się na latach 30. XX wieku… 

– W 1874 roku powstały Urzędy Stanu Cywilnego, które zajmowały się ewidencją ludności. Zdeponowane w Archiwum Państwowym księgi cywilne uzupełniają duplikaty ksiąg kościelnych, których zasoby w APP kończą się na 1874 roku. Zatem, spisując księgi cywilne, poszerzamy bazę, a więc i badania, o kolejne kilkadziesiąt lat. Dodatkowo trzeba wiedzieć, że w badanym okresie rodzina poznańska była zróżnicowana pod względem wyznaniowym, społecznym i ekonomicznym, osadzona w bogatym kontekście przemian politycznych, gospodarczych i społecznych. Jest to faktycznie bardzo ciekawy okres. 

 

Postawiliście sobie kilka celów szczegółowych. Jednym z nich było zbudowanie bazy danych. 

– Pierwszym efektem projektu będzie baza danych mieszkańców Poznania, tzw. Poznan Historical Population Database, obejmująca indywidualne informacje o wszystkich składowych ruchu naturalnego od pierwszej połowy XIX wieku do okresu dwudziestolecia międzywojennego. Powstanie ona według standardów międzynarodowych i powiązana zostanie z istniejącymi już bazami dla populacji z różnych regionów świata, zdeponowanymi w repozytorium European Historical Population Samples Network. Zostanie także udostępniona polskiemu odbiorcy poprzez przygotowaną bezpłatną aplikację internetową, która umożliwi zainteresowanym odnalezienie informacji o swoich przodkach. To ewenement dla Poznania. Baza będzie funkcjonowała w wolnym dostępie. Niewątpliwie łatwiej będzie znaleźć w niej swoich przodków i pobawić się w rodzinnego detektywa. Równolegle do powstawania bazy skanowane są księgi USC. Wraz z koleżankami i kolegami z APP podjęliśmy decyzję o digitalizowaniu akt Urzędu Stanu Cywilnego za lata 1874-1930. Te materiały były tylko w formie papierowej. Skany są systematycznie umieszczane w domenie publicznej Archiwum Państwowego. Przygotowywana aplikacja pozwoli połączyć jednostkowe informacje ze zdjęciem odpowiedniej strony w metryce, na której znajduje się wpis. 

 

Dane będą obszerne? 

– Spisujemy praktycznie wszystkie dane z ksiąg urodzeń, małżeństw i zgonów. Dzięki projektowi stworzymy bazę obejmującą około 90% mieszkańców Poznania. 

 

Koszty są niemałe? 

– Na projekt otrzymaliśmy z Ministerstwa Edukacji i Nauki 1,3 miliona złotych. Milion „zostaje” w archiwum na budowanie bazy danych i digitalizację materiałów, a reszta jest przeznaczona na uposażenia zespołu badaczy oraz wypromowanie efektów naszych badań.  

 

W kwietniu 2024 roku projekt zostanie zakończony? 

– Myślę, że zgodnie z planem będziemy mieli wówczas do czynienia z gotową stroną, bazą danych, i pojawią się pierwsze publikacje podsumowujące badania. Mamy nadzieję, że prowadzone przez nas badania chociaż w niewielkim stopniu pogłębią dotychczasową wiedzę o mieszkańcach Poznania w XIX wieku. Po to to w końcu robimy. 

 

Wchodząc głębiej w projekt, przeczytałem, że w XIX wieku dzietność w Poznaniu to 3,4 dziecka na kobietę… 

 

– Tak, ponad 3 dzieci na kobietę o niezakończonej reprodukcji. Jeżeli zaś uwzględnimy kobiety z zakończoną reprodukcją, to liczba ta wzrośnie do pięciorga. Tyle samo dzieci przypadających na przeciętną kobietę pokazują badania poznaniaków z pierwszej połowy XIX wieku, prowadzone przez prof. Makowskiego. W drugiej połowie XIX stulecia matki rodziły pierwsze dziecko później niż w pierwszej, zaś wydłużanie się ludzkiego życia powodowało, że coraz więcej kobiet dożywało nawet do końca reprodukcji. 

W Poznaniu do końca XIX wieku umieralność dzieci była ogromna. Wynikało to z braku higieny, niedostatków w zakresie infrastruktury miejskiej: braku ujęć czystej wody, braku kanalizacji oraz bardzo wysokiej gęstości zaludnienia wynikającej z faktu, że miasto było zamknięte w twierdzy. Bardzo często wybuchały epidemie chorób zakaźnych. Pod koniec XIX wieku pojawiła się też kategoria chorób cywilizacyjnych. Zgony z ich przyczyny osiągnęły w mieście pod koniec XIX wieku poziom prawie 20% wszystkich zgonów. Postęp w naukach medycznych spowodował, że wreszcie można było postawić coraz bardziej precyzyjną diagnozę i precyzyjniej określić przyczynę zgonu. Stąd w księgach zgonów jako przyczynę zaczęto podawać, zamiast nazwę organu czy objawy, na przykład serce lub ból serca, precyzyjniej: atak serca. Ten sam postęp cywilizacyjny wyrugował dość skutecznie choroby zakaźne. 

 

Rozmawiał Krzysztof Smura 

 

Cała rozmowa dostępna na www.uniwersyteckie.pl 

 

W XIX wieku dziewczyny na wsi wychodziły wcześniej za mąż niż w mieście. Z czego to wynikało? 

– Wydaje mi się, że dużą rolę odgrywały tu sprawy majątkowe i pragmatyczne: prowadzenie gospodarstwa, w czym potrzebna była pomoc ze strony współmałżonka, przemawiało za przyspieszeniem decyzji o ślubie. Mieszkańcy miast potrzebowali zwykle więcej czasu na wyuczenie się zawodu i usamodzielnienie się. W miastach kobiety pochodzące z wykształconych domów wychodziły za mąż wcześniej niż na przykład robotnice. Te pierwsze zawierały związki małżeńskie zwykle po ukończeniu domowej edukacji, te drugie musiały uzbierać fundusze na wyprawienie wesela. Mobilność społeczna w zakresie poszukiwania partnerów była niewysoka. Zwykle szukano męża lub żony we własnej grupie zawodowej czy społecznej. Generalnie w XIX wieku, zwłaszcza w pierwszej jego połowie, im bogatsza była grupa zawodowa (społeczna), tym mniejsza elastyczność w wyborze współmałżonka. 

 

O przyspieszonym zamążpójściu decydowała też śmierć rodzica? 

 

– Zwłaszcza ojca. Stres w dzieciństwie, wywołany na przykład śmiercią ojca, wiązał się między innymi ze wzrostem ubóstwa w rodzinie, obniżeniem inwestycji ekonomicznej w potomstwo i standard życia dziecka. Często takie wydarzenie przyspieszało przejście z okresu dzieciństwa do dorosłości. Nasze pilotażowe badania wykazały, że strata ojca w dzieciństwie potomstwa przyspieszała małżeństwo córki, natomiast nie przyspieszała momentu zawarcia związku małżeńskiego przez syna. Przyczyny takiego stanu rzeczy mogły być natury kulturowej, a wręcz praktycznej: dziewczęta „wypychano z domu”, by pozbyć się kolejnej osoby do wyżywienia. W przypadku mężczyzn mogło być inaczej. Śmierć ojca oczywiście mogła drastycznie pogorszyć sytuację w rodzinie, ale to synowie mogli stanowić dla niej wsparcie, na przykład dla młodszego rodzeństwa. Inna rzecz, że aby myśleć o ożenku, musieli się najpierw dorobić.  

 

Badaliście też wpływ stresów środowiskowych na stan biologiczny poznaniaków. Co wyniknęło z tych badań? 

 

– Badaliśmy na przykład, czy nierówności społeczne i stresy środowiskowe mogły wpływać na proporcje płci przy urodzeniu. Przyjmuje się średnio, że rodzi się 105-107 chłopców na sto dziewczynek. Najogólniej rzecz ujmując, badania populacji współczesnych wskazują na to, iż wartość tego wskaźnika może być modyfikowana przez stres środowiskowy, który działając na kobiety w ciąży, prowadzi do częstszej eliminacji słabszych płodów płci męskiej. Płody żeńskie są po prostu „mniej wymagające” pod względem energetycznym, co zwiększa ich szanse na przeżycie w warunkach stresów czy niedoborów podstawowych zasobów życiowych. 

 

Czytaj też: Prof. Grażyna Liczbińska. Od cholery do cholery

Nauka Wydział Biologii

Ten serwis używa plików "cookies" zgodnie z polityką prywatności UAM.

Brak zmiany ustawień przeglądarki oznacza jej akceptację.