Wersja kontrastowa

Prof. Elżbieta Winiecka. INKAH będzie wyjątkowy

Prof. Elżbieta Winiecka, fot. Adrian Wykrota
Prof. Elżbieta Winiecka, fot. Adrian Wykrota

INKAH, czyli Internetowe Narzędzie do Kolaboratywnej Animacji i Hipertekstu, będzie unikalną w Polsce aplikacją i wejdzie do użytku już w przyszłym roku. W ramach projektu Dariah.pl pracuje nad nią interdyscyplinarny zespół, a badania z jej wykorzystaniem prowadzone będą w ramach Centrum Badań nad Literaturą Elektroniczną UAM. Z prof. Elżbietą Winiecką, szefową jednostki oraz Instytutu Filologii Polskiej, rozmawia Krzysztof Smura. 

 

Nadal czyta pani książki w wersji analogowej? 

– Oczywiście (śmiech). Uważam, że nie ma takiego medium, które mogłoby zastąpić drukowaną książkę.  

 

Słowem, Centrum Badań nad Literaturą Elektroniczną o metryce młodej, bo sięgającej 2021 roku, nie wypiera książki analogowej jako czegoś przestarzałego? 

– Absolutnie nie. Literatura elektroniczna nie stanowi żadnej konkurencji dla literatury drukowanej. Zwykliśmy myśleć o literaturze jako o czymś, co czytamy z książki, co jest wydawane w postaci wolumenu i co możemy gromadzić w naszych domowych biblioteczkach. Odkąd pojawiły się media cyfrowe, ebooki i audiobooki, wiemy, że może ona być udostępniana także na innych nośnikach. Natomiast literatura elektroniczna nie jest literaturą zdigitalizowaną. To nie są e-booki, audiobooki, PDF-y czy pliki w innych formatach gotowe do pobrania z internetu, które na kolejnym etapie można wydrukować. To, co określa się mianem literatury elektronicznej (cyfrowej, digitalnej), to zupełnie odrębny zespół zjawisk, które nie zamierzają konkurować z literaturą drukowaną, a już na pewno nie zamierzają jej zastąpić. To twórczość, o której zwykło się mówić, że jest digital born. Medium cyfrowe stanowi jej warunek i środowisko istnienia, można ją czytać także wyłącznie z wykorzystaniem urządzeń elektronicznych. Rozwija się zatem dlatego, że pisarze odkrywają w nowych technologiach nowe możliwości i szansę poszerzenia pola literatury.  

 

Czy to odzew na stwierdzenia, że pole literatury ulega stopniowemu zawężeniu? 

– Pojęcie pola literatury jest tutaj dosyć istotne, ponieważ rzeczywiście zwykło się współcześnie mówić o zawężaniu pola literatury, o wypieraniu i wchłanianiu go przez pole mediów, dziennikarstwa czy sztuk audiowizualnych. Że zatem coraz mniej tej literatury jest w naszej kulturze, a sama kultura literacka to przeszłość. Pomijam w tej chwili ogromny obszar świetnie radzącej sobie na rynku literatury gatunkowej, trafiającej często do imponującej liczebnością publiczności, faktem jest jednak, że nasze myślenie w coraz mniejszym stopniu kształtowane jest przez literaturę piękną. Ale dla przeciwwagi warto zauważyć te zjawiska, które zdają się procesowi wypierania literatury z naszej kultury po prostu przeczyć. Wielu twórców, zwłaszcza na kontynencie amerykańskim, wykorzystuje nowe technologie cyfrowe jako narzędzie pisarskie. Technologia cyfrowa pozwala rozszerzyć możliwości ekspresji słowa; wzbogaca, wzmacnia, modyfikuje jego sensy, a także – co jest akurat zjawiskiem charakterystycznym dla całej współczesnej kultury – otwiera sztukę słowa na współdziałanie innych sztuk, w tym audiowizualnych. Literatura elektroniczna staje się więc multimedialna. I okazuje się sztuką nie tak hermetyczną w swoim dialogicznym stosunku do zjawisk takich, jak gry komputerowe, aplikacje mobilne czy rzeczywistość wirtualna oraz rozszerzona (VR i AR). Literatura elektroniczna to obszar zjawisk o dość płynnych i nieoczywistych granicach, odzwierciedla zatem przekształcenia naszej współczesnej kultury; jest ich efektem i jednocześnie komentatorką. 

 

Od kiedy mamy do czynienia z literaturą elektroniczną? 

– Od chwili pojawienia się technologii cyfrowej. Pierwsze tego typu zjawiska datowane są na lata 50. XX wieku, ale rozwój nastąpił 30 lat później, wraz z powstaniem systemu do tworzenia hipertekstów. Do tej pory w tekście pisanym dominującą formą była narracja linearna, opowieść snująca się od początku do końca. Z chwilą pojawienia się hipertekstu, czyli tekstu rozgałęzionego, który znamy dzisiaj wszyscy, bo tak działa internet, pojawiły się nowe możliwości prowadzenia opowieści. Opowieści wielowątkowych, mających zakończenia alternatywne, i interaktywnych: klikalnych i grywalnych. Taka opowieść zaczyna się, a niedługo potem czytelnik zostaje postawiony wobec konieczności wyboru dalszej ścieżki lektury. Widzi na stronie linki i klika w kolejne hiperłącza. W zależności od tego, który link wybierze, trafi w zupełnie inne rejony świata przedstawionego, a czytana historia może potoczyć się zupełnie inaczej. Bywa też, że czytelnik jest wprowadzany w jakąś pułapkę i wraca do punku wyjścia albo trafia w ślepą uliczkę. Tego typu rozwiązania wymagają od niego skupienia uwagi, a przede wszystkim większej cierpliwości niż lektura książki prowadzącej go od pierwszej do ostatniej strony. Ale dają też twórcy zupełnie nieznane w literaturze drukowanej możliwości prowadzenia opowieści i angażowania czytelnika w opowiadaną fabułę. Bardzo często pojawiają się takie tematy jak zbrodnia. Schemat powieści detektywistycznej świetnie się sprawdza w hipertekście, bo może on poprowadzić czytelnika w sposób dla niego nieoczywisty, wprowadzić w błąd i po wielokroć zaskoczyć. Rozwój technologii multimedialnych sprawia, że możliwości powstawania nowych gatunków literatury elektronicznej jest całe mnóstwo.  

 

Jaki wpływ na rozwój literatury elektronicznej mają na przykład media społecznościowe? 

– Jesteśmy na etapie, w którym stymulują one rozwój tej literatury. Coraz częściej powstają utwory kolaboratywne, zespołowe. Bardzo często te utwory pisane są w interakcji kilku osób, które współtworzą jakiś projekt. A przecież literatura do epoki cyfrowej była traktowana jako wytwór samotnego umysłu, który w skupieniu i izolacji tworzy coś i zapisuje. Dziś mamy do czynienia z sytuacją, w której redefiniujemy zakres i granice pojęcia literatury, w tym tej elektronicznej, bo jest ona jak najbardziej społeczna. Jest włączająca.  

…ale czy dochodowa? 

– Literatura cyfrowa jest niedochodowa i czasochłonna. Najnowsze technologie są drogie, ale powstaje też literatura, która już wykorzystuje wirtualną rzeczywistość i sztuczną inteligencję. Niestety potrzeba do tego sprzętu będącego często poza zasięgiem zwykłego użytkownika.  

 

Czemu służy kierowane przez panią centrum? 

– To owoc wcześniejszej kilkuletniej współpracy z naukowcami z różnych ośrodków. Przede wszystkim z literaturoznawcami, którzy zajmowali się podobnymi zagadnieniami. Byliśmy jednak samotnikami. Literaturoznawcy zajmują się bowiem tekstami drukowanymi i to, co jest w mediach cyfrowych, zwykle znajduje się poza horyzontem ich zainteresowań. Tymczasem powinniśmy badać również ten obszar praktyk literackich, które rozwijają się poza medium drukowanym. Dotychczas brakowało centrum, które skupiałoby nas i pozwoliło stworzyć silny ośrodek współpracy. W ramach centrum chcemy również popularyzować wiedzę o literaturze elektronicznej. Często nauczyciele języka polskiego, dowiadując się, że istnieje coś takiego jak literatura elektroniczna, stwierdzają, że bardzo chętnie będą wykorzystywać dostępne w sieci utwory jako wsparcie na lekcjach języka polskiego. Tym bardziej, że powstało już kilka cyfrowych adaptacji lektur szkolnych: opowiadań Brunona Schulza, Rękopisu znalezionego w Saragossie Jana Potockiego czy Rzutu kośćmi Stefana Mallarmego. Zostały one zaadaptowane do medium cyfrowego i jako hiperteksty świetnie sobie radzą.  

 

W ramach centrum pracujecie też nad stworzeniem unikalnego narzędzia do „produkcji” hipertekstów… 

– Dzięki projektowi DARIAH udało nam się zrealizować jedno z marzeń. Bo gdy mówimy o literaturze elektronicznej, to myślimy też o warstwie programistycznej, bez której ona nie istnieje. Do pewnego momentu miałam przekonanie, że tylko informatyk programista jest w stanie zaprojektować taki utwór, bo przecież pisarze zwykle nie mają takich kompetencji. Coraz częściej jednak powstają w wolnym dostępie narzędzia, z których mogą korzystać amatorzy nieznający się na programowaniu i tworzyć dzięki nim swoje własne interaktywne fikcje. DARIAH umożliwił nam w zespole złożonym z literaturoznawców i informatyków zbudowanie aplikacji, którą nazwaliśmy INKAH. Internetowe Narzędzie do Kolaboratywnej Animacji i Hipertekstu ma w przyszłości służyć wszystkim, którzy chcieliby pisać własne hiperteksty samodzielnie albo w zespole. Nie ma jeszcze narzędzia, które oferowałoby właśnie takie funkcje. Bardzo chcielibyśmy, aby kolejny rocznik naszych studentek i studentów mógł już z niego korzystać. Pewnie nie zrewolucjonizujemy przestrzeni publicznej i wszyscy nie zaczną nagle tworzyć hipertekstów, ale będzie to świetny sposób na ćwiczenie warsztatu pisarskiego, a także – co równie istotne – narzędzie potrzebne nam, badaczom literatury elektronicznej. 

 

Narzędzie będzie przyjazne? 

– Zdecydowanie, to jedno z naszych głównych założeń. Nawet nie znając HTML-a, będzie można tworzyć utwory interaktywne, wielowątkowe i wieloautorskie. Obecnie wchodzi ono w fazę testowania. 

 

Czytaj też: Prof. Przemysław Czapliński. Bunt czyli szukanie powiązań

Nauka Wydział Filologii Polskiej i Klasycznej

Ten serwis używa plików "cookies" zgodnie z polityką prywatności UAM.

Brak zmiany ustawień przeglądarki oznacza jej akceptację.