Wersja graficzna

Dr Dorota Masłej. Złapać za rękę średniowiecznego skrybę

Fot. Adrian Wykrota
Fot. Adrian Wykrota

Takie odkrycia nie zdarzają się często, bo i w bibliotekach nie ma zbyt wielu takich rękopisów. Jednak dr Dorota Masłej z Wydziału Filologii Polskiej i Klasycznej ma do nich szczególne szczęście. Manuskrypty, jak mówi, same ją znajdują. 
Na początku tego roku za książkę dotyczącą „Kazań augustiańskich” otrzymała prestiżową nagrodę PAN. Z dr Dorotą Masłej rozmawia Magda Ziółek.

 

Historia trochę w klimacie powieści Umberta Eco: zapomniany rękopis dzięki dociekliwości młodziutkiej doktorantki z UAM staje się niezwykle cennym materiałem badań nad staropolszczyzną. Czy może pani powiedzieć coś więcej na temat tego tajemniczego rękopisu? 

Zacznijmy od tego, że historyk języka polskiego ma do dyspozycji stosunkowo niewiele tekstów, na których mógłby pracować. To jest szczególnie bolesne, jeśli przyjrzymy się naszym sąsiadom Czechom, którzy rękopisów średniowiecznych w języku narodowym mają znacznie więcej niż my, podobnie zresztą Anglicy czy Francuzi. Tymczasem u nas zachowało się ich naprawdę niewiele. To rodzi postawę, skądinąd oczywistą, że im mniej mamy rękopisów, tym bardziej cenimy to, co mamy. „Kazania augustiańskie” w obrębie tych tekstów są szczególnie wyjątkowe.  

 

Dlaczego?  

Mamy do czynienia z fragmentem rękopisu, o którym niewiele wiemy. Dwie składki, które jakimś cudem ocalały do naszych czasów. Nie wiemy, co stało się z pozostałymi składkami, nie wiemy nawet, czy kiedykolwiek były ze sobą zszyte. Manuskrypt zawiera łacińskie materiały kaznodziejskie na trzy niedziele ze środka roku liturgicznego. Jako że nie mamy początku i końca, to zaczynamy czytać tekst od środka. I gdyby zatrzymać się na tym, co zostało zapisane po łacinie, ten rękopis nie miałby dla nas szczególnej wartości. Powiedzielibyśmy, że są to dość typowe materiały kaznodziejskie, które zawierają informacje potrzebne do przygotowania kazania. To, co czyni ten tekst wyjątkowym i niezwykle interesującym dla historyka języka polskiego, to elementy, które zostały dopisane do tekstu łacińskiego, być może ręką tego samego pisarza, nieco później.  

 

Czyli mówimy o swego rodzaju średniowiecznych notatkach? 

Dokładnie. Na pierwszych trzech kartach rękopisu znajdują się na marginesach i w interliniach pomiędzy tekstem łacińskim bardzo liczne dwujęzyczne, polsko-łacińskie dopiski. Stanowią one, wbrew temu, co myśleli pierwsi wydawcy tego rękopisu, swego rodzaju adaptację tekstu łacińskiego. „Kazania augustiańskie” zostały wydane w 1907 roku przez Konstantego Czajkowskiego i Jana Łosia, a potem na długie lata zapomniano o nich. Jedyne wzmianki pojawiały się w najbardziej podstawowych kompendiach o literaturze polskiego średniowiecza. Niestety, wszędzie tam powtarzano błędne ustalenia Łosia i Czajkowskiego z 1907 roku.  

 

Czyli, jak rozumiem, Łoś i Czajkowski nie wiedzieli, z czym mają do czynienia?  

Rzeczywiście, pomylili się - i to po dwakroć - w swojej szybkiej i dość pobieżnej ocenie tego rękopisu. Po pierwsze uznali, że mamy do czynienia z dwoma kazaniami, natomiast analiza struktury rękopisu pozwoliła stwierdzić, że są to zaledwie dwie części całego, znacznie większego materiału kaznodziejskiego. Po drugie stwierdzili, że notatki są tłumaczeniem tekstu łacińskiego. Tymczasem moje szczegółowe analizy i porównania tego, co znajduje się w interliniach i na marginesach, w stosunku do tego, co ja nazywam łacińskim tekstem głównym, pokazały, że oba te materiały różnią się na wielu poziomach. Jeśli chodzi o treść, to rzeczywiście została ona zaczerpnięta z łacińskiego tekstu. Natomiast jeśli chodzi o realizację, to polsko-łacińskie dopiski są znacznie bardziej rozbudowane.  

 

Co to może oznaczać? 

W polsko-łacińskim tekście  wyraźnie widzimy, że jest to opracowanie treści pod próbę konkretnej realizacji, prawdopodobnie ustnej. Pojawiają się w nich np. zwroty do słuchaczy: Miła fratres (mili bracia). Poza tym w tekście polskim, w przeciwieństwie do łaciny, kilkakrotnie przywoływane są treści z egzemplum, już w jego objaśnieniu, prawdopodobnie po to, by stale przypominać je słuchaczom kazania.

Proszę sobie wyobrazić taką sytuację: średniowieczny kaznodzieja mierzy się z tekstem łacińskim, nie jest pewny, czy uda mu się na jego podstawie wygłosić kazanie po polsku, dlatego na marginesach podejmuje próbę jego adaptacji. Nie jesteśmy w stanie poznać ostatecznego kształtu tego kazania, ale mam wrażenie, że ten tekst daje nam wyobrażenie, jak mogłoby ono wyglądać, jak były zrealizowane treści, na jakim poziomie były rozwijane. Osobiście, badając teksty średniowieczne, szukam za nimi konkretnego człowieka. To często się wymyka, natomiast w trakcie pracy nad „Kazaniami augustiańskimi”  miałam kilkakrotnie poczucie, że poznaję autora tych notatek, że udaje mi się dowiedzieć czegoś nie tylko o języku, którym się posługiwał, ale też o nim samym — jak próbował skonstruować ten konkretny tekst. To było dla mnie absolutnie inspirujące. 

Wrócę jeszcze na moment do tego, dlaczego ten rękopis jest tak wyjątkowy. Trzeci element, który stanowi o jego unikalności, to jego dwujęzyczność. Spośród rękopisów, które zachowały się do naszych czasów, mamy dosłownie parę przykładów zabytków dwujęzycznych: „Kazania świętokrzyskie”, które zostały szczegółowo przebadane, pisano też o rotach sądowych. I tu pojawiają się „Kazania augustiańskie”, które pokazują zupełnie inny typ dwujęzyczności niż ten obecny w „Kazaniach świętokrzyskich”: code switching – czyli przełączanie kodu nawet w obrębie jednej struktury składniowej. Każdy z tych dwóch języków może w tym układzie pełnić te same funkcje, a splot obu języków jest nierozerwalny. Obrazuje to chociażby przywołany wcześniej zwrot „miła fratres”. Te badania również pozwalają nam chwycić tego człowieka za rękę. Wiemy o nim, że był głęboko dwujęzyczny. Proszę zauważyć: temu pisarzowi wszystko jedno, którego języka używał, oba znał na tym samym poziomie. Gdybym jednak miała zaryzykować, to powiedziałabym, że ostatecznie swoje kazanie wygłosił po polsku.  

Dodatkowo jest to zabytek, który doskonale obrazuje tzw. proces wernakularyzacji, czyli „utekstowienia” polszczyzny, o którym dotychczas nie pisało się w polskiej literaturze przedmiotu. 

 

Czego jeszcze możemy dowiedzieć się z tego rękopisu?  

Nie sądzę, aby był to tekst, który później ów kaznodzieja wziął ze sobą na ambonę i z jego pomocą wygłosił kazanie. Kiedy spojrzymy na rękopis, to zobaczymy, jak mało miejsca skryba miał do dyspozycji. Aby się zmieścić, musiał wymyśleć własny system odnośników, które łączyły poszczególne partie tekstu tak, aby mógł przeskakiwać z miejsca na miejsce. Zrobił to w najprostszy w gruncie rzeczy sposób: rysując wymyślone przez siebie znaczki. Nie znalazłam w rękopisach europejskich takiego systemu zapisu notatek, stąd wnioskuję, że powstały one na potrzeby tego konkretnego tekstu. To podkreśla jego unikatowość. I tutaj uwaga: proszę pamiętać, że to, co jest wyjątkowe dla nas, dla ludzi żyjących w średniowieczu takie być nie musiało. Z ich perspektywy to nie był jakiś istotny tekst, nie został nawet ukończony. Dla mnie to jest kolejny moment, kiedy możemy średniowiecznego skrybę złapać za rękę, nie jakiegoś wybitnego, znanego z imienia, ale takiego zwykłego, przeciętnego pisarza siedzącego w ciemnym skryptorium. Nie dokończył swojej pracy, bo może było mu zimno, może się stresował, może był zmęczony… 

 

Skoro mówimy o skryptorium, to muszę zapytać o to, jak pani pracuje? 

Na szczęście nie pracuję w średniowiecznym skryptorium. Dużo napisano o tym, jak ciężko mieli średniowieczni skrybowie, tymczasem – i tu może panią zaskoczę – w wielu aspektach wyglądało to inaczej, niż przedstawiane jest na filmach.  Jak wspomniałam, warunki były trudne: skrybom było zimno, w trakcie pracy nie mogli pić, aby nie zalać rękopisu, świec też nie używali, żeby nie spowodować pożaru. Dlatego pracowali od samego świtu, by maksymalnie wykorzystać czas, kiedy było dostatecznie jasno. Mieli mało przerw. W naszych średniowiecznych rękopisach zachowały się różne notatki marginalne, wspominające o tych wszystkich niedogodnościach – łącznie z najsłynniejszym wezwaniem z jednego z rękopisów dominikańskich: Ach, Chryste miły, napiłbych się. Na tym tle pracuje mi się o wiele wygodniej.  Jednak rzeczywiście praca nad „Kazaniami augustiańskimi” była trudna: pracowałam bardzo dużo i bardzo długo, zwłaszcza nad samym rękopisem. Wydrukowałam sobie jego zdjęcia w dużym formacie, potem rozrysowywałam notatki, aby zrozumieć, z czym mam do czynienia. To pytanie długo mnie nurtowało: „Kazania augustiańskie” były tematem mojego doktoratu, realizowanego w ramach grantu z NCN. Książka: „Jak rodził się średniowieczny tekst. Tak zwane Kazania augustiańskie w perspektywie historycznojęzykowej” powstała już po jego obronie. Dzięki grantowi mogłam np. odbyć staż w wiedeńskim Instytucie Badań nad Średniowieczem Austriackiej Akademii Nauk. To był dla mnie czas magiczny, ważne życiowo doświadczenie. Miałam okazję rozmawiać o swoim rękopisie z wieloma badaczami, m.in. z prof. Herbertem Schendlem, specjalistą od dwujęzyczności w tekstach angielskich. Korzystałam też z przepięknych bibliotek wiedeńskich, czytałam w nich na potęgę, głównie prace na temat dwujęzyczności. Przez unikatowość „Kazań augustiańskich” na tle zachowanej literatury staropolskiej trudno było mi znaleźć w polskich opracowaniach wystarczający punkt odniesienia, wyznaczyć metodologię opisu. Między innymi w trakcie pobytu w Wiedniu tworzyłam więc warsztat potrzebny do pracy nad tym rękopisem.  

 

Otrzymała pani za tę książkę najbardziej prestiżową polską nagrodą z dziedziny językoznawstwa. W uzasadnieniu do tego wyróżnienia czytamy, że metodologia, jaką pani zaproponowała, może służyć za inspirację do kolejnych badań nad dwujęzycznością tekstów staropolskich.  

Przejęcie metodologii badaczy europejskich wymagało ode mnie pewnego przemyślenia, przepuszczenia tych narzędzi przez specyfikę języka polskiego i polskich tekstów. Rzeczywiście, jest to książka, która ze względu na propozycje metodologiczne może przysłużyć się kolejnym opracowaniom. Tak też chciałabym o niej myśleć.  

 

Powiedziałyśmy już wiele o rękopisie, o tym, jak pani nad nim pracowała, ale jak to się stało, że trafił w pani ręce?  

Szczęśliwy zbieg okoliczności zdecydował, że zainteresowałam się tym tekstem — jak zwykle w moim przypadku. Mam takie przeświadczenie, że teksty same do mnie przychodzą. W gruncie rzeczy spośród tych, z którymi pracowałam do tej pory, każdy sam mnie znalazł. Historia w przypadku „Kazań augustiańskich” była taka: miałam pisać pracę doktorską dotyczącą średniowiecznych glos. Aby zebrać materiał do badań, przeszukiwałam dostępne zbiory tekstów staropolskich i tak w „Chrestomatii staropolskiej” natrafiłam na „Kazania augustiańskie”, które – co zelektryzowało mnie zupełnie – były opisane jako tekst zapisany w glosach. Postanowiłam, że muszę je zobaczyć. Tak zaczęło się moje zainteresowanie tym rękopisem – on po prostu nie dawał mi spokoju, mimo że teoretycznie szukałam innych przykładów do pracy doktorskiej. A gdy go zobaczyłam, to po prostu przepadłam. To była nasza wspólna decyzja z prof. Tomaszem Miką, moim promotorem, że zostawiam glosy i zajmuję tym konkretnym tekstem. I ta przygoda trwała 5 lat.  

 

Czy jest jakiś kolejny rękopis, który panią znalazł?  

Jest taki rękopis, który znalazł mnie już jakiś czas temu i któremu obiecałam, że do niego wrócę. On pociąga mnie chyba równie mocno jak „Kazania augustiańskie”. Niby nie mam daleko, bo znajduje się w Bibliotece Raczyńskich. Nic, tylko biec. Ale mamy wyjątkową sytuację pandemii, poza tym ten tekst jest trudniejszy paleograficznie, również dwujęzyczny, również bardzo interesujący w kontekście procesu wernakularyzacji. I tak zdradziłam pani, w którą stronę idą moje zainteresowania naukowe.    

 

zob. też

 

Nauka Wydział Filologii Polskiej i Klasycznej

Ten serwis używa plików "cookies" zgodnie z polityką prywatności UAM.

Brak zmiany ustawień przeglądarki oznacza jej akceptację.