Wersja kontrastowa

Prof. UAM Grzegorz Rachlewicz. Wigilia wśród pingwinów

Zamiasta stajenki
Zamiasta stajenki

Święta Bożego Narodzenia na Półkuli Południowej kojarzą nam się raczej z obrazkami, które oglądamy w tym czasie w mediach, ze świętym Mikołajem surfującym u wybrzeży Australii lub bombkami na palmach Madagaskaru i wydaje się to niezwykle egzotyczne, zupełnie niepasujące do znanej nam od dzieciństwa atmosfery.

 

Ale jeżeli powędrujemy jeszcze dalej na południe, trafimy na strefy klimatyczne, w których możemy poczuć się bardziej swojsko, gdzie królują niskie temperatury oraz śnieg i lód. W takich okolicznościach przyszło mi spędzić dwa razy Boże Narodzenie jako uczestnikowi XV Wyprawy Antarktycznej PAN do Stacji im. Henryka Arctowskiego na wyspie Króla Jerzego w archipelagu Szetlandów Południowych.

Fot. G. Rachlewicz

Na wyprawę wyruszyliśmy statkiem w październiku 1990 roku i na początku grudnia dotarliśmy do Stacji. Jest to o tyle ważne, że płynęliśmy z całym dobytkiem i wyposażeniem, które nie było możliwe do uzupełnienia przez kolejny rok. W gorączce przedwyprawowej pamiętać trzeba więc było także, aby nie zabrakło wszystkich rekwizytów i produktów niezbędnych do stworzenia domowej, świątecznej atmosfery. Żywność, którą wieźliśmy, w większości konserwowa lub głęboko mrożona, obejmowała więc także karpie, buraki, mak czy grzyby, bez których obejść się nie może kolacja wigilijna. Ale są też drobiazgi, o których łatwo można zapomnieć, jeżeli ma się zaplanować, zapakować i przetransportować kilkanaście ton różnych towarów. Mam na myśli między innymi opłatek (był), sianko pod obrus (było), czy wreszcie choinkę. Do chłodni trafiło więc także kilka ładnych drzewek, niewystępujących w naturalnym krajobrazie polarnym, które w stanie hibernacji doskonale znosiły podróż przez tropiki i nawet pachniały lasem po rozmrożeniu, chociaż może nie były już tak trwałe, jak zaraz po ścięciu. Na marginesie można wspomnieć, że mogły je zastąpić będące na stanie Stacji sztuczne choinki, „zasadzone” przez nas w zaspach śnieżnych i cieszące, choć oszukujące oko, wśród nagich skał i lodowców.

        Pierwszą Wigilię wśród pingwinów przeżywaliśmy około 50-osobową grupą, w skład której wchodzili koledzy, którzy na Stacji spędzili rok przed nami, nasza ekipa oraz tzw. grupa letnia polskich naukowców i obsługi, a ponadto członkowie ekspedycji holenderskiej i jeden Rosjanin. W święta odwiedzali nas także zaprzyjaźnieni Amerykanie, których stacja znajduje się w odległości ok. 2 godzin marszu. Należy dodać, że wśród Polaków byli mieszkańcy z najróżniejszych stron kraju, a więc o bardzo różnych oczekiwaniach co do gwiazdkowych zwyczajów. Nasza wyprawa uchodziła za „poznańską” ze względu na znaczący udział Wielkopolan, w tym kucharza, który dyktował warunki menu. Był to też najliczniejszy w historii badań antarktycznych jednoczesny pobyt na „Arctowskim” pracowników UAM w osobach prof. Andrzeja Kostrzewskiego, dr. Zbigniewa Zwolińskiego, dr. Przemysława Gonery, Leona Bąbelka oraz mnie, asystenta, zdobywającego pierwsze polarne szlify.

Fot. G. Rachlewicz

        Ubieraniem choinki w ozdoby, częściowo przywiezione, częściowo wykonane na miejscu, zajęły się dwie panie, które należały do grupy letniej. Dwóch kucharzy (z poprzedniej i naszej wyprawy) krzątało się przy piecach, a stoły ustawione w dwóch rzędach nakrywali i ozdabiali dyżurni. Początek wieczerzy nie mógł zostać tradycyjnie ogłoszony, ponieważ ze względu na wysoką szerokość geograficzną, najdłuższe dni skutkowały białymi nocami i brakiem jakichkolwiek gwiazd na niebie. Tym niemniej były tradycyjne życzenia i łamanie się opłatkiem, poprzedzone tłumaczeniem gościom zagranicznym naszych tradycji i  zwyczajów. Chwile radości, zwłaszcza późniejsze, związane z przekazywaniem sobie prezentów, mieszały się z nostalgią za bliskimi, oddalonymi o 15 tysięcy kilometrów, z którymi nawet jakikolwiek kontakt był ograniczony, bo przed erą telefonii satelitarnej korzystaliśmy z łączności radiowej, dającej ograniczone możliwości rozmów i uzależnionej od warunków propagacyjnych. Inną perspektywę mieli ci z nas, którzy kończyli zimowanie lub przebywali na wyprawie tylko 2-3 miesiące letnie, a inną rozpoczynający swoją kilkunastomiesięczną przygodę. Ale wszyscy poddawali się magii tego wieczoru, śpiewając kolędy, do których przygrywaliśmy z Leonem, doskonałym organistą, na przywiezionym przez nas keyboardzie i gitarze. Około północy, choć ciągle było jasno, chętni wyruszyli na krótki spacer, do skałki z latarnią morską, na której zawieszono wykonaną przez naszych poprzedników drewnianą kapliczkę. I znowu zaduma, przy słowach Pisma Świętego, słuchanych w niecodziennej scenerii najbardziej bezludnych obszarów na Ziemi, na brzegu Oceanu Antarktycznego, z górami lodowymi i lodowcami w tle, przy wtórze odgłosów wydawanych przez wylegujące się na plaży słonie morskie i dochodzących z nieodległych kolonii pingwinów, liczonych w dziesiątki tysięcy.

Fot. G. Rachlewicz

        Jeszcze minął miesiąc i zostaliśmy sami, zaledwie dwunastu uczestników wyprawy, na kolejne 11 miesięcy. Może to nie do wiary, ale czas ten minął niezwykle szybko, pewnie dlatego, że pracowicie, choć byłoby także co o różnych przygodach pisać. I już witaliśmy naszych zmienników, z którymi przyszło nam spędzić kolejne Boże Narodzenie. Tym razem grono było zaledwie około 20-osobowe, ale nasz wkład w przygotowania bardziej entuzjastyczny, gdyż czuliśmy się bardzo ze sobą zżyci, stanowiliśmy prawdziwą polarną rodzinę, która dzieliła ze sobą wszelkie radości i smutki. Ciężko pracowaliśmy, ale także doskonale się bawiliśmy. Taka też rodzinna atmosfera panowała przy wigilijnym stole. Chociaż po kilku kolejnych tygodniach musieliśmy się rozdzielić, wracając do kraju i już nigdy w pełnym składzie się nie spotkaliśmy, więzi między nami pozostały bardzo silne, a wspomnienia wspaniałych chwil, jak wieczerza wigilijna, najoryginalniejsza, jaką miałem możliwość przeżyć i doświadczenia roku na „Arctowskim” chowam w pamięci jak największe skarby.

Prof. UAM Grzegorz Rachlewicz

Pracownia Badań Kriosfery

Instytut Geoekologii i Geoinformacji

zob. też. Jul – Jul – Jul

 

Ludzie UAM Wydział Nauk Geograficznych i Geologicznych

Ten serwis używa plików "cookies" zgodnie z polityką prywatności UAM.

Brak zmiany ustawień przeglądarki oznacza jej akceptację.