Wersja kontrastowa

Dr Juni Arnfast. Jul – Jul – Jul

Dans om træet
Dans om træet

Bardzo proszę, usiądźcie sobie Państwo wygodnie. Opowiem Wam bajkę o Bożym Narodzeniu, o zwyczajach i tradycji z mojego kraju - Danii.

Tak jak w Polsce przygotowania do świąt zaczynają się już w październiku. Sklepy wybuchają wtedy dekoracjami gwiazdkowymi, ciastkami, zapachami aż się w głowie kręci. Jarmarki oczywiście też są. Najsłynniejszy chyba odbywa się w Tivoli, parku rozrywki w Kopenhadze. Jest też wiele lokalnych, ekologicznych – często z towarami ręcznie zrobionymi. I trzeba palić świece. Mnóstwo świec!

Zapala się świece na wieńcach adwentowych, po jednej w kolejne niedziele adwentu, każdego dnia zapala się świecę kalendarzową. Zeszłego roku nie udało mi się takiej w Polsce znaleźć, więc tym razem przywiozłam ją sobie z Danii. Może dlatego, że zimą na północy jest tak ciemno, Duńczycy potrzebują tyle hyggelige (przytulnego) światła. A w telewizji co roku emitowany jest nowy serial adwentowy dla dzieci. 24 grudnia zawsze oglądamy disnejowski show świąteczny.

Fot. Juni Arnfast

Gdy moje córki były jeszcze małe, w pierwszą niedzielę adwentu organizowaliśmy wyprawę na strych, gdzie schowane były dekoracje i ozdoby świąteczne. W ciągu dnia cały dom przystrajany był gwiazdkami, krasnoludkami, światełkami. A jeżeli dekoracji jest za mało, pleciemy jeszcze kilkanaście koszyków w kształcie serduszek i gwiazdek. Czasami wycinamy krasnoludki z kartonu i wieszamy je wszędzie, gdzie się da (cieszy to zwłaszcza mojego męża – mnie mniej, ale się zgadzam - nazwijmy to świątecznym kompromisem). Na kołatkę  w formie dzięcioła zakładamy czerwony kapelusik. Prasujemy świąteczne obrusy i  fartuchy. Wiele rodzin piecze ciasteczka: waniliowe, cynamonowe, korzenne, ba, nawet tak zwane orzechy pieprzowe. Czasami robi się też czekoladki i inne słodycze, aby było czym poczęstować gości.

Chociaż w Danii nie świętuje się mikołajek, u nas było inaczej, bo mi znany był ten polski zwyczaj, a więc córki dostawały drobne prezenciki.

Fot. Juni Arnfast

Podobnie jak w Polsce grudzień jest miesiącem nadmiernego objadania się.  W zakładach pracy organizowane są przyjęcia gwiazdkowe (julefrokost), podobnie w gronie przyjaciół. I nie je się na nich byle czego. Zgodnie z tradycją należy podać śledzie przyrządzane na różne sposoby, łososia wędzonego, krewetki, różne rodzaje wędlin, i oczywiście frikadeller (rodzaj klopsików) i pasztet z wątróbki z pieczarkami i boczkiem (ważna jest też  kolejność:  marynowane i surowe jedzenie przed smażonym i pieczonym – sprzeniewierzenie się jej jest grzechem wobec duńskiego ducha Bożego Narodzenia!). Posiłek zwieńczony jest deserem risalamande (ryż gotowany na mleku, zmieszany z bitą śmietaną, wanilią i posiekanymi migdałami). W całej misce z deserem schowany zostaje jeden cały migdał. Kto go znajdzie, dostaje prezencik. Małym okołoświątecznym co nieco są æbleskiver (rodzaj drobnych pączków), podawane z dżemem, z którymi najlepiej komponuje się szklaneczka gløggu (grzanego wina).

Od dzieciństwa świętowałam małą Wigilię. Zapraszano na nią najbliższych przyjaciół, częstowano æbleskiver i gløggiem. Wciąż kultywuję tę tradycję, serwuję risalamande i pijemy słodkie, czarne piwo bez alkoholu. Wieczorem wchodzimy z córkami na strych i zostawiamy naszemu domowemu krasnoludkowi małą porcję deseru, ciasteczka i szklaneczkę piwa. Muszę przyznać, że nasz pan krasnoludek bardzo niechlujnie je! Zawsze zostawia bałagan po posiłku, choć również prezenciki dla córek.

Fot. Juni Arnfast

W Wigilię wszyscy są strasznie zajęci:  po południu idzie się na mszę świętą, a cały dzień gotuje się tyle, jakbyśmy już nigdy później nie mieli jeść. Piecze się kaczkę nadziewaną śliwkami i jabłkami oraz pieczeń wieprzową z chrupiącą skórką – musi być idealnie przyrządzona, bo inaczej o niczym innym się nie gada przez resztę wieczora. Do mięsa je się ziemniaki, ziemniaki karmelizowane i czerwoną kapustę, a moja teściowa pochodząca z Fionii przyrządza nam swoją specjalność: gotowane jabłka z galaretką z czerwonych porzeczek. Na koniec jeszcze risalamande – ale podczas kolacji wigiljnej trzeba ukrywać, kto znalazł cały migdał, tak długo, jak tylko można – żeby zbudować napięcie. Po jedzeniu pora na taniec wokół choinki ozdobionej flagami duńskimi, koszyczkami ze słodyczami, gwiazdkami, bombkami i innymi drobiazgami. Na samym szczycie umieszczona jest gwiazda betlejemska albo kartonowy krasnoludek. Tak, Duńczycy tańczą, śpiewając kolędy albo świeckie piosenki świąteczne. Po tańcach przychodzi czas na wyczekane prezenty. Niejeden dziadek przebiera się za Świętego Mikołaja, u nas zazwyczaj bywa inaczej, bo to wnuki ubiera się w świąteczne kapelusze naciągane na głowę tak bardzo, że zasłaniają oczy. Dziecko bierze potem za rękę kogoś starszego i wyszukuje prezenty. Często Wigilia kończy się bardzo późno, koło dwunastej, ale to nic nie szkodzi. Nocleg u teściowej zawsze sprawia radość po spokojnym i pełnym hygge dniu.

Każdemu, kto dotrwał do końca tej opowieści, życzę  wesołych świąt i szczęśliwego Nowego Roku. Glædelig jul og godt nytår!

Juni Arnfast

 

Juni Arnfast, lektorka

Katedra Skandynawistyki UAM

zob. też Święta bożonarodzeniowe w Euskadi

 

Ludzie UAM Wydział Neofilologii

Ten serwis używa plików "cookies" zgodnie z polityką prywatności UAM.

Brak zmiany ustawień przeglądarki oznacza jej akceptację.