- Wyobraź sobie taką sytuację. Mieszkasz w chacie na odludziu z aparatem fotograficznym przy boku. Wstaje dzień. Spoglądasz w okno i tuż za szybą widzisz pysk niedźwiedzia polarnego! To byłaby fota – rozmarzył się Adrian Wykrota, nasz redakcyjny fotografik.
Chwilę później pukaliśmy do drzwi pokoju za którymi ,,mieszka’’ dr Jakub Małecki. Nasz polarnik. Człowiek, który od kilkunastu lat razem z kolegami z UAM uczestniczy w wyprawach na Spitsbergen.
- Czy są tam niedźwiedzie? No pewnie, że są. I to niejeden – śmieje się dr Małecki – Kiedyś ich nie było, ale od kiedy w 2011 roku morze wyrzuciło na ląd truchło kaszalota to zaczęły się schodzić z całej okolicy. No i zostały i czasem pukają w okno.
Petuniabukta. Trzy kontenery. Około 10 miejsc do spania, węzeł sanitarny, magazyn żywności. Nazwa? Nie, nie od kwiatu petunii. To od statku o tej nazwie, który kiedyś tu zawinął. A bukta? To zatoka. Zatoka Petunii. Odległość od gabinetu Rektora to około trzech tysięcy kilometrów w linii prostej. Łatwo trafić, bo południk niemal identyczny z tym na którym leży Minus.
Uniwersytet od wielu lat może się poszczycić tym czym niejeden chciałby się szczycić. Mamy bazę. Wprawdzie do jej powstania dochodziło w trudzie i znoju, to jednak jest. Początki działań na Spitsbergenie to rok 1984. Wtedy pierwsza wyprawa pod kierunkiem Wojciecha Stankowskiego osiadła na Svalbardzie. Tegoroczna eskapada odbędzie się 23 raz, a były chwile, w których wątpiono w dalszy rozwój bazy. Dlaczego? Otóż w 2009 roku poznaniacy nie otrzymali pozwolenia na pobyt w urokliwej traperskiej chatce i marzenia mogły lec w gruzach. Stało się inaczej, bo rok później UAM spał w namiotach, a dwa lata później efekt przyniosły działania władz naszego Uniwersytetu. Rękoma naukowców, którym brakowało wprawy w tego typu zadaniach zbudowano nową bazę. Dwa kontenery mieszkalne po 10 metrów kwadratowych każdy. Nie był to jednak koniec kłopotów. W 2015 roku znów skończyło się pozwolenie, ale jednocześnie polarnikom powiedziano, że owszem, baza może stać, ale kilka kilometrów dalej. Trzeba było domy rozebrać i pontonami przewieźć je przez zatokę. Tak też się stało. Dodatkowo dobudowano trzeci domek i teraz jest luksusowo. 40 metrów przestrzeni z giga-widokiem. Żyć nie umierać.
- Przez lata Spitsbergen bardzo się zmienił. Dość powiedzieć, że stał się miejscem ciekawych podróży. Latają tam samoloty rejsowe. Dziś nie jest to już takie ekstremalne miejsce jakby się mogło wydawać – mówi dr Małecki – Każdego dnia jest kilka rejsów z Oslo do Longyearbyen, miasteczka w którym mieszka około 2 tysięcy osób. Petuniabukta jest ulokowana w sercu Spitsbergenu. Niedaleko znajduje się opuszczona w 1998 roku poradziecka baza górnicza Pyramida, która swym klimatem przypomina Prypeć i Czarnobyl. ,,Pielgrzymują’’ do niej ludzie chcący przeżyć spotkanie z gatunku ciężki industrial, walące się budynki czy wizerunki sierpa i młota. Ze stolicy Spitsbergenu zabieramy się więc z wycieczką do poradzieckiej bazy, a stamtąd pieszo godzinka marszu i jesteśmy u siebie. W tym roku udało mi się kupić bilety za 800 złotych w obie strony. I to z Poznania przez Oslo. Na miejscu trzeba jednak się liczyć z cenami norweskimi, choć i z tym można sobie poradzić np. śpiąc w hostelu za 200 złotych czy na campingu za… 50 złotych. Pod warunkiem, że ma się własny namiot.
- Nie za zimno?
- Nieee. Latem jest od 5 do 10 stopni. Dodatkowo, cały czas świeci słońce. Dość powiedzieć, że Spitsbergen w skali Arktyki jest najcieplejszym miejscem. Zawdzięcza to prądowi zatokowemu, który obmywa również Europę i ociepla nasz klimat jak i klimat Spitsbergenu.
Okazuje się, że także zimy nie są w tym miejscu tragicznie zimne. Rzadko kiedy temperatura spada poniżej minus 20 stopni Celsjusza. Bywają temperatury dodatnie. Niestety klimat wariuje. Widać to każdego roku bardziej. Zawdzięczamy to oczywiście ociepleniu. Przykład? Proszę bardzo. W środku nocy polarnej robi się plus pięć stopni i zaczyna padać deszcz… Na zmarzniętej ziemi tworzy się skorupa lodowa, a renifery nie mogą się dostać do trawy i zdychają. Nasz rozmówca z niepokojem obserwuje obumieranie lodowców. Dokumentuje ten fakt, a zamieszczone na jego blogu gif-y jednoznacznie wskazują, że mamy do czynienia z dramatem, który dotknie przyszłe pokolenia.
- No bo jak inaczej powiedzieć o sytuacji w której niebezpiecznie podnosi się poziom wód, a jęzory lodowe maleją z miesiąca na miesiąc. Znów pewnie nazwą mnie wojującym lewakiem, ale to fakt – denerwuje się dr Małecki - Ocieplenie ma katastrofalny wpływ na Arktykę i co roku jesteśmy tego świadkami pracując w naszej bazie. Spitsbergen to jedno wielkie międzynarodowe laboratorium, które ożywa latem wraz z dodatnimi temperaturami. Zima odchodzi, a my obserwujemy i badamy procesy destrukcji. Mamy serie pomiarowe i dokumentacje sprzed lat. Skupiamy się na sferze nieożywionej, ale badamy też tundrę, Skupiamy się jednak na geomorfologii. Na współczesnych i dawnych procesach które kształtują krajobraz. Zmiany są dramatyczne. Choćby lodowce, które są jak balon z którego uchodzi powietrze. Zaprzyjaźniłem się z nimi, a widzę jak umierają. To przykre i trzeba o tym mówić, bo do końca wieku średnia temperatura ma się podnieść o kilka stopni. Czym to grozi, nietrudno sobie wyobrazić. Tylko stała obserwacja i zestawienie wyników badań wszystkich stacji badawczych na Arktyce pozwolą nam zobrazować zagrożenia jak i dramat, który odbywa się tu każdego dnia.
Właśnie o tych zagrożeniach, ale nie tylko, polarnicy rozmawiali w trakcie 37 Sympozjum Polarnego zorganizowanego przez Wydział Geografii i Nauk Geologicznych na Morasku. Na spotkanie zostało zaproszone ponad 140 naukowców, a panel dyskusyjny rozłożony na kilka dni. Było kilkanaście sesji tematycznych: lodowce, zmarzlina, hydrologia, ekologia – to tylko niektóre z nich. Była szansa by spojrzeć na zmiany środowiska interdyscyplinarne i przykładowo nawiązać współpracę biologa z geomorfologiem.
A my? My już niebawem wrócimy do naszych polarników by przekazać na łamach ‘’Życia’’ najważniejsze wydarzenia z tegorocznych badań.
Jeśli jednak już teraz chcecie Państwo dowiedzieć się więcej o poznańskich badaniach polarnych i o tym z czym można się zetknąć w Arktyce, zapraszamy na bloga dr Jakuba Małeckiego. Adres: galcjobiologia.wordpress.com