W Polsce dzieci późno wyprowadzają się z domów i zyskują pełną niezależność. Z badań wynika, że młode Polki mają mniejszą autonomię niż Francuzki. A jak z pustym gniazdem radzą sobie rodzice? – Przestrzeń mieszkalna jest jednym z zasobów władzy w relacjach. Władza wyraża się w poczuciu, że ma się prawo do przestrzeni, którą nie każdy może mieć – z dr Martą Skowrońską z Wydziału Socjologii rozmawia Ewa Konarzewska-Michalak.
Doktor Marta Skowrońska zajmuje się socjologią zamieszkiwania i kultury materialnej. Badaczkę fascynuje codzienność. W czasie pracy nad doktoratem przeprowadzała się kilka razy i wtedy zdała sobie sprawę, jak ważne jest miejsce, w którym się mieszka, jak materializuje ono relacje i różne aspekty życia.
Badaczka razem z dr. Filipem Schmidtem i doktorantką Marianną Kostecką z UAM została zaproszona do projektu prowadzonego przez dr Magdalenę Żadkowską z Uniwersytetu Gdańskiego, dotyczącego rodziców doświadczających zjawiska pustego gniazda. Efektem grantu była publikacja „Reconfiguring Relations in the Empty Nest: Those Who Leave and Those Who Stay” wydana nakładem Palgrave Macmillan, w której znalazły się również wyniki badań francuskich socjologów z uniwersytetu paryskiego. Polscy badacze przeprowadzili wywiady z rodzicami dorosłych dzieci z Poznania, Trójmiasta i okolic.
Sytuacja mieszkaniowa w Polsce jest trudna: mało jest tanich mieszkań na wynajem, a te do kupienia są bardzo drogie, programy rządowe jeszcze komplikują sytuację, zamiast pomagać. Czy zgodzi się pani ze mną?
– Tak, możemy wręcz mówić o kryzysie. Sytuacja jest dramatyczna, bo mieszkanie w dużej mierze zostało oddane na wolny rynek; jest towarem, na który mogą sobie pozwolić tylko osoby dobrze sytuowane albo te, które mają szczęście odziedziczyć mieszkanie. Polityka mieszkaniowa właściwie nie istnieje, a próby wprowadzania reform są przeciwskuteczne, jak w przypadku najnowszego programu Mieszkanie na Start. Jednocześnie nasze wymagania wobec przestrzeni mieszkalnej rosną. Od kilku dekad kładzie się coraz większy kulturowy nacisk na wyrażanie tożsamości, indywidualności – mieszkanie jest do tego podstawową przestrzenią.
Jak to wiąże się z tematem pustego gniazda?
– Trudno jest osiągnąć niezależność i wyprowadzić się z domu w sytuacji, kiedy nie ma gdzie mieszkać. Wyprowadzka młodych ludzi w Polsce jest mocno odroczona w porównaniu na przykład z Francją. Tam sytuacja również nie jest idealna, ale rządowe dopłaty do studenckich mieszkań wspierają proces samodzielności mieszkaniowej. W Polsce średni wiek wyprowadzki to 28 lat, we Francji 24 (średnia dla UE to 26,5). Podobnie jak w Polsce jest w krajach Europy Południowej i byłego bloku wschodniego, z kolei najszybciej wyprowadzają się mieszkańcy Skandynawii. Najciekawsza jest jednak różnica między wiekiem opuszczeniem rodzinnego domu a momentem zakładania rodziny. W naszym kraju kobieta zwykle po 1,7-2 latach od wyprowadzki wychodzi za mąż i rodzi dziecko, we Francji decyduje się na ten krok średnio po 7 latach związku i prawie 10 lat po wyprowadzce z domu. To świadczy o większej autonomii i niezależności kobiet.
Polscy rodzice chcą zatrzymać dzieci w domu czy raczej marzą o tym, by wyfrunęły w świat?
– Odpowiedź jest niejednoznaczna. Trzeba pamiętać, że opuszczenie gniazda jest procesem, który czasem trwa lata, zwłaszcza kiedy dzieci studiują. Wszystkie pary, z którymi rozmawialiśmy, odczuwały w jakimś stopniu ulgę, bo obecność dziecka wiąże się zarówno z pracą fizyczną – sprzątaniem, gotowaniem – jak i pracą emocjonalną, czyli zapobieganiem konfliktom. Ulgę odczuwają szczególnie te pary, które miały do dyspozycji mało przestrzeni na rozwijanie romantycznej relacji. Z drugiej strony te, które mają problem z poskładaniem swojej relacji po wyprowadzce, wykorzystują odzyskany czas i przestrzeń do własnych celów, na przykład na rozwój swoich pasji. Jednocześnie wszyscy rodzice, także ci będący w satysfakcjonujących związkach, mają pewne poczucie straty. Nasze życie zwykle odtwarza się w rutynach, które zapewniają stabilność i bezpieczeństwo. Wyprowadzka dziecka oznacza poważną zmianę, bo dziecko odgrywało pewne role, uczestniczyło w różnych rodzinnych praktykach, i nagle to znika.
Czy rodzice szybko adaptują pokój dziecka do swoich potrzeb, czy wolą pozostawić go takim, jaki był?
– Częściowo zależy to od sytuacji ekonomicznej rodziny. W ciasnych mieszkaniach rodzice są w stanie zrezygnować z sypialni, by dziecko miało swoją przestrzeń, i gdy dorasta, czekają, by odzyskać to miejsce. Ale w domach, w których miejsca jest dużo, bywa różnie. Przywiązanie do roli rodzica i dziecka sprzyja chęci pozostawienia pokoju bez zmian. Dla dziecka zbyt szybka przemiana może być bolesna i interpretowana jako za szybkie pogodzenie się rodziców z jego odejściem. Pozostawienie pokoju jest z kolei sygnałem „zawsze możesz tu wrócić”.
Przestrzeń wyraża jednak nie tylko relację troski i miłości, ale też władzy i kontroli. Czasami rodzice decydowali się wyremontować pokój dziecka według swoich gustów i wyobrażeń. Dzieci różnie na to reagowały. Jeżeli usamodzielniły się w pełni, na ogół to akceptowały, ale jeśli proces wyprowadzki się nie zakończył, reagowały niechęcią. W jednej z rodzin dziecko było oburzone, że rodzice przemalowali ściany na szaro – wcześniejszy pomarańczowy kolor miał wyrażać jego osobowość. To uwidacznia, jak mocno tożsamość jest związana z przestrzenią.
W dawnych pokojach dziecięcych powstawały sypialnie, pokoje gościnne lub gabinety jednego z rodziców. Ta ostatnia sytuacja pokazuje, że przestrzeń mieszkalna jest też jednym z elementów władzy w relacjach – dostęp do ograniczonego zasobu, jakim jest na przykład pokój, ujawnia, kto ma silniejszą pozycję.
Jak rodzice reagują na odwiedziny dorosłych dzieci?
– To zależy od etapu opuszczania gniazda. W fazie początkowej, kiedy dzieci przyjeżdżają do domu na weekend czy wakacje, nadal czują, że to miejsce jest ich, i wchodzą w rolę nastolatków. Zamykają się w swoim pokoju, wychodzą na spotkania ze znajomymi. To zachowanie zderza się z kulturową praktyką goszczenia, zakładającą intensywną interakcję. Zdarzało się, że rodzice oczekiwali, że dzieci będą gośćmi – razem porozmawiają, zjedzą obiad. Te różnice mogą prowadzić do napięć, bo dzieci korzystają z przywilejów zarówno domownika, jak i gościa. Nie angażują się w obowiązki jak inni domownicy, ale też nie siedzą z rodzicami przy stole jak goście.
Gdy dziecko wyprowadza się na dobre, jego odwiedziny traktowane są w kategoriach tradycyjnej gościnności, wiążącej się z dużym wysiłkiem rodziców, zwłaszcza matek. Spotkania są bardzo intensywne. Kiedy dziecko wyjeżdża, rodzice czują, że było wspaniale, ale są też zmęczeni. Zdarza się też trzecia opcja, gdy rodzice i dzieci wymieniają się rolami, wspólnie gotują albo rezygnują z wystawnego obiadu na rzecz spotkania przy herbacie. Odpuszczają sobie kulturowy wymóg polskiej gościny. Ten model pozwala na wypracowanie bardziej partnerskiej relacji.
A jak to wygląda we Francji?
– Tam też wyraża się miłość poprzez gotowanie, ale nie tak mocno jak w Polsce. Francuscy rodzice raczej mniej się poświęcają, za to mają więcej zrozumienia, że dziecko potrzebuje oddalenia. Tęsknią, ale wiedzą, że to etap, który trzeba zaakceptować. Mam wrażenie, że w Polsce pępowina jest dłużej odcinana, w wywiadach było więcej zgorzknienia z powodu rzadszych odwiedzin dzieci. Proszę jednak potraktować te ostatnie wnioski jako hipotezę, nie wyniki. Porównania są trudne, pracowaliśmy na materiale jakościowym, wywiady w obu krajach były prowadzone na innym etapie opuszczania gniazda.
Zobacz też: Dr Krzysztof Mączka. Sposób na nikczemny problem