Odnalezienie kartotek ludzi ubogich w Bibliotece PAN w Kórniku pociągnęło za sobą lawinę wydarzeń, których koniec… na szczęście wciąż się oddala. 1600 kart Towarzystwa Dobroczynności Dam Polskich w Poznaniu to dziś, dzięki ich twórczyni, kopalnia wiedzy na temat ludzi biednych w Poznaniu w połowie XIX wieku.
Sprawczynią całego zamieszania jest Celestyna Działyńska z domu Zamoyska, filantropka, patriotka biegle władająca kilkoma językami, działaczka społeczna. Jej ślub w Puławach uważany jest za ostatni z wielkich w historii Polski. Zbiory Towarzystwa, do tej pory raczej lekceważone przez naukowców, postanowiła zbadać Agata Łysakowska, doktorantka z Wydziału Historii. Podjęła przysłowiową rękawicę i zaczęła zgłębiać treść. To z kolei stało się przyczynkiem do wystąpienia o grant Preludium. Z sukcesem.
– Kartoteka podzielona jest na dwie części. Jedna alfabetyczna, a druga obwodowa. Trzeba bowiem wiedzieć, że Poznań z inicjatywy Karola Marcinkowskiego został podzielony na tak zwane obwody dla ubogich. Na czele każdego z nich stał lekarz, osoba odpowiedzialna za dany okręg. Dziś dzięki owym kartom możemy poznać obraz ubogich Poznania w latach 1845-1853, a nawet do 1870 roku – wyjaśnia Agata Łysakowska. – Karty w większości były opisywane, więc możemy przyjrzeć się poznaniakom i poznaniankom nieco bliżej. W ramach grantu powstała też strona internetowa www.kartotekiubogich.pl, która umożliwi nam znalezienie swoich przodków – o ile występowali oni o pomoc do Celestyny Działyńskiej lub samego Towarzystwa.
Adres, pod który trafiali poznaniacy po prośbie, to pałac Działyńskich w Poznaniu lub pałac w Kórniku. Zaangażowanie Celestyny oraz pań z Towarzystwa było niesamowite. Pracowały, pomagały, weryfikowały, co zapewne nie podobało się ich mężom, a już na pewno Tytusowi Działyńskiemu, który wielokrotnie to okazywał, mówiąc o ciągłej nieobecności małżonki. Trudno dziś także powiedzieć, jak zareagował na pierwszy w Poznaniu second hand w swoim domu…
– Działalność pań zaangażowanych w niesienie pomocy była nieoceniona – mówi Agata Łysakowska. – Głównymi beneficjentkami były kobiety z ubogich rodzin, młode dziewczęta i wdowy. Odnotowywano na kartach ich sytuację rodzinną, weryfikowano warunki mieszkaniowe i obdarowywano je. Często pomocą były pieniądze, choć wystrzegano się tej formy, chcąc zdopingować proszących do poszukiwania własnych rozwiązań, i oferowano im na przykład narzędzia do pracy. Zdarzały się też dary materialne. Ktoś potrzebował butów, kto inny drewna na opał, jedzenia czy rzeczy osobistych. Co ciekawe, w Poznaniu powstały tak zwane szatnie – odpowiedniki dzisiejszych second handów. Jeden z pierwszych mieścił się w Pałacu Działyńskich.
Zdarzały się też oszustwa. Bywało, że co „zaradniejsze” poznanianki przyprowadzały dzieci sąsiadek jako swoje. Najczęściej oszustwo miało jednak krótkie nogi i owe panie wpisywano na czarną listę. Chcąc się uchronić przed takimi sytuacjami, najczęściej wymagano zaświadczeń od księży lub lekarzy ludzi ubogich.
– Chyba jeden z najciekawszych wpisów na karcie dotyczył młodej dziewczyny, Ewy Bogdańskiej, która przyszła do poznańskiej filantropki w poszukiwaniu pracy i dachu nad głową – opowiada pani Agata. – Otrzymała rzeczy, o które prosiła, a nawet siennik. Wystarano się jej też o pracę u pewnej rodziny. Sęk w tym, że jak czytamy na karcie, dziewczyna całość sprzedała i… kupiła różową sukienkę. Oburzenie Działyńskiej nie miało granic. Hrabina, pisząc na jej temat, nie przebierała w słowach. Inny wpis świadczący o konsekwencji w działaniu hrabiny Działyńskiej to pomoc niejakiej Serafinie Weiss, która odeszła od męża, a ten zabrał jej dziecko. Jest cały proces pomocowy od organizowania pracy zarobkowej dla kobiety przez odbiór dziecka po zaopiekowanie się nim i skierowanie go do szkoły…
Towarzystwo po kilku latach przekształciło się w Towarzystwo Pań Miłosierdzia Świętego Wincentego a Paulo. Działyńska znalazła oparcie w Kościele, konkretnie w szarytkach. Stało się tak, ponieważ część dam polskich traktować zaczęła Towarzystwo jako miejsce spotkań, rozmów, herbatek… A to nie podobało się Celestynie Działyńskiej.
– Kościół zawsze odgrywał w jej życiu znaczącą rolę. Dość powiedzieć, że pomoc ukierunkowana była na osoby wyznania katolickiego – dodaje Agata Łysakowska. – Na kartach są przykłady działań, w których odnotowywano odbieranie chłopców z tzw. terminów u majstrów, którzy byli wyznawcami protestantyzmu. Celestyna uważała, że mogliby oni przekazać im niewłaściwe wartości moralne. Bardzo pomagano patriotom, ludziom niezamożnym, którzy walczyli za Polskę. Żona Tytusa Działyńskiego wyznawała bowiem zasadę, że posiadanie bogactwa zobowiązuje do pomagania innym.
Praca nad kartoteką trwa i trwać będzie, stając się źródłem wiedzy dla badaczy XIX-wiecznego Poznania. Teraz przed panią Agatą obrona doktoratu, którego promotorem jest prof. UAM Przemysław Matusik. Trzymamy kciuki.
Czytaj też: Prof. Przemysław Matusik. Cztery tomy powodów do dumy!