Profesor Przemysław Matusik z Wydziału Historii i redaktor naczelny Kroniki Miasta Poznania, z racji pochodzenia rodziców łączy w sobie dwa żywioły. Poznański i galicyjski. Może właśnie dlatego pisząc o historii Poznania udało mu się spojrzeć na miasto z pewnej perspektywy.
Kronika jest w moim domu od lat. Podobnie Historia[PM1] Poznania. Mam dzieło pod redakcją profesorów: Topolskiego i Trzeciakowskiego. Czym książka prof. Matusika różni się wspomnianych wydań?
Od wydania dzieła pod redakcją prof. Jerzego Topolskiego minęło sporo czasu, a kończyło się ono na 1945 r . Tymczasem nastąpił wyraźny rozwój badań nad dziejami miasta, co najlepiej widać w dwóch obszarach. Pierwszy z nich to właśnie okres po 1945 roku, by wspomnieć choćby o licznych publikacjach na temat wydarzeń Czerwca 56, monografiach, pracach zbiorowych czy edycjach źródłowych. Mamy też opracowania dotyczące wydarzeń 1968 roku, Solidarności czy stanu wojennego, ale i np. poznańskiej kultury. Jednocześnie i nieco paradoksalnie, przy wzroście wiedzy o historii najnowszej, rozwinęły się w ostatnim czasie bardzo dynamicznie badania dotyczące najstarszego okresu historii naszego miasta. Szczególna tu zasługa odkryć archeologicznych zespołu prof. Hanny Koćki Krenz na Ostrowie Tumskim. Powstało szereg prac na ten temat i przyznam, że miałem z tym pewien kłopot. Wydawało mi się, że skończyłem pierwszą część, że postawiłem kropkę, a tu pojawia się kolejna publikacja z nowym ujęciem. Trzeba było wracać…
Ile czasu zajęło panu sporządzenie tak smacznego dania? Jaka była metodologia?
Około czterech lat. Zacząłem pracę w 2014 roku. Moja praca rekapituluje pewien nowy stan badań w rozmaitych obszarach. Inna jest oczywiście logika prac zbiorowych, a inna pracy jednego autora, któremu łatwiej zbudować obraz wokół jakiejś osi syntezy. Przyjąłem założenie, że będę pisał w porządku chronologiczno-problemowym. To miało w moim odczuciu pokazać dynamizm rozwoju miasta i kompleksowość jego dziejów.
Prof. Lech Trzeciakowski znawca XIX wiecznego Poznania i pana mistrz byłby dumny?
Nie ośmielę się odpowiedzieć na to pytanie. Mogę mieć tylko nadzieję, że byłby zadowolony. To był mój promotor i mistrz, który wprowadził mnie także w historię miasta, za jego sprawą trafiłem do kolegium redakcyjnego Kroniki Miasta Poznania, którym mam zaszczyt - po profesorze Jacku Wiesiołowskim - obecnie kierować. Mojej książki by nie było bez dorobku ostatnich 30 lat Kroniki.
Pasjonuje pana wiek XIX, ale opisując historię Poznania zapewne odkrył pan coś dla siebie. Co pana zaskoczyło?
Było sporo rozmaitych zdziwień, zaskoczeń, ale wspomnę o jednym, dotyczącym okresu międzywojennego. Stereotypowo ówczesny Poznań jest „porzundny”, ale i nudny, skrępowany mieszczańskim konwenansem. Tymczasem było to miasto awanturnicze, miasto gwałtownych demonstracji i politycznych bijatyk, a zarazem najlepszych masowych imprez w kraju.
800 lat w jednym tomie. Trzy tomy na lat dwieście. Skąd ta dysproporcja?
Zauważyłbym, że w dziele pod redakcją prof. Jerzego Topolskiego również można zauważyć podobną dysproporcję… Wynika ona przede wszystkim z charakteru materiału źródłowego: o początkowych wiekach mamy widomości szczątkowe, a np. o poznańskim Czerwcu jest cała biblioteka. Poza tym warto zwrócić uwagę, że w dobie staropolskiej maksimum ludnościowe Poznania to 20 tysięcy mieszkańców, a po zajęciu miasta w 1793 r. Prusacy szacowali je na 12 tysięcy. Kolejne sto lat to dziesięciokrotny przyrost liczby mieszkańców, dziś Poznań to niemal półmilionowe miasto. To głęboka zmiana jakościowa miejskich realiów, domagająca się szerszego omówienia. A do tego czasy nam najbliższe budzą największe zainteresowanie.
Gdyby miał pan podać wydarzenia, które sytuują miasto w historii świata, to…?
Trudne pytanie. Myślę, że to, co z perspektywy lokalnej wydaje się wielkie, w szerszym kontekście nabiera innych wymiarów. Powstanie Wielkopolskie to doniosłe, niedoceniane wydarzenie rangi ogólnopolskiej, ale z szerszej perspektywy to fragment burzliwego procesu budowy nowego kształtu Europy Środkowej. Warto jednak podkreślić znaczenie zrywu poznaniaków 28 czerwca 1956 r., który odbił się szerokim echem na całym świecie. Poznań stał się wtedy symbolem oporu wobec komunizmu.
Trudno jest pisać o historii miasta niemal do chwili wydania książki. Pan się o to pokusił. Czy nie bał się pan, że zabraknie tu perspektywy?
Oczywiście, piszę zresztą o tym w pierwszych słowach tego rozdziału. Uznałem jednak, że byłoby nie fair kończyć np. w „bezpiecznym” 1989 roku. Przecież w ciągu ostatnich 30 lat tyle się wydarzyło, Trzecia Rzeczpospolita trwa dłużej od tej drugiej, a tę ostatnią traktujemy jak osobną epokę. Zastrzegając, że ta część jest nieuchronnie subiektywna mam jednak nadzieję, że wskazuje punkty, które mogą się stać początkiem dyskusji o najnowszych dziejach Poznania.
Czytaj też: Z myśliwca do archiwum