Wersja kontrastowa

Przemysław Ślużyński. Jak nagrywać, to w szafie

Fot. Adrian Wykrota
Fot. Adrian Wykrota

Z Przemysławem Ślużyńskim, dźwiękowcem z Katedry Akustyki, rozmawia Magda Ziółek.

 

Czy zauważył pan, że większość polskich produkcji filmowych ma bardzo złą jakość dźwięku? Z czego to się bierze?

Powód jest zwykle prozaiczny - nie ma czasu na dobre przygotowanie ścieżki dźwiękowej. Poza tym dźwiękowiec jest najczęściej ostatnią osobą na planie filmowym. W budżecie produkcji uwzględnianych jest wiele rzeczy – o dźwięku się zapomina.

 

To teraz zapytam o jakość dźwięku w produkcjach filmowych i podcastowych na UAM…

Rzeczywiście, ostatnio mam sporo do czynienia z nagraniami i to zarówno pracowników jak i studentów. Studenci, z którymi mam kontakt z racji prowadzonych zajęć na kierunku reżyseria dźwięku, nie mają z tym problemu. Nawet jeśli nie mają sprzętu, to są w stanie zrobić pewne rzeczy lepiej niż inni „cywile”. Pracownicy za to mają problem. Ze względu na zdalny tryb pracy obecnie sporo się nagrywa i niestety - pod względem dźwiękowym część wykładów wypada słabo. Problemem jest zwykle pomieszczenie i brak mikrofonu. Wykładowcy korzystają z tego, co mają w komputerze czy laptopie, a to nie gwarantuje jakości nagrania.

 

Wobec tego proszę o radę, zestaw minimum dla osoby, która chce nagrywać podcasty, film czy wykład.

Przede wszystkim – i o tym, niestety, się zapomina – podstawą jest pomieszczenie, w którym się nagrywa. Przed nagraniem powinniśmy zadbać o ciszę. Sprawdzić, czy pralka jest wyłączona, czy w pobliżu nie działają jakieś inne urządzenia typu lodówka czy zmywarka, które mogą zakłócić nam nagranie. Często jest tak, że jesteśmy przyzwyczajeni do dźwięków w naszych domach, nie słyszymy ich, ale mikrofon jest pod tym względem bezlitosny – wyłapie wszystko. Podobnie z wnętrzami urządzonymi w nowoczesnym minimalistycznym stylu. Nie ma w nich dywanów, zasłon, mało jest mebli - wszystko to sprawia, że w nagraniu powstaje pogłos. Jeżeli do tego dochodzi jeszcze brak mikrofonu, to mamy przepis na nieudaną produkcję…

 

Więc co zrobić, jeśli nie mamy zbyt wielu sprzętów w domu, a musimy akurat nagrać kolejny odcinek podcastu?

Hmm. Jeśli nie używamy kamery, to w takim wypadku proponuję nagrywać, mówiąc do mikrofonu umieszczonego… w szafie z ubraniami. Ubrania doskonale stłumią wszelkie niepożądane dźwięki. To może wydać się śmieszne, ale odpowiednio przygotowane pomieszczenie jest pierwszym, bezkosztowym zabiegiem, który przełoży się znacząco na jakość nagrania.

 

A co z mikrofonami, które mamy w laptopach czy komórkach?

W komórkach montowane są urządzenia przystosowane do zbierania głosu ludzkiego tylko w paśmie telefonicznym, dodatkowo wspomagane różnymi odszumiaczami i polepszaczami, ale to i tak nie czyni z nich mikrofonu. W zasadzie wszystko, co podłączymy do komórki lub laptopa, będzie lepsze od tego, co mają wbudowane.

 

Czyli wracamy do mikrofonów.

Pierwsza opcja to mikrofon typu pchełka, wydatek rzędu 20-30 zł. Możemy go przypiąć do ubrania lub w innym miejscu, do statywu czy nawet umieścić na kubku od kawy. Druga opcja to pełnowymiarowy mikrofon na usb -  koszt takiej inwestycji może się wahać od 60-80 zł. Mówimy cały czas o rozwiązaniu niskobudżetowym, bo oczywiście możemy też znaleźć mikrofony dużo droższe. W tym wariancie niskobudżetowym – co wielu zaskoczy -  możemy uzyskać profesjonalny rezultat nagrania,  oczywiście jeśli będziemy jeszcze pamiętać o tym, co powiedziałem wcześniej o pomieszczeniu i szafie.

Jeśli chodzi o sam proces nagrywania, to pamiętajmy: mówimy w kierunku mikrofonu z odległości nie większej niż 20 cm. Obowiązuje tutaj taka złota zasada, jeśli chodzi o mikrofony i ich współpracę z otoczeniem: poziom sygnału zmienia się z kwadratem odległości. Czyli jeśli jakiś dźwięk jest dwa razy dalej, to jest cztery razy słabszy, a  jeśli jest dwa razy bliżej, to jest cztery razy mocniejszy. To oznacza, że jeśli w pobliżu jest lodówka lub przelatuje helikopter – a my przybliżymy się do mikrofonu z 10 cm do 5, to czterokrotnie zmniejszamy słyszalność tych zakłóceń.

To jest jedna strona medalu. Druga jest taka, że im bliżej jesteśmy mikrofonu, tym bardziej słychać wszystkie nasze sapania, stękania itd. Jeśli przypadkiem dmuchniemy w mikrofon, to zakłócenia są praktycznie nieusuwalne z nagrania. Musimy zatem pamiętać, aby mówić nieco z boku.

 

Nie wspomniał pan jeszcze o urządzeniu nagrywającym dźwięk?

Jeśli nagrywamy wykład dla studentów albo jakieś ćwiczenia na platformie MS Teams, to w zasadzie nie jesteśmy w stanie wyedytować nagrania. Wszystkie nasze „uff”, „eee” pozostaną. Jakość dźwięku w tym wypadku jest całkowicie  wystarczająca do takich działań. Oczywiście, jeśli podepniemy dodatkowo jakiś sensowny mikrofon i nagramy w pomieszczeniu z dobrą akustyką.

 

Czy każdy jest w stanie poprawić nagranie?

Jakieś 10 lat temu robiłem na ten temat szkolenie dla pracowników i w zasadzie nic się od tej pory nie zmieniło. Uważam, że Audacity to najlepszy, darmowy program do edycji dźwięku. Na YT możemy natomiast  znaleźć filmiki instruktażowe, dzięki którym poradzimy sobie z montażem czy nawet wycinaniem fragmentów wypowiedzi.

 

Ludzie UAM Wydział Fizyki

Ten serwis używa plików "cookies" zgodnie z polityką prywatności UAM.

Brak zmiany ustawień przeglądarki oznacza jej akceptację.