Wersja kontrastowa

Prof. Mariusz Lamentowicz. Urzekły mnie torfowiska

Prof. Mariusz Lamentowicz
Prof. Mariusz Lamentowicz

 

Z prof. Mariuszem Lamentowiczem z Wydziału Nauk Geograficznych i Geologicznych rozmawia Krzysztof Smura.

 

Pana aktywność w promowaniu badań, ale i zagrożeń dla środowiska jest budująca. Jakiś czas temu wybrał pan social media i od tego momentu zarówno Twitter, jak i Facebook to miejsca, gdzie można pana spotkać bardzo często. Czemu akurat tam? 

– Warto śledzić obecne trendy i dostosować się do nich. Social media to dotarcie do odbiorców, na których nam, mnie, szczególnie zależy. Jako naukowcy mamy do spełnienia misję i te narzędzia pozwalają nam ją spełniać. Docieramy, edukujemy, informujemy o zagrożeniach. Tego nie da się zrobić z poziomu zamkniętego gabinetu czy laboratorium zatrzaśniętego przed światem na cztery spusty. To wygodna postawa, ale nie ma nic wspólnego z misją. Dodam nawet, że trzeci punkt oceny parametryzacyjnej każdego naukowca dotyczy efektu społecznego. Warto się nad nim pochylić… 

Zaraża pan swoją aktywnością koleżanki i kolegów? 

– Przyznam, że z różnym skutkiem. Na szczęście coraz więcej jest wokół mnie koleżanek i kolegów, którzy nie boją się wychodzić do ludzi. Takie nazwiska jak Katarzyna Marcisz, Paweł Matulewski często spotkamy w social mediach i możemy liczyć na ich ciekawe spostrzeżenia. Kompetentny naukowiec dzięki tej platformie może naprawdę sporo zdziałać. Gorzej, gdy z kompetencji pozostaje parcie na szkło, a coś takiego również możemy zaobserwować. 

Akurat WNGiG na naszej uczelni należy do najaktywniejszych. 

– Zapewne, ale wciąż zbyt mało otwarci jesteśmy, jeśli chodzi na przykład o informowanie o zagrożeniach dla klimatu, a czas biegnie jak szalony. Miałem okazję prowadzić zajęcia na temat torfowisk i spotykać się z ludźmi z różnych środowisk i w różnym wieku. Jestem zdania, że globalne ocieplenie budzi spore emocje i wzbudza zainteresowanie zarówno u dzieci, jak i seniorów z Uniwersytetu Trzeciego Wieku. Zależy mi, aby być blisko ludzi. Współpracuję i z leśnikami, i rolnikami. Współpracuję także z samorządowcami. Wszystko po to, by zarówno edukować, jak i samemu się uczyć. 

Jak pan trafił na UAM? 

– To trochę zakręcona historia. Pochodzę z Włocławka i kończyłem technikum elektryczne. Naturalną koleją losu i takim też wyborem powinna być w takiej sytuacji politechnika. I była. Nawet się dostałem na kierunek mechanika i budowa maszyn, ale dzięki fantazji mojego kolegi złożyłem dokumenty również na poznańską geografię. Kojarzyła mi się z wolnością badań, z otwarciem na świat, a ja po pięciu latach doświadczeń naprawdę konserwatywnej szkoły średniej tęskniłem za tą wolnością.  

W którym momencie w pana życiu pojawiły się torfowiska?  

– Późno, bo pod koniec studiów. W ich trakcie moją pasją były ptaki. Zajmowałem się też ich obrączkowaniem. Mogę nawet powiedzieć, że w pewnym momencie otarłem się o profesjonalizm, a moja magisterka dotyczyła tematu z pogranicza biologii i geografii. Potem bardzo pomógł mi prof. Kazimierz Tobolski, znakomity paleoekolog. Stał się moim mentorem i to on zwrócił moją uwagę na torfowiska. Na to, że to temat, którym warto zająć się na poważnie. Był moim kamieniem milowym.  

Był doktorat? 

– Tak, ale najpierw porażka, bo mój temat związany z ptakami i łączony ze starorzeczami Wisły nie przypadł komisji do gustu. Dostałem się z drugiego naboru i odtąd torfowiska są moją pasją. 

Zaważył ów kamień milowy? 

– Wie pan, są ludzie, którzy są dla nas kamieniami milowymi. Miałem na swojej drodze ich kilku. Ważne, że są, ale dobrze też jest nie trzymać się ich do końca życia. Trzeba szukać kolejnych. Moje kamienie milowe znajdowałem w różnych punktach świata i wiele im zawdzięczam. 

Co pana urzekło w torfowiskach? 

– Wolność i dzikość. To są ciekawe pytania związane z historią ich rozwoju. Niesamowite jest, że gdziekolwiek by pan poszedł i pobrał rdzeń, może być pan pewien, że w nim zawarta jest oryginalna historia tego terenu, rozwoju osadnictwa, zmian klimatu. Każdy rdzeń daje nam nowe informacje. Nie ma problemu z publikacją wyników. Ale wolność chyba jest najważniejsza. Jadę w teren, by poczuć zew natury. Myślę, że u wielu przyrodników to on odpowiada za jakość naukową.  

Przykładem badania w Pawskim Ługu? 

– Torfowiskowy rezerwat przyrody w Lubuskiem to dla nas skarbnica informacji. Początkowo nie wiedziałem o nim nic poza tym, że to rezerwat. Zaczęło się od spotkań Klubu Przyrodników w Łagowie. Prowadząc badania w ramach grantu NCN, pomyślałem sobie, że to torfowisko porośnięte torfowcami mogłoby być ciekawym tematem do konstrukcji zmian klimatu w gradiencie między wschodem i zachodem. I tak się stało, bo ten teren był jednym z trzech badanych w ramach projektu. Okazało się, że klimat był elementem tej rekonstrukcji, ale na pierwszy plan wysunęli się joannici, którzy zbudowali zamek. Pobrany przez nas rdzeń sięgnął w przeszłość do 4 tysięcy lat, ale ostatnie 1500 było najciekawsze. Pokazało, w jaki sposób człowiek ingerował w przyrodę, poczynając od okresu plemiennego po okres joannitów i intensywne osadnictwo. Okazało się, że mamy fantastyczny zapis tej historii, a Pawski Ług stał się dla nas reperem w myśleniu o tym, jak ogromny wpływ na mokradła mają wylesienia i rolnictwo. 

Można powiedzieć, że piszecie historię na nowo? 

– W zasadzie konstruujemy ją, opisujemy, dodając nowe elementy i łącząc źródła przyrodnicze z historycznymi. Fascynującym przykładem tego są choćby wyniki badań nad jeziorem Kazanie niedaleko Pobiedzisk [pisaliśmy o nich w „Życiu” w 2021 roku – przyp. red.]. 

Ciekawe torfowiska w okolicach Poznania? 

– W Puszczy Zielonce na przykład Dolina Trojanki, w Poznaniu Dolina Cybiny, okolice Kiekrza czy Różany Potok. 

Cztery procent torfowisk w Polsce to dużo czy mało? Możemy je odtwarzać? 

– Teraz już około pięciu, jeśli weźmiemy pod uwagę te tereny, które mają miąższość mniejszą niż 30 cm. Zasoby węgla pierwiastkowego zgromadzonego w torfie w Polsce szacujemy na ok. 2,1 Gt C. Faktem jednak jest też, że z owych pięciu procent powierzchni aż 80-90 procent jest zniszczona. Odwodniona, emituje do atmosfery dwutlenek węgla – nawet 30 ton ekwiwalentu CO2 na rok. Ratunkiem jest stabilizacja poziomu wody. Do tego dążymy, odtwarzając torfowiska. Jesteśmy w stanie dzięki temu redukować emisję węgla na przykład z przemysłu. Czekamy na wprowadzenie nowych przepisów związanych z kredytami węglowymi. Ich idea polega na tym, że firmy będą chciały inwestować w odradzanie się torfowisk i ich nawadnianie, dzięki czemu będą mogły handlować owymi kredytami. 

Pracownicy Climate Change Ecology Research Unit wzięli udział w seminarium i wyjeździe terenowym organizowanym przez Norwegian Institute for Nature Research w Trondheim. Prezentował pan założenie prac badawczych polskiego zespołu. 

– Historia naszej aktywności w Norwegii jest dość zawiła, dlatego że otrzymałem od NCN grant na badanie zachodniej Syberii. W 2019 roku, korzystając z grantu INTERACT, udało nam się pobrać nieco materiału i przywieźć go do Polski. Później otrzymałem materiały badawcze z Jakucji od kolegów, którzy też byli tam w tym samym roku. I to wszystko… W związku z napaścią Rosji na Ukrainę poprosiłem NCN i panią rektor o możliwość przesunięcia obszaru badań, ale w podobnym kontekście. W tym samym czasie kolega z SGGW otrzymał norweski grant na badania monitoringowe torfowisk w Norwegii. To był dobry kierunek. Zgodę otrzymałem i szybko okazało się, że Norwegia pod względem analiz, które wykonujemy, nie jest dobrze zbadana. Co więcej, w grancie syberyjskim zakładaliśmy, że będziemy badać wieloletnią zmarzlinę, i tu też mamy z nią do czynienia. 

Jest pan zadowolony z badań w Norwegii? 

– Pobraliśmy materiał badawczy w trzech miejscach, wzdłuż linii południe – północ. Przejechaliśmy 6700 kilometrów w dwa tygodnie. Logistycznie ten wyjazd terenowy był bardzo wymagający, musieliśmy mieć także pozwolenia w każdym z miejsc na przeprowadzenie badań. Pomagali nam naukowcy z Norwegian Institute for Nature Research. Podsumowaliśmy wyniki i planowaliśmy przyszłe badania razem z naukowcami z SGGW i UW oraz pracownikami Lasów Państwowych (Nadleśnictwo Woziwoda jest naszym partnerem w innym projekcie norweskim) w czasie wspomnianej konferencji w Trondheim. W sumie spotkanie dotyczyło pięciu projektów. Bezpośrednio po nim udaliśmy się na skraj północnej Norwegii, by pobrać kolejny materiał badawczy. 

Wróci pan do Norwegii? 

– Wyjeżdżając z Arktyki, czuje się coś w rodzaju rozczarowania, że to już koniec. Będę tam wracać, także do Szwecji i Finlandii. Zmieniam plany, bo chcę wykorzystać jeszcze możliwości, jakie daje mi grant NCN przez następne dwa lata. Była to fantastyczna naukowa przygoda. No i okazało się, że w Norwegii mamy bardzo dużo do zrobienia. Kraj, który kojarzy nam się z wysoko rozwiniętą nauką i technologią, ma jednak wiele niezbadanych obszarów torfowisk! 

 

Czytaj też: Glony glebowe wychwytują gigatony węgla

Ludzie UAM Wydział Nauk Geograficznych i Geologicznych

Ten serwis używa plików "cookies" zgodnie z polityką prywatności UAM.

Brak zmiany ustawień przeglądarki oznacza jej akceptację.