W czerwcu tego roku na Igrzyskach Europejskich we florecie kobiet 26-letnia Julia Walczyk-Klimaszyk, zawodniczka KU AZS UAM, zdobyła złoty medal. Wszyscy, którzy dotychczas śledzili jej karierę, są zgodni, że Julia jest w znakomitej formie. W ciągu ostatnich kilku tygodni zdobyła aż trzy złote medale: na mistrzostwach Polski – indywidualnie i drużynowo z koleżankami z poznańskiego klubu, a sezon jeszcze się nie skończył.
Spośród ostatnich zwycięstw najważniejsze jest oczywiście to na igrzyskach. Tym bardziej, że jak sama wspomina, ostatnio nie miała specjalnego szczęścia do tych najważniejszych tytułów. Jak podkreśla, upragniony złoty medal to efekt ciężkiej pracy.
– Od kilku miesięcy jesteśmy w maratonie – mówi Walczyk-Klimaszyk. – Właściwie co weekend mieliśmy jakieś zawody. Te turnieje nam wypadają, wpadają, czasami dowiadujemy się o nich na krótko przed udziałem. Przed igrzyskami w Krakowie miałam obawy, czy dam radę, czy moje ciało kondycyjnie poradzi sobie z tym zadaniem. Teraz widzę, jak dobrą robotę wykonaliśmy w tym sezonie z trenerem Pawłem Kantorskim. On zna mnie na tyle dobrze, że wie, jak przygotować do walki – chwali.
To był wyjątkowy występ i to z wielu powodów. Duże znaczenie miała dla Julii Walczyk-Klimaszyk obecność rodziny i doping ze strony publiczności – jak mówi, to niosło ją ku zwycięstwu. Bo walka ćwierćfinałowa, jak wspomina, od początku nie układała się po jej myśli. Szermierkę często przyrównuje się do szachów. Przed walką należy nie tylko opracować własną strategię, ale też uważnie czytać przeciwnika. W przypadku finałowej walki z Węgierką Florą Pasztor było to niezwykle trudne, ponieważ przeciwniczka walczyła niekonwencjonalnie, jak mówi Julia – całym sercem.
W pamięci pozostała jeszcze legendarna Tauron Arena, zgaszone światła i tłum kibiców, a potem zwycięstwo i blask fleszy. Mazurek Dąbrowskiego śpiewała ze ściśniętym gardłem, zastanawiając się, czy ze zdenerwowania nie pomyli tak dobrze znanych jej słów. Dokładnie tak, jak zapamiętała ten moment z dzieciństwa, kiedy to z rodzicami pasjami oglądała transmisje wszystkich ważnych wydarzeń sportowych.
Jak to czasem bywa, dla Julii wszystko zaczęło się od zabaw na podwórku. Jako niezwykle żywe dziecko uwielbiała ruch na świeżym powietrzu. Jako fanka Luka Skywalkera i rycerzy Jedi ganiała z kijem udającym miecz świetlny, tocząc walki z kolegami z podwórka. W pewnym momencie jej tata zauważył, że bardzo dobrze radzi sobie w tych potyczkach i postanowił zapisać córkę na szermierkę. Tak mała Julia trafiła do Klubu Sportowego „Zjednoczeni” – jedynego w Pabianicach i jednego z najlepszych w kraju.
– Zjednoczeni Pabianice to klub z tradycjami – zapewnia Walczyk-Klimaszyk. – Początkowo nie miało to dla mnie znaczenia. Dla dzieci ważne jest, aby treningi kojarzyły się z dobrą zabawą, najlepiej w fajnym towarzystwie. Wszystko to znalazłam w klubie, dlatego zostałam przy szermierce – wyjaśnia.
Pierwszym trenerem Julii był Jerzy Jaworski, później Przemysław Pawłowski. Sukcesy zaczęła odnosić jeszcze w drużynie młodzików. W barwach Zjednoczonych Pabianice udało jej się zdobyć mistrzostwo Europy i świata.
Jak przyznaje, do Poznania na UAM trafiła dzięki trenerom i znakomitej uczelnianej sekcji szermierki.
– Stworzono tutaj – mówi Julia – we współpracy z prof. Zygmuntem Vetulanim, braćmi Witkowskimi i Bartoszem Hekiertem znakomity klub sportowy, który dał szanse rozwoju w sporcie wielu wspaniałym zawodniczkom. Trenujemy od lat w prawie niezmienionym składzie i odnosimy sukcesy. To chyba coś znaczy.
Julia Walczyk-Klimaszyk jest absolwentką Wydziału Chemii na UAM. Tym kierunkiem studiów zainteresowała się dzięki tacie, który ma zamiłowanie do nauk ścisłych. Potem jeszcze na etapie liceum trafiła się jej cudowna korepetytorka, która te zainteresowania podsycała. Jednak jak wspomina, studia to był niezwykle trudny dla niej okres.
– Czasami zastanawiam się, jak mi się to udało: jak pogodziłam zajęcia z treningami i występami na zawodach. Myślę, że zawdzięczam to w dużej mierze UAM, który zawsze był bardzo prosportowy i wspierał zawodniczki w ich pasjach. Jestem za to wdzięczna – mówi.
W trakcie studiów zainteresowała się chemią analityczną, po magisterce zdecydowała się jeszcze na studia podyplomowe w tym kierunku i jak dodaje, po cichu z tym wiąże też swoją dalszą przyszłość, kiedy nie będzie już występować w barwach KU AZS UAM.
Rzeczy, które Julia Walczyk-Klimaszyk lubi, poza sportem jest niewiele.
– Obecnie floret zajmuje cały mój czas. To jemu podporządkowane jest moje życie. W wolnych chwilach oglądam seriale, słucham podcastów, w których bohaterami są sportowcy. Ponieważ ciągle jestem w rozjazdach, bardzo lubię czas, który mogę spędzić z rodziną.
To teraz taka moja pasja – rodzina.
zob. też Prof. Jerzy Langer. Powrót dla przyszłości