Tak. Doszliśmy do ściany. Nie mamy jeszcze noblistów grantowych, ale mamy już wyraźnie rysującą się akademicką lukę pokoleniową. Dyskusje nad gorącym tematem podejmowane przez zwolenników obecnego systemu przypominają pogoń za własnym ogonem naszych ulubionych czworonogów. Żądaniom zwiększenia nakładów na naukę (słusznym!) towarzyszy poszukiwanie winy – głównie w wadliwym funkcjonowaniu lub wręcz istnieniu instytucji pośredniczących w finansowaniu badań.
A tymczasem winny jest jedynie system grantowy. Jako taki, globalnie. W szczególności w zakresie skupiającym się na centralnej kontroli nad badaniami poszczególnych naukowców, ich tematyką i sposobem realizacji.
Wcześniej wskazywałem już na ułomność, wręcz poważne wady grantowego systemu. Podstawowy problem to niestabilność finansowania, ale także wąski zasięg wsparcia – niebezpieczna elitarność, skutkująca znaczącym ograniczeniem lub wyłączeniem badań przeważającej liczby naukowców (85-95%). To jaskrawe marnotrawstwo naszego potencjału intelektualnego. Sugerowany słusznie, konieczny wzrost poziomu finansowania nauki, przy zachowaniu obecnie funkcjonujących wadliwych kanałów dystrybucji środków w systemie grantowym, zwiększy jedynie ich przepustowość, lecz nie spowoduje poprawy. Kryzys będzie się pogłębiał.
Jakby tego było mało, mamy również do czynienia z kłopotliwym problemem, powszechnym w strefie grantowej. Wbrew deklaracjom i oczekiwaniom system grantowy jest skrajnie zachowawczy. De facto blokuje postęp nauki. Celem badań naukowych są odkrycia. Rzeczywistych odkryć nie można jednak zaplanować, ująć w harmonogram i kosztorys, a tym bardziej określić ich znaczenia dla rozwoju nauki i opisać wpływ na społeczeństwo... Przed ich dokonaniem odkrycia nie są znane! Z definicji. Tak więc wnioski grantowe z konieczności kroczą po udeptanej ścieżce, a w pewnej części prezentują science-fiction, z akcentem na „fiction” – od strony naukowej i rozszerzeniem na „money” w praktyce. To dla potrzeb oceny.
I wreszcie wyjątkowy kwiatek w tym ogródku: władza absolutna mało licznego grona ekspertów, skupionych w panelu tematycznym. Doświadczonych, choć o dość przypadkowym składzie – zwykle nie wszyscy są w pełni merytorycznie kompetentni w rozpatrywanym temacie, co zrozumiałe ze względów organizacyjnych. Taka wąska grupa decyduje w sposób nieznoszący sprzeciwu (według wzorców absolutyzmu, raczej bliżej klasycznego) o rozwoju nauki, instytucji naukowych i naukowców poprzez ograniczanie finansowania badań, wspierając najczęściej 5-15% wniosków. A reszta?
To musi prowadzić do katastrofy. 5-15% najbardziej nawet uzdolnionych nie zastąpi normalnej pracy 85-95% kadry naukowej, a ta jest milcząco skutecznie blokowana z braku finansowania. Koniecznością jest więc likwidacja rażącej asymetrii rozkładu środków na realizację prac badawczych. Każdy winien mieć możliwość rozwoju. Jak w historii bywało, trzeba uwłaszczenia. Teraz – „uwłaszczenia” naukowców. Ratunkiem wydaje się ponowne odkrycie rozwiązań, które w podstawowej formie już istniały, a ich pozytywne efekty są wciąż jeszcze zauważalne. Negatywne skutki wyparcia tych rozwiązań przez system grantowy szkodzą rozwojowi nauki, a zwłaszcza młodym naukowcom, prowadząc wprost do zauważalnej przez wszystkich akademickiej luki pokoleniowej (nie tylko u nas).
Konieczne są rozwiązania dla złagodzenia kryzysu, choćby doraźne, zmierzające do umożliwienia prowadzenia badań przez podstawową, „zapomnianą” grupę naukowców (85-95%). Docelowo wszystkich, w warunkach trwałej stabilności finansowania, bez wymuszanych zmian tematyki badawczej i miejsca pracy. Można to osiągnąć przez kompleksowe finansowanie instytucji naukowych zamiast indywidualnych tematów w systemie grantów. Badania należą do obowiązków statutowych i dla umożliwienia ich realizacji winny być traktowane jak pozostałe obowiązki statutowe. Szczególnie pod względem efektywnego finansowania.
Infrastruktura, w tym badawcza, oraz specjalistyczne kadry nie mogą być rozproszone w różnych tematach grantowych, lecz muszą konsekwentnie odpowiadać specjalizacji, przyjętemu programowi badań i planom rozwojowym danej instytucji. To zapewnia spójność działań, umożliwia również określenie niezbędnego poziomu finansowania dla efektywnej pracy poszczególnych zespołów tematycznych i instytucji jako całości. Zakup kosztownej aparatury winien być scentralizowany instytucjonalnie i podporządkowany potrzebom wynikającym ze specjalizacji, realizowanego programu badawczego i planu rozwojowego jednostki. Zapobiegnie to rozproszeniu środków typowemu dla zakupów grantowych, a przede wszystkim zapewni możliwość długotrwałej i optymalnej eksploatacji cennej aparatury. Obecnie w systemie grantowym zdarza się, że po zakończeniu projektu brakuje środków na pokrycie kosztów eksploatacji (nawet tylko niezbędnych odczynników, nie mówiąc o specjalistycznej, etatowej obsłudze kosztownych urządzeń). To oczywista niegospodarność wynikająca ze specyfiki systemu. Można ją łatwo usunąć.
System instytucjonalny jest stabilny, bardziej konstruktywny, spójny naukowo i finansowo, z akcentem na cele naukowe, zdemokratyzowany, oparty na współpracy, bez straty czasu i energii na działania o charakterze administracyjnym, bez frustracji w pogoni za finansami.
Warto wrócić do rozwiązań, które w centrum zainteresowania naukowców stawiają naukę, a nie pieniądze.
To nadzieja na przyszłość. Dla osiągnięcia znaczących sukcesów naukowych, dokonywania przełomowych odkryć, nie są potrzebne granty ani własna grupa badawcza z całym obciążeniem biurokratycznym, lecz ów błysk intelektu, o który łatwiej w warunkach spokojnej, stabilnej finansowo pracy. Takie warunki winna zapewnić instytucja naukowa w wyniku współdziałania własnej i centralnej administracji. Stabilność, przy racjonalnym poziomie finansowania, jest decydująca.
Pozytywny przykład: unikatowe wyniki pionierskich badań elektroluminescencji wzbudzanej w polianilinie oraz materiałach z przewodnictwem protonowym (w tym efekty nieliniowe i laserowanie – na zdjęciu), prowadzonych od wielu lat w naszym laboratorium, mimo odmowy wsparcia zewnętrznego (NCN i ERC); seria publikacji i wystąpień konferencyjnych.
Czytaj też: Prof. Langer. Czy istnieje życie pozagrantowe?