Wersja graficzna

Prof. Andrzej Rozwadowski. Szamanizm też jest sztuką 

Prof. Andrzej Rozwadowski i Robert Urbanowski, fot. archiwum prywatne
Prof. Andrzej Rozwadowski i Robert Urbanowski, fot. archiwum prywatne

- Odkryłem, że sztuka naskalna jest bardzo ważnym wątkiem współczesnej sztuki Syberii, a poprzez to – procesów tożsamościowych. To zupełnie nieznana sfera kultury Syberii; ukształtował się tam oryginalny ruch artystyczny znany pod nazwą syberyjskiej neoarchaiki. Z prof. Andrzejem Rozwadowskim, archeologiem, badaczem sztuki naskalnej i szamanizmu, rozmawia Ewa Konarzewska-Michalak. 

 

Kto pierwszy zajął się szamanizmem na UAM? 

– Badacze, którzy jeździli na Syberię, częściowo zajmowali się tą tematyką. Wydaje mi się jednak, że dr Maria Kośko była pierwszą i w pełni oddaną badaczką szamanizmu syberyjskiego w Poznaniu. Szamanizm był jej życiową pasją. Pracowaliśmy wspólnie przez wiele lat w Instytucie Wschodnim. W 2000 roku zaproponowała mi udział w projekcie badawczym, który dotyczył adaptacji szamanizmu we współczesnej kulturze syberyjskiej. Ze względu na moją specjalizację naukową powierzyła mi kwestie związków sztuki naskalnej na Syberii z szamanizmem.  

Środowisko międzynarodowe ceniło pracę dr Kośko. W 2011 roku współorganizowaliśmy światowy kongres Międzynarodowego Towarzystwa Badań nad Szamanizmem (The International Society for Academic Research on Shamanism) w Warszawie, a wcześniej, w 2002 roku w Poznaniu, konferencję „Shamanism Today: Transformations of the Inhabitants’ of Siberia Traditional Beliefs”, na którą przyjechali badacze z całego świata. Natomiast w 2014 roku z naszej inicjatywy cały numer czasopisma „Shaman” wydawanego przez Towarzystwo poświęcono polskim badaniom szamanizmu. 

Jakucja ekspedycja, fot. archiwum prof. Adrzeja Rozwadowskiego

Maria Kośko miała talent do nawiązywania kontaktów, również z szamanami, była pod tym względem wyjątkową badaczką. Z licznych podróży po Syberii przywiozła kolekcję bębnów. Niektóre z nich to współczesne kopie historycznych bębnów szamańskich, ale przynajmniej jeden z nich to autentyczny bęben wykorzystywany w rytuałach. Po śmierci pani doktor w 2022 roku, jej mąż prof. Aleksander Kośko zdecydował się przekazać je do Muzeum Instrumentów Muzycznych w Poznaniu. Spotkał mnie zaszczyt zweryfikowania tej kolekcji. Tak się zdarzyło, że w tym czasie zgłosił się do mnie student wschodoznawstwa Robert Urbanowski, który chciał napisać pracę licencjacką o szamanizmie. Zaproponowałem mu analizę kilku bębnów pochodzących z tej kolekcji, dokładnie z Chakasji i Ałtaju. Jestem pod wrażeniem jego pracy, która niewątpliwie wzbogaci wiedzę na temat kolekcji.  

 

Czym jest bęben dla szamana? 

– Żywym bytem, zwierzęciem, duchem pomocniczym, opiekunem, z którym szaman komunikuje się przy odprawianiu rytuałów. Razem podróżują do różnych sfer kosmosu. Niemal wszyscy szamani syberyjscy posiadali bębny, jest to silnie zakorzeniona tradycja. 

Membranę bębna niejednokrotnie wykonywano ze skóry konia, bardzo ważnego zwierzęcia dla ludów turkijskich zamieszkujących południe Syberii, ale także jej wschodnie rubieże – Jakucję. W czasie ceremonii symbolicznego ożywienia bęben stawał się koniem. Symbole malowane na instrumencie dopełniają rytuały. Na przykład przedstawienia postaci ludzkich na koniach odzwierciedlają kosmiczną podróż szamana na bębnie, który stawał się na czas obrzędu jego wierzchowcem.  

Po śmierci szamana membrana jest przecinana – bęben „umiera”, ponieważ wierzy się, że duchy nadal w nim mieszkają i mogą czynić złe rzeczy ludziom. Kiedy razem z Marią byliśmy w Muzeum Narodowym w Jakucku, dowiedzieliśmy się, że na wystawie pokazano kopie atrybutów szamańskich, a oryginały schowano w archiwach, ponieważ obawiano się zaklętych w nich mocy. 

Porf. Andrzej Rozwadowski z bębnem szamańskim Minusinsk 2008

 

Jaką rolę pełnią szamani w swoich społecznościach? 

– To głównie uzdrawianie, zarówno z dolegliwości psychicznych, jak i somatycznych. Czasem pomagają w poszukiwaniu zaginionej części stada zwierząt, przewidywaniu przyszłości, zmiany pogody. Funkcja lecznicza szamanów bazuje na przekonaniu, że każda choroba spowodowana jest przez złego ducha. Szaman, przedostając się do innych sfer, szuka odpowiedzialnego za wprowadzenie elementu destrukcji do ciała chorego. Uleczenie dokonuje się w sferze kosmicznej.  

 

Petroglify szamańskie, fot. archiwum prywatne prof. Andrzeja Rozwadowskiego

 

Czy ludzie nadal wierzą w ich moc? 

– Okres komunistycznego ateizmu bardzo dotknął Syberię. Szamani byli zabijani, zsyłani do łagrów. Przez kilka dekad bano się o nich mówić, byli osobami incognito. Po upadku Związku Radzieckiego nastąpił silny powrót do dawnych wierzeń, pojawiły się nowe ich formy. Teraz naukowcy opisują zjawisko szamanizmu miejskiego. W miastach działają organizacje szamańskie, które przyjmują zweryfikowanych członków, wydają pozwolenie na wykonywanie rytuałów. Ktoś mógłby powiedzieć, że to już nie jest prawdziwy szamanizm. Świat jednak się zmienia, przyszła cywilizacja miejska z wszystkimi jej zaletami i wadami. Trudno sobie wyobrazić, że szamani nadal będą mieszkać w jurtach w tajdze. Szamanizm zmienia się, co jest naturalnym procesem, niemniej wiele wyobrażeń i atrybutów, którymi się posługują, jest zakorzenionych w tradycji. Wiele z nich zachowało się w muzeach. Dzisiaj niektórzy wzorują się na tych źródłach etnograficznych, wykonując nowe atrybuty dla współczesnych potrzeb rytualnych. Można powiedzieć, że historia zatoczyła koło. 

 

Kiedy ostatni raz był pan na Syberii? 

– Pięć lat temu. Oczywiście teraz wyjazdy do Rosji nie są już możliwe. Jednak przez 20 lat dużo zobaczyłem. Prowadziłem badania w Jakucji, Chakasji, na Ałtaju, a poza Syberią w Uzbekistanie, Kazachstanie i Kirgistanie – w tym ostatnim głosiłem też wykłady o sztuce naskalnej. Ostatnio otworzyła się przede mną Mongolia. W sumie to ponad 20 wyjazdów. Moje zainteresowania silnie oscylują wokół sztuki naskalnej. Lata temu nawiązałem też współpracę z Instytutem Badań Sztuki Naskalnej (Rock Art Research Institute) Uniwersytetu Witwatersrand w RPA. Właśnie wróciłem stamtąd – uczestniczyłem w sympozjum z okazji 90. urodzin prof. Davida Lewis-Williamsa, założyciela Instytutu. Niedawno zaś w murach UAM gościliśmy dra Jeremiego Hollmanna z tegoż Instytutu, z którym przygotowujemy projekt pokazujący różnorodność tradycji szamańskich w sztuce naskalnej. Termin „szamanizm” pochodzi z Syberii, w nauce upowszechnił się jednak również do opisu transowych praktyk rytualnych obecnych w wielu kulturach świata. Zamierzamy stworzyć nową syntezę ukazującą, jak szamanizm jest aplikowany z jednej strony do sztuki syberyjskiej, z drugiej do sztuki południowoafrykańskiej, która stała się stymulatorem do globalnej dyskusji na temat związków sztuki naskalnej z szamanizmem. 

 

Jeremy Hollmann RPA, fot. archiwum prof. Andrzeja Rozwadowskiego

 

Czym jeszcze się pan zajmuje? 

– Od dekady fascynuje mnie sztuka współczesna tworzona przez rdzennych artystów. Pewnego lata, kiedy prowadziłem badania na Ałtaju, w galerii lokalnego rzemiosła zobaczyłem obrazy z wieloma motywami sztuki naskalnej. Łatwo je rozpoznałem, wiele z nich sam dokumentowałem. Zacząłem to eksplorować i odkryłem, że sztuka naskalna jest bardzo ważnym wątkiem współczesnej sztuki Syberii, a poprzez to – procesów tożsamościowych. To zupełnie nieznana sfera kultury Syberii; ukształtował się tam oryginalny ruch artystyczny znany pod nazwą syberyjskiej neoarchaiki. Niedawno zakończyłem projekt na ten temat, który realizowałem na Syberii, ale też w Kazachstanie i Kanadzie. I znowu jak echo wrócił szamanizm – wielu rdzennych artystów syberyjskich sięga bowiem do szamanizmu, który jest dla nich ich rdzenną religią, choć niektórym naukowcom może to być nie w smak (uważa się bowiem często, że szamanizm to tylko rytualna technika ekstazy).  

Alan Syliboy

W Chakasji na przykład tworzył Aleksander Domożakow (zmarły tragicznie w 1998 roku). Spod jego pędzla wyszły poruszające obrazy przedstawiające szamanów, niektóre z nich inspirowane petroglifami. Dla niego szamanizm i sztuka naskalna były źródłami ponownego odkrywania swojej tożsamości. Artysta wychował się w rodzinie komunistycznej, nie znał języka chakaskiego, swoją syberyjskość zaczął odkrywać poprzez kontakt z archeologią i etnografią. Temat ten mnie w pełni pochłonął, nie tylko z perspektywy syberyjskiej, ale także kanadyjskiej. 

 

Aleksander Domożakow, fot. archiwum prof. Andrzeja Rozwadowskiego

 

Jak artyści współcześni przeżywają dawną sztukę? 

– Często mówią: „to jest nasze”. Przypomniało mi się, jak dwa lata temu w Kazachstanie na wernisażu wystawy Kanata Szukirbekowa zapytałem jedną z osób, skąd jej zdaniem wziął się wizerunek naskalny w obrazie. „Jak to skąd? To jest stąd, to musi być w naszej sztuce” – odpowiedziała. Poczułem się, jakbym był w Kanadzie – analogicznie tam też przedstawiciele rdzennych narodów używają dawnych motywów, nawiązując mistyczną łączność z przodkami, ziemią, krajobrazem. Operowanie motywami sztuki naskalnej ma też wydźwięk polityczny. W Kanadzie są one symbolami rdzenności, którą, przynajmniej w części, starano się zniszczyć poprzez system szkół rezydencjalnych. Są one zatem dzisiaj medium uzdrawiającym, przywracającym tradycję. Na olimpiadzie zimowej w Soczi w 2014 roku z kolei drużyna Kazachstanu wystąpiła w strojach z petroglifami – stały się one symbolem narodowym reprezentacji kraju. Badanie tej tematyki jest fascynującą przygodą. 

Zobacz też: Prof. Makarowicz. Kariera konia zaczęła się 4 tys. lat temu

Siergiej Dykow, Ałtaj, fot. archiwum prof. Andrzeja Rozwadowskiego

 

Nauka Wydział Archeologii

Ten serwis używa plików "cookies" zgodnie z polityką prywatności UAM.

Brak zmiany ustawień przeglądarki oznacza jej akceptację.