Wersja graficzna

Kampus widmo czy kampus uniwersytecki?

Fot. Adrian Wykrota
Fot. Adrian Wykrota

Od 2015 roku przyjeżdżam do pracy na Kampus Morasko, do budynku Collegium Historicum. Latem wita mnie skwar, jesienią i zimą hulające tam wiatry. Wokół piękna przyroda, łąka i aż chciałby się usiąść na ławce, ale jedyna – z Józefem Kostrzewskim – pomieści tylko dwie osoby. Koszy na śmieci na zewnątrz budynku też nie ma. Poza siłownią nie ma żadnej przestrzeni wspólnej, w której mogliby się spotykać studenci i studentki, pracownicy i pracowniczki Wydziałów Archeologii, Antropologii i Kulturoznawstwa, Nauk o Sztuce, Historii, Nauk Politycznych i Dziennikarstwa, Biologii i Chemii.

Z zainteresowaniem przeczytałam tekst „Przyszłe zielone inwestycje” w Życiu Uniwersyteckim (wydanie specjalne z października 2021 r.), który wskazuje na potrzebę powiązania budynków na Kampusie Morasko „za pomocą założeń architektury krajobrazu i odpowiedniego doboru rodzimych gatunków drzew i krzewów”.  Dzięki temu powstanie „przestrzeń wytchnienia i przeżyć estetycznych”.

W 2017 r. miałam przyjemność uczestniczyć w konferencji „Migration, Diversity and Cities” w ramach sieci IMISCOE, która odbyła się na kampusie Uniwersytetu Erazma w Rotterdamie. Z zewnątrz przypominał on Kampus Morasko – dość długa podróż poza miasto tramwajem i jeszcze kilkaset metrów pieszo, wzdłuż łąk i ulicy. Pustka, upał, wiatr. Jednak na miejscu było już zupełnie inaczej: między budynkami wydziałów mnóstwo wspólnych przestrzeni, ławki w kręgu, w szeregu, stoły z krzesłami i hamaki. Nad częścią z nich zadaszenia z drewna lub płótna, przestrzenie do grillowania i plac zabaw dla dzieci. Dziesiątki stojaków dla rowerów, śmietniki z segregacją. Pomiędzy budynkami akademickimi duży parterowy pawilon z tzw. food court, gdzie mieszczą się restauracje, kawiarnie, z potrawami i napojami z różnych stron świata, dla osób z różnym budżetem, do zjedzenia zarówno na miejscu, jak i na wynos. Ponadto księgarnia uniwersytecka z materiałami papierniczymi, apteka, sklep spożywczy, punkt pocztowy, bankomaty. W przerwach między sesjami konferencji to tam przenosiły się rozmowy, spotkania i odpoczywanie. I pewnie tam integrują się osoby z uniwersytetu podczas roku akademickiego. To tylko przykład, takich kampusów czytelnicy widzieli pewnie wiele.

Jako wieloletnią działkowiczkę cieszy mnie perspektywa posadzenia drzew i krzewów, ale jako pracowniczkę uniwersytetu jeszcze bardziej ucieszy mnie stworzenie przestrzeni, w której będę mogła spotkać się z koleżankami i kolegami z instytutu, Wydziału Antropologii i Kulturoznawstwa czy innych wydziałów z Kampusu Morasko; gdzie w dobie pandemii i przywiązania do ekranów będzie można poprowadzić zajęcia na powietrzu w sprzyjającej temu przestrzeni. Na razie pozostaje siedzenie na gazecie na schodach bądź w nielicznych wydziałowych kawiarniach i stołówkach, co jeszcze bardziej czyni każdy wydział osobnym bytem. Poza przeżyciami estetycznymi przydałyby się na Morasku też miejsca interakcji i współpracy ludzi, które mogłabym pokazywać naszym gościom, przybywającym z innych ośrodków badawczych, z dumą. Wspólna przestrzeń spowodowałaby też, że po zakończonej pracy nie uciekałabym z tej nieprzyjaznej pustyni do miasta. Przykre jest uczucie dojmującej pustki Kampusu Morasko, a pomiędzy budynkami częściej spotkać można rodziny dzików niż nas – społeczność akademicką.

Prof. UAM dr hab. Izabella Main

Instytut Antropologii i Etnologii UAM

zob. też. Prof. Main. Polska pielęgniarka w Norwegii ma się dobrze

 

Ludzie UAM Wydział Antropologii i Kulturoznawstwa

Ten serwis używa plików "cookies" zgodnie z polityką prywatności UAM.

Brak zmiany ustawień przeglądarki oznacza jej akceptację.