Był równocześnie rektorem dwóch uczelni w Poznaniu; trzykrotnie zmieniał polityczne opcje, ale przy tym zachowywał to samo liczne grono przyjaciół i współpracowników, darzących go sympatią i szacunkiem. Kim był naprawdę?
Urodził się w 1884 roku w Borzuchowie na Wołyniu w rodzinie ziemiańskiej, bardzo rozgałęzionej, pełnej znaczących, ale i barwnych postaci. Prababka jego przyjaźniła się z matką Słowackiego, a jeden z krewnych na balach wsławił się robieniem w mazurze salta przez okno. Ot, Kresy. Antoni Peretiatkowicz, bo o nim mowa, ukończył gimnazjum w Kamieńcu. Na studia prawnicze wyjechał do Warszawy, tam jednak za udział w manifestacji patriotycznej w pamiętnym 1905 roku został prawie zaraz wydalony.
Studia kontynuował w Berlinie, Lwowie i Krakowie, a po doktoracie doskonalił w najlepszych uniwersytetach Europy: w Paryżu, Heidelbergu i w Genewie, gdzie spędził prawie dwa lata w Archiwum J. J. Rousseau. To zaowocowało nie tylko tłumaczeniami, habilitacją, ale i monografią o Rousseau, wnikliwą, oryginalną, na światowym poziomie. Z zagranicy przywozi wiele naukowych przyjaźni i świeży nurt filozofii prawa, wówczas dynamicznie się rozwijającej.
Prawo organizacyjnie i towarzysko…
Po krótkich epizodach zatrudnienia na KUL i Uniwersytecie Jana Kazimierza przyjeżdża do Poznania w grupie młodych profesorów mających stworzyć nowy uniwersytet. Ma ku temu talent organizacyjny i…towarzyski. Zachowany w spuściźnie jego notes z adresami przyjaciół i znajomych zawiera dosłownie setki maczkiem zapisanych nazwisk. Dom Peretiatkowiczów przy Focha (później Rokossowskiego, później Głogowskiej) był otwarty i gościnny. Zachowane w spuściźnie kondolencje po nagłej śmierci to opasła teczka serdecznych listów z całej Polski (co zabawne, nadawcy podają wszystkie trzy różne nazwy tej samej ulicy, w zależności pewnie od tego, w jakiej epoce narodziła się znajomość…).
Czy był życzliwy ponad sporami? W spuściźnie zachowała się druzgocąca recenzja pracy habilitacyjnej Alfonsa Klafkowskiego (podtrzymana przez 3 innych tuzów prawa). W raporcie do ministerstwa Peretiatkowicz nie zmienia sądu, dodając, że z Klafkowskim łączą go życzliwe stosunki i że Klafkowski z talentem dydaktycznym prowadzi zajęcia ze studentami. Tenże Klafkowski już jako rektor UAM doprowadzi w czasie odwilży do reaktywowania założonego przez Peretiatkowicza „Ruchu Prawniczego i Ekonomicznego”. Ale to już po wojnie.
Z czasów organizacji uniwersytetu zachował się maszynopis reguł i formalności przy braniu udziału w pogrzebach. I tak w pogrzebach urzędników i funkcjonariuszy udział bez insygniów, w pogrzebie asystenta udział bierze dziekan, przy pogrzebie profesora zawiesza się wykłady, grono uniwersyteckie idzie tuż za rodziną, a pedle niosą berła okryte kirem – głosi regulamin z 1923 roku, powstały zapewne z powodu śmierci Święcickiego.
Peretiatkowicz współorganizował nie tylko wydział prawno-ekonomiczny, ale także Wyższą Szkołę Handlową, założoną wraz z Izbą Przemysłowo-Handlową. Stopniowo Izbę odsuwa, dba o poziom programu i wykładowców. W spuściźnie jest dla wzoru kilka programów podobnych szkół z Polski i zagranicy, ambitnych: w Krakowie uczą m.in. prawa, rozwoju gospodarczego Anglii, filozofii, towaroznawstwa, języka tureckiego, arabskiego czy węgierskiego. Peretiatkowicz śle listy do ministerstwa walcząc o prawa akademickie dla uczelni, liczącej już kilkuset studentów, mającej „kantor wzorcowy” do ćwiczeń, bibliotekę, muzeum towaroznawstwa i liczne organizacje studenckie. Gdy wreszcie te uprawnienia AH zdobywa, Peretiatkowicz zostaje jej pierwszym rektorem, będąc równocześnie rektorem UP.
Czytaj także: Prof. Tadeusz Cyprian. Toga i obiektyw
Z endecji do sanacji
To burzliwe politycznie czasy. W 1930 roku profesorowie UP podpisują protest w sprawie brzeskiej. Peretiatkowicz organizuje – niezbyt liczny w endeckim Poznaniu – kontrprotest. Argumentuje, że nękanie więźniów politycznych w Brześciu to sprawa tylko dla sądu, a protest upolitycznia uczelnię i osłabia państwo. To tłumaczenie spotyka się z ostrą reakcją. Zwrot Peretiatkowicza zaskakuje poznaniaków, bo od czasów studenckich do 1926 roku ma sympatie wyraźnie endeckie. Jednak trzeba pamiętać, że już od czasów dojścia do władzy Mussoliniego w 1922 roku, trwała europejska dyskusja o wyradzaniu się demokracji. Peretiatkowicz ukuł wtedy sformułowanie „cezaryzm demokratyczny”. To system, w którym przywódca stopniowo skupia władzę w swoim ręku, zachowując fasadę demokracji. Peretiatkowicz nie pochwalał tego sytemu, uważał, że narusza praworządność i ogranicza wolność, ale widział jego dobre strony, jakimi były dla niego postawienie tamy komunizmowi, usprawnienie administracji i wzmocnienie państwa. A zaczynały się czasy dla słabych państw niebezpieczne…Czy był Peretiatkowicz oportunistą czy tylko źle oceniał sytuację? To pytanie jeszcze powróci.
Tuż przed wojną jako uznany autorytet zostanie powołany do Najwyższego Trybunału Administracyjnego do Warszawy (zwolni go z niego Józef Cyrankiewicz w 1947 roku) i w Warszawie spędzi czas okupacji do Powstania, ucząc w szkole handlowej. Mieszkaliśmy blisko wielkich koszar niemieckich – wspomina 10-letnia wówczas córka Elżbieta – Powstanie do nas nie dotarło. Ale po jego upadku także Peretiatkowicze zostali pognani do Pruszkowa. Ojciec niósł wielką walizę z rękopisami, jak wspomina córka, konwojujący żołnierz niemiecki zapytawszy, co tam ma i dowiedziawszy się, że ojciec jest profesorem, przedstawił się jako księgarz z Lipska i pomógł nieść ojcu walizkę. Rodzice to często wspominali – dodaje córka. Elżbieta wspominała również przyjazd do Piotrkowa w 1944 roku, jak zostali rozpoznani przez licznych tam wysiedlonych z Gniezna studentów ojca, którzy otoczyli rodzinę serdeczną opieką. W Piotrkowie Peretiatkowicz nielegalnie wykładał prawo (zachowały się malutkie karteczki z nazwiskami studentów i ocenami), a w marcu 1945 roku wrócił do Poznania.
Bierut, Stalin, Lenin…
I wrócił na uniwersytet. Ale to był już inny uniwersytet. W poznańskim Archiwum PAN obrazują go teczki, wypchane arkuszami obrzydliwego szorstkiego papieru o kwaśnym zapachu i mętnym kolorze, pokryte niewyraźnymi powielaczowymi literami. Niepodobne do atłasowych, miłych dla oczu i rąk przedwojennych dokumentów… Program przedmiotu polskie prawo państwowe z 1953 roku to: całokształt norm prawnych ustanowionych przez władzę ludową, kierownicza rola partii, konieczność walki z pozostałościami starej ideologii, reakcyjny charakter tzw. rządu londyńskiego i jego agentur w kraju itd., itd. A z lektur oczywiście Bierut, Lenin, Stalin…. Jest i sprawozdanie z tego roku m.in. z przeprowadzania w szkołach średnich kontroli nauczania konstytucji i uwagi, że ponieważ nie wszyscy studenci (z awansu…) potrafią notować wykłady, pożądane jest, aby im je dyktować…Jest i teczka z odmowami publikacji tekstów Peretiatkowicza, bo: wkład ZSSR nie znalazł wyrazu, bo rewolucja październikowa nie jest wspomniana, a np. traktat westfalski z 1648 roku jest, bo mało krytyczny jest stosunek do literatury burżuazyjnej, bo brak szerokiej krytyki poglądów imperialistycznych itd., itd….
Peretiatkowicz tworzył poznańskie Koło Przyjaźni Polsko-Radzieckiej i jest w spuściźnie jego przemówienie na pierwsze posiedzenie TPP-R. I cóż, jest tam o tym, że Polska z racji swojego położenia nie może zadzierać z państwami silniejszymi, a raczej winna szukać ich opieki; że TPP-R daje możność poznania się wzajemnego z Rosjanami, „mocarstwem słowiańskim, które nie będzie gardzić naszą rasą” i że przyjaźń między narodami to może tylko być przyjaźń „wolnych z wolnymi, równych z równymi”. Nie ma tu nic wiernopoddańczego, a czujny cenzor zauważy z przekąsem, że „można zapytać, dlaczego specjalista prawa używa terminu Rosja, gdy mowa o ZSRR”.
W 1951 roku został usunięty z Akademii Handlowej, uczelni, która była jego dzieckiem. Józef Górski, jego uczeń, opisuje „ponury sabat, w którym oskarżycielami byli uczniowie. Było to widowisko wprost odrażające” – wspomina, dodając, że wstrząśnięty musiał wyjść z sali.
Po wojnie twórczość Antoniego Peretiatkowicza zamiera. Stosuje tzw. ucieczkę w historię, w tematy bezpieczniejsze: Spencer, Campanelli, Frycz Modrzewski. On, ten wspaniały wykładowca (wykład jasny, zwarty, o wielkiej precyzji myśli – pisze uczeń) teraz czyta wykłady z kartki, suche, pozbawione osobistego komentarza. „Być może po odwilży wróciłby do swojego dawnego stylu pracy?” – zastanawia się Filip Ludwin. Nie ma odpowiedzi na to pytanie, bo umiera w grudniu 1956 roku w wyniku nieudanej operacji.
W marny papier powojennej spuścizny głęboko wdziera się kurz. A zbiór pism Peretiatkowicza „Cezaryzm demokratyczny” został świeżo wydany. Czy zostanie właściwie przeczytany? I na to pytanie nie ma odpowiedzi.