Jak już informowaliśmy, nasi studenci są na Madagaskarze. Studenci UAM bez granic pojechali tam by pomóc szkołom mającym duże problemy edukacyjne. To już piąta wyprawa, natomiast pierwszy raz pojechał autor tego materiału.
- Madagaskar jest niesamowity. Chwilami nadal nie wierzę, że mogę tutaj być, pracować z malgaskimi dziećmi i przebywać z takimi wspaniałymi ludźmi!
Wczorajszy dzień spędziliśmy w większości z dziećmi. Najpierw udaliśmy się do szkoły, w której będziemy prowadzić zajęcia. Przy pierwszym kontakcie z dziećmi od razu poczułem coś niesamowitego i hmm - innego.
Bardzo miło nas przywitały: podchodziły, zaczepiały, próbowały też mówić do nas coś po angielsku (na tyle, na ile potrafią - bardzo się starały). Moją uwagę przykuło też to, że potrafią one cieszyć się z małych rzeczy - takich, na jakie my często nie zwracamy uwagi. Po krótkiej przechadzce udaliśmy się na "apel", gdzie przedstawiono nas wszystkim dzieciakom, a one powtarzały na głos nasze imiona, co było strasznie urocze!
Później udaliśmy się do stołówki, gdzie podopieczni czekali na posiłek. Pomagaliśmy w rozdawaniu ciasteczek do posiłku, a tym najmłodszym przy zanoszeniu jedzenia do stołu. Na końcu usiedliśmy z nimi przy stole, próbując szkolnego jedzenia. Usiadłem obok maleńkiego chłopca, który jadł bardzo powoli. Zaraz, gdy usiadłem, zaczął mnie zaczepiać. Najpierw mówił coś po malgasku (czego niestety nie mogłem zrozumieć). Później zaczął mnie zaczepiać: łapać za rękę, bawić się moim uchem, a gdy też zacząłem go zaczepiać, coraz odważniej mnie szturchał, co było przesłodkie.
Nie wiedziałem nawet czy mnie polubił, czy też nie! Jednak to, co stało się później, sprawiło, że ciężko jest zapomnieć o tym dniu. Kiedy skończył jeść poszedł gdzieś, a gdy wrócił przyniósł mi w kubeczku ciepłą herbatę... Dał i odszedł. Przez chwilę nie wiedziałem o co chodzi, jednak później dotarło do mnie, jaki miły gest poczynił w stosunku do mnie. Kurczę! Chyba jednak mnie lubi.
Czytaj też; Studenci UAM bez granic jadą na Madagaskar
Wieczorem poszliśmy do domu dziecka. I tutaj zaczyna się moment, gdy nie wiem co powiedzieć. Były momenty, gdy łzy cisnęły się do oczu. Rozdaliśmy dzieciakom gumy, później graliśmy z nimi w koszykówkę. Obie Asie miały okazję skorzystać też z tamtejszych "usług fryzjerskich" - jedna z dziewczynek bardzo polubiła ich włosy! Uwierzcie mi - fryzury były nieziemskie.
Kolejnego dnia przed pójściem do szkoły nie można było uniknąć lekkiego stresu. Jak będzie? Czy malgaskie dzieci ze szkoły nas polubią? Szybko uzyskaliśmy jednak odpowiedź! Było niesamowicie! Ich chęć do pracy, radość i komunikatywność tylko dodawała nam otuchy i cztery godziny zajęć minęły w mgnieniu oka. Ciężka, ale bardzo wdzięczna praca!