Stanisław Lorenc był mądrym, nadzwyczaj dobrym, a jednocześnie skromnym człowiekiem, niezwykle kompetentnym, rzetelnym i sumiennym Rektorem oraz znakomitym i uznanym naukowcem. I to w tej kolejności, gdyż właśnie wspaniałe cechy jego osobowości ukształtowały jego działania zawodowe i były przyczyną sukcesu. Przynajmniej w tej dziedzinie, w której znałam go przez wiele lat i gdzie miałam możliwość współpracy z nim oraz Rektorem Jurgą – przy wspólnym tworzeniu Collegium Polonicum w Słubicach.
Od samego początku dbał o to, aby wspólne posiedzenia kolegiów rektorskich Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza i Uniwersytetu Europejskiego Viadrina przebiegały w serdecznej atmosferze wzajemnego zainteresowania i zrozumienia. Nie było to czymś oczywistym. Naturalnie wszystkim zależało na powodzeniu tego wspólnego projektu, jakim było Collegium Polonicum. Ale w gruncie rzeczy nie było całkiem jasne, jaka była, jest lub powinna być istota tej wyjątkowej i bezprecedensowej placówki współpracy polsko-niemieckiej. Jeszcze bardziej niejasna była kwestia finansowania. I tak nie pozostało nic innego jak działać zgodnie z metodą learning by doing i to na dodatek w kontekście bardzo różnych tradycji naukowych. Prowadziło to do nieporozumień, a czasami nawet do nieufności.
Stanisław Lorenc był tu niewyczerpanym motorem stale nowego zaufania i nowego poczucia wspólnoty. Nigdy nie zabiegał o bycie w centrum uwagi. Ale gdyby zabrakło go podczas naszych obrad, powstałaby ogromna luka. Wszędzie i zawsze starał się o to, żeby wszyscy dobrze się czuli, począwszy od atmosfery spotkań, a skończywszy na jedzeniu i napojach podczas uroczystej kolacji. Był wytrwały i ambitny, nigdy jednak ze względu na czyjeś uznanie, natomiast zawsze przez wzgląd na sprawę.
Na zakończenie mojej prezydentury Rektorzy Stefan Jurga i Stanisław Lorenc urządzili zespołowi Viadriny i mnie wspaniałe pożegnalne posiedzenie w przepięknym pałacu Obrzycko. Ta serdeczna gościnność i wielkoduszność były po prostu imponujące.
Czytaj też: Prof. Stanisław Lorenc. Wytrwały i mądry orędownik współpracy
Dużo się też razem śmialiśmy. Przede wszystkim, kiedy już po wielu latach znaliśmy się na tyle, że mogliśmy sobie nawzajem opowiedzieć o początkowych nieporozumieniach. Jednym z nich była zakorzeniona w nobliwej, szlacheckiej kulturze Polski niechęć do otwartego mówienia o pieniądzach (obecnie stało się to chyba prostsze). Dlatego potrzebowaliśmy prawie dwóch lat, żeby zrozumieć różne kryteria finansowania polskiej i niemieckiej części Collegium Polonicum. Państwo polskie płaciło za poszczególnych studentów, dlatego niemiecki program doktorancki, liczący bądź co bądź 40 doktorantów sprawiał raczej skromne wrażenie. Aż do chwili, gdy zrozumieliśmy, że w Polsce jeden doktorant liczy się jak czterech studentów. I tak udało nam się osiągnąć liczbę 160 studentów. Tym samym niemiecka część finansowania usatysfakcjonowała również polski rachunek.
Dla mnie była to ważna lekcja polsko-niemieckiego porozumienia. Podwaliny pod nie położył ten wspaniały człowiek Stanisław Lorenc i nieustająco o nie dbał. Chylę przed nim czoło z wdzięcznością i podziwem. Jego śmierć napełnia mnie i wszystkich z grona Viadriny, którzy z nim współpracowali, głębokim smutkiem.