Nie ma się z czego śmiać. Odkrycia i prace naukowe prof. Bronisława Niklewskiego o…gnoju były głośne w świecie, unikatowe, pionierskie. Dzieło jego życia nosi krótki tytuł „Obornik” i było jedyną temu tematowi poświęconą publikacją z mikrobiologii na świecie.
Urodził się w Inowrocławiu w 1879 roku w rodzinie dyrektora banku( jak później napisze w życiorysie za czasów PRL, gdy dobre urodzenie było niemile widziane, że…urzędnika bankowego). W Inowrocławiu skończył niemieckie gimnazjum. Na studia także wyjechał do Niemiec. Studiował chemię( był chemikiem dyplomowanym), fizykę i botanikę, a później fizjologię roślin. W 1905 roku wrócił do kraju, już jako dr nauk i pracował w słynnej Akademii Rolniczej w Dublanach.
Węgierska miłość
Jak głosi legenda rodzinna, przygotowywał się do wyprawy na Jawę, gdy ujrzał przybyłą z wycieczką do Dublan młodą Węgierkę, Karolinę Hegedȕss i … Jawa musiała ustąpić uczuciu. Jego żona była osobą niezwykłą. Jak policzono, W Poznaniu zaangażowała się ofiarnie w 15-tu organizacjach społecznych, głównie pomagających ubogiej młodzieży. Czwórka dzieci Niklewskich podzieliła zainteresowanie ojca rolnictwem. W spuściźnie zachował się uroczy list dorosłego już syna Mariana, który „Kochanemu Tatusiowi pozwala sobie przysłać swoje skromne prace naukowe”. Marian został profesorem, podobnie jak Zofia, której zawdzięczamy m.in. piękny Ogród Botaniczny we Wrocławiu. Krystyna była inżynierem drobiarstwa, a imiennik ojca, Bronisław, po studiach w Zurychu został w Anglii. Cała czwórka w czasie II wojny działała w Szarych Szeregach i AK.
Ale to wszystko dużo później. Dublany to bardzo intensywny naukowo okres w życiu Bronisława Niklewskiego. Właśnie wtedy jego prace o tym, jakie procesy toczą się w oborniku, jakie – odkryte przez niego - bakterie biorą w tym udział i jaki to ma wpływ na jakość nawożenia przyniosły mu duży rozgłos naukowy.
Dyplomata
I wojnę światową spędził na Węgrzech u rodziny żony, a po wojnie odrzucił ( co miło będzie czytać poznaniakom) ofertę Uniwersytetu Jagiellońskiego i na wezwanie Heliodora Święcickiego stawił się w Poznaniu z zadaniem organizowania wydziału rolno-leśnego na powstającym właśnie uniwersytecie. Ten, wydawałoby się zbożny pomysł, wzbudził ostre dyskusje. Jak pisze w poświęconej Niklewskiemu publikacji kierownik Archiwum PAN w Poznaniu dr Jarosław Matysiak – Izba Rolnicza uważała, że studia rolnicze powinny się odbywać w Bydgoszczy w już zorganizowanym poniemieckim instytucie agronomicznym. Z kolei w pracującej od kwietnia 1919 roku specjalnej komisji ds. organizacji wydziału byli wielcy właściciele ziemscy, którzy domagali się studiów praktycznych zaledwie 2-letnich, na wzór niemiecki. Gotowa kłótnia uniemożliwiłaby powstanie wydziału, gdyby nie takt i zdolności koncyliacyjne Niklewskiego: przygotował projekt, w którym studenci przez rok uczyliby się przedmiotów podstawowych, a potem odbywali praktykę w Bydgoszczy, a ziemianom obiecał jeszcze inny projekt studiów 2-letnich. W maju poinformował zaś, że dojazdy do Bydgoszczy byłyby kłopotliwe, że wyposażenie instytutu agronomicznego zostało w dużej części przez Niemców wywiezione i że już trwa dogadywanie wykupu majątku rolnego na Sołaczu wraz z willami poniemieckimi na zakłady wydziału oraz mieszkania dla profesorów. I studia w październiku ruszyły. Można się uczyć dyplomacji! Niklewski stworzył dzieło tak mocne, że z wydziału powstała po II wojnie uczelnia, nadająca zresztą całemu Sołaczowi charakter.
Tylko Pan Profesor…
Ogromnie zasłużył się rolniczej Wielkopolsce nie tylko pracą naukową, bo wzorem wielu ówczesnych uczonych, nie szczędził czasu, by osiągnięcia naukowe popularyzować. Należał aktywnie do wielu organizacji rolniczych. Stworzył unikalną akcje doświadczalną. Pod jego okiem 150 gospodarstw prowadziło tysiące doświadczeń na uprawach, a z tej bazy danych powstało kilkadziesiąt publikacji. Niklewski zorganizował w Poznaniu coroczne Targi Jęczmienne, gdzie oceniano jęczmień browarny, wówczas nasz ważny artykuł eksportowy. W spuściźnie zachował się wielki dyplom dziękczynny od PeWuKi za „ wybudowaną na wystawie gnojownię dla gorącej fermentacji nawozu”. Pisał o zalesianiu wydm, o kompostowniach dla małych miast nie mających kanalizacji, gdzie przerabiałoby się fekalia i odpady z targowisk na kompost; pisał o cennych torfowiskach.
Są w spuściźnie liczne listy, obrazujące, jakim autorytetem cieszył się powszechnie. Listy takie, jak ten od Andrzeja Fulary z Zaródki: „Uzgodnienia, o które będę prosił, tylko Pan Profesor autorytatywnie rozstrzygnie. A mianowicie uprzejmie prosiłbym o odpowiedź w kwestii użycia moczu jako czynnika wzrostowego” - czy ten od Tadeusza Gajewskiego z Bąsaka o dodawaniu wapna do kompostu. Autor listu wyznaje rozbrajająco: „oczywiście powinienem te wiadomości posiadać, gdyż pamiętam dokładnie jak Wielce Szanowny Pan Profesor wkładał nam te rzeczy w zakute łby, ale mam pewne wątpliwości, czy dobrze pamiętam”.
Stracone lata
Umiejętności dyplomatyczne i świetna znajomość niemieckiego sprawiły, że Niklewski został wybrany przewodniczącym komisji administracyjnej, która po ewakuacji większości uczonych po wybuchu II wojny, miała „rządzić” na czas wojenny uczelnią i zabezpieczać ją od skutków wojny. Miał być takim „wojennym rektorem”.
Niemcy jednak błyskawicznie zamknęli uczelnię, Niklewskiego na krótko aresztowali, a potem – jak wielu innych inteligentów - wywieźli do Generalnej Guberni. Zarządzał tam majątkiem w Dzierążni, potem był specjalistą od nawozów w lubelskiej izbie rolniczej. Jak pisze w swoim życiorysie, „ po przewrocie 1944 roku” zdążył w Lublinie założyć liceum rolnicze i pokierować Katedrą Fizjologii Roślin na UMCS.
W 1945 roku wrócił do Poznania, odbudować swój wydział i na nowo zorganizować zajęcia. Ale to już był inne czasy, o czym świadczy choćby zachowany w spuściźnie poufny(!) list z Centrali Mięsnej z Wrocławia o „Ob. X zatrudnionym w charakterze kierownika fermy tuczu i chowu świń, powołującym się na referencje od Pana”. Na odwrocie ołówkiem Niklewski napisał: „rzutki, dobrze zorientowany, bardzo uczynny i ratował z więzień dużo Polaków”.
Czytaj też: Wierny jednej i jedynej geografii
To były inne czasy. I inny uniwersytet. W 1947 roku w jednej z pierwszych transzy Niklewski zostaje przymusowo przeniesiony na emeryturę, co było formą brutalnego pozbycia się osób nie podobających się władzy ludowej. Niklewski – prawdopodobnie – za otwarte przyznawanie się do wiary katolickiej „Zostałem odsunięty od pracy pedagogicznej jak i naukowej: jestem w pełni na emeryturze z tym zastrzeżeniem, że jeszcze emerytury nie widziałem – pisze w kwietniu 1948 roku do swojego kolegi - Ale uprzyjemniam sobie życie w ten sposób, że przygotowuję pracę o charakterze podręcznikowym.” Dzięki uprzejmości prof. Terlikowskiego mógł Niklewski prowadzić niektóre badania w Katedrze Gleboznawstwa, ale pracował w Bydgoszczy, a potem w poznańskim Instytucie Włókien Łykowych.
Przywrócony na uczelnię został w 1957 roku. Dziesięć lat dla uczelni straconych. Zmarł w 1961 roku. Dr Jarosław Matysiak w swojej publikacji pisze: „w pamięci współpracowników i studentów pozostał na zawsze jako człowiek wysokiej kultury i erudycji, a zarazem pełen taktu i skromności”. Zmarł w 1961 roku.
Czytaj też: Stanisław Kozierowski. Małomówny tytan pracy
W spuściźnie prof. Niklewskiego jest obszerna teczka z dokumentami organizowanego przez hitlerowców w Poznaniu Uniwersytetu Rzeszy, który miał za zadanie wykorzeniać wszystko, co polskie i umacniać wszystko, co niemieckie, a studentów – tylko Niemców – dobierał, badając ich postawę wobec hitleryzmu, a nie umiejętności. We wrześniowym „Dniu Wyzwolenia Kraju Warty” uniwersytet przyznawał Nagrodę Clausewitza i, jak wynika z dokumentów, w 1942 roku dostał ją dr Kurt Lȕck, który jako członek Sonderkommando K został „zabity przez partyzantów” oraz Wolfgang Lȕth, Niemiec z Rygi, zajmujący mieszkanie po wysiedlonych Polakach i „bardzo związany z Krajem Warty”. Niklewski tych papierów nie wyrzucił, a nawet to i owo pozakreślał w programie studiów ogrodniczych. Cóż, uczmy się choćby od diabla.