Tu zachowany pieczołowicie rysunek 5-letniego Zdzisia; tu domaga się zwiększenia wpływu partii na politykę kadrową uniwersytetu; tu notatki wytrawnego znawcy piękna architektury kościelnej w Dalmacji; tu paskudna odezwa z Marca 68. Spuścizna prof. Zdzisława Kaczmarczyka budzi na przemian - wzruszenie i przygnębienie…
Urodził się w 1911 roku w Krakowie, ale gdy miał 9 lat rodzina przeniosła się do Poznania, gdzie ojciec został dyrektorem archiwum państwowego. A więc ojciec archiwista, matka „słodka, dobra, w niczym nie przesadna”( poświęci jej piękne, obszerne wspomnienie). Dzieci Zdzisław, Wisław(„Wisiu nerwowy, przysparzał mamie kłopotów”, odrabiając z nim lekcje przerobiła cały kurs greki)i Zofia. Szczęśliwy, bezpieczny dom, z rodzicami, babcią, służącą. Książki, gra na fortepianie, teatr, opera, długie wakacje w górach.
Na medal
W liceum stopnie takie sobie, zresztą tak jak na studiach przeważają dostateczne, ale pracę magisterską zaczyna pisać już na drugim roku studiów i jest tak dobra, że dostaje za nią medal uniwersytecki, podobnie jak później za pracę doktorską( również rozpoczętą na studiach). Wybrał prawo, ale uczęszcza na seminarium historyczne Kazimierza Tymienieckiego ( przyjaciel rodziny i wielki dla niego autorytet) oraz wykłady geografii Stanisława Pawłowskiego. Odbywa służbę wojskową: w życiorysie przedwojennym podkreśla, że jako powołany na ćwiczenia „brał udział w zajęciu Zaolzia dla Polski” – w powojennym ten fragment znika. Żeni się. Dopiero rozpoczyna karierę badawczą: rada wydziału podjęła uchwałę o rozpoczęciu przewodu habilitacyjnego w dniu 1 września 1939 na posiedzeniu przerywanym schodzeniem do schronu z powodu alarmów przeciwlotniczych…Bierze udział w kampanii wrześniowej, wzięty do niewoli, zwolniony, wraca do Poznania na zaledwie 2 tygodnie, po których zostaje wysiedlony. W 1945 roku odnalazł meble ze swojego domu w mieszkaniu innej osoby i według drobiazgowego spisu toaletek, krzeseł, podstawki pod nuty itd. Udało się je odzyskać, ale nie wszystkie. Zachował się w spuściźnie wyrok sądu grodzkiego, przyznającego mu przywłaszczoną przez kogoś „1 szafę do rzeczy o trzech drzwiach”.
Czytaj też: Wierny jednej i jedynej geografii
Plama czy nie?
W czasie wojny pracuje najpierw w archiwum klasztoru jasnogórskiego, a potem w Krakowie w Institut fȕr Deutsche Ostarbeit. Była to placówka mająca uzasadniać historyczne prawa Niemców do Polski oraz wyższość ich cywilizacji. Polacy byli tam tylko siłami pomocniczymi, ale była to instytucja na tyle paskudna, że kładła się plamą na życiorysie, dlatego w 1945 roku zarówno rektor jak i dziekan żądają wyjaśnień. Kaczmarczyk składa je, podkreślając, że nigdy nie krył faktu tej pracy, „poczytując ją sobie za powód do chluby”, bo wstąpił tam za zgodą przedstawiciela rządu londyńskiego( Zygmunta Wojciechowskiego) po to, by czuwać nad zagrabionymi zbiorami UJ, udostępniać je potajemnie polskim uczonym i przygotowywać polskie prace naukowe do druku po wojnie( sam napisał ich w tym czasie 5).
Niesłychanie ofiarnie angażuje się w odbudowę uczelni( będzie na niej później kierował aż do śmierci Instytutem Historii Państwa i Prawa). Przyjechał do Poznania 9 marca 1945 roku, a już w 3 dni później sporządził raport o miejscach, gdzie odnalazł uczelniane książki. Zabezpieczał budynki, wyposażenie, troszczył się o mieszkania i żywność dla uczonych. W kwietniu już zapisywali się studenci i w tymże miesiącu stał się też współzałożycielem Instytutu Zachodniego. Równocześnie rozpoczął słynne ekspedycje na Ziemie Zachodnie, niesłychanie uciążliwe, wymagające specjalnych przepustek. W spuściźnie są zdjęcia odkrytej ciężarówki z ekipą, z Kaczmarczykiem w skórzanej pilotce. Te wyprawy zaowocowały pisanymi z uniesieniem ”Ziemiami Staropolski”. Jak napisze później jego uczeń Henryk Olszewski: zadziwia i przygnębia to, że w czasach stalinizmu to własne dzieło uważa za przepojone nacjonalizmem i personalizmem, bez uwzględnienia związków między masami ludowymi niemieckimi i polskimi, bez dziejów klasy robotniczej itd. , składając coś w rodzaju tak cenionej w stalinizmie samokrytyki…
Profesura niezbyt demokratyczna
W 1950 roku został przewodniczącym Klubu Demokratycznej Profesury. Instytucja ta została powołana dla badania nastrojów i indoktrynowaniu pracowników uczelni, ale trochę wymknęła się spod kontroli. Co prawda, odbywały się tam odczyty ze słowem „marksistowski” w tytule, ale dyskusje już niekoniecznie po myśli. W ładnej sali na Placu Wolności 5 można było czytać gazety i wypić „czarną kawę” (to określenie czarna odeszło do lamusa…), więc zgodnie z przedwojenną tradycją ( i nędzą lokalową ) wpadali tam uczeni, m.in. ks. prof. Dettloff, twórca poznańskiej historii sztuki. Po śmierci Stalina powiedział kelnerce, że żaden materializm nie chroni od śmierci. Bufetowa uznała to za godne donosu i profesor w trybie błyskawicznym został za zgodą senatu wyrzucony z uczelni, jak napisał minister: dla dobra nauki polskiej…Wtedy prof. Kaczmarczyk wystąpił z KDP, by nie poprzeć tego wyrzucenia. W czasie odwilży senat nie zgodzi się, by został rektorem, ale powoła go do komisji rehabilitującej ks. Dettloffa.
W spuściźnie zachowało się podanie do PCK z 1956 roku, kiedy Kaczmarczyk wyraża gotowość wzięcia w opiekę dziecka węgierskiego osieroconego w wypadkach 1956 roku. Ale w 1959 roku zostaje kandydatem PZPR, od 1960 roku jest członkiem partii, a w ponurych latach 1968-70 I sekretarzem POP na Wydziale Prawa. Opasła teczka poświęcona jest Marcowi – w niej najbardziej obrzydliwe przemówienia, skrupulatnie zebrane wycinki o wyrzucaniu osób żydowskiego pochodzenia, rezolucja POP Wydziału Prawa z żądaniem surowego ukarania wichrzycieli i zapewnieniem, że będą nasycać właściwymi treściami wychowanie studentów…
Skrupulatne archiwum
Każda z teczek w spuściźnie prof. Kaczmarczyka to źródło dla osobnych publikacji: a więc o stalinizmie na uczelni, o Marcu, o poziomie materialnym pracowników nauki( umowy, wydatki, podatki, różne obliczenia na marginesach - profesor skrzętnie to zachowywał), o życiu naukowym. Dowiemy się np., że w 1969 roku za granicę wyjechało …165 pracowników naukowych, w tym do krajów socjalistycznych 107; stypendiów zagranicznych było …12 i że w tymże roku Instytut Filologii Romańskiej na przykład opublikował …5 prac. Jest i teczka z czasów jego posłowania w latach 1961-65 z prośbami, w jakich zwracano się do niego. Były to głównie sprawy lokalowe: ten „pokuj 11 m dla 4 osub”, kuchnia 17,5 m jako mieszkanie dla dwóch rodzin z dziećmi, „ ja i moich 3 dzieci mamy 7,5 m, wspólną kuchnię i chlewik” itd. Zdesperowany poseł prosi, by podobną sprawę załatwić, a jeśli nie, to… chociaż dać się petentce wyżalić. Mocno zaangażował się w sprawę zlikwidowania klasy imbecylów i przeniesienia ich do klasy debilów – słownictwo brzmi dziś okropnie, ale dokumenty pokazują, jak dramatyczna była wtedy sytuacja dzieci ciężko upośledzonych.
Mało jest dokumentów z osobistymi refleksjami. Jak wspomina prof. Henryk Olszewski w pracy o swoim mistrzu, był Kaczmarczyk powściągliwy wobec innych, zachowując dystans, będąc na pan nawet z najbliższymi współpracownikami. Wykłady jego były suche i rzeczowe, a studenci bali się jego egzaminów, bo zwłaszcza nieprzygotowanym umiał dać to odczuć. Ale to on przywoził ze swoich kwerend notatki, mogące się przydać jego uczniom; on nie mógł powstrzymać uciechy przy analizie tekstów Paska czy Kitowicza; to on wreszcie był niestrudzonym i świetnie zorganizowanym podróżnikiem. Z naukowego dziennika wyjazdów na Pomorze w 1934 roku wypada karteczka z karykaturą rozczochranej dziewczyny z wielkim nosem i zezowatymi oczami – to studentka geografii, w której się zakocha i która – wybaczywszy tę podobiznę - zostanie jego żoną. Zachowały się np. notatki z jego wyjazdu do Jugosławii z pięknymi rysunkami planów miast( tamże znajdziemy uwagi typu: spotkanie u rektora, śliwowica, u dziekana, śliwowica…o 22 śmiertelnie zmęczony kładę się spać). W ciągu 28 dni zwiedził wtedy 25 miejscowości( autobusem!), odbył 6 podróży morskich( w tym 1 sztorm) i wraca do Polski „5 godzin przed wygaśnięciem wkładki paszportowej”. Miasta dalmatyńskie były jego wielką miłością, podziwiał ich urodę i to, że nie mając warunków gospodarczych umiały się rozwijać. Poświęconą im książkę prof. Olszewski nazwie „uroczą”. Był znawcą dawnych dziejów Polski, ale szczególnym autorytetem, jeśli chodzi o czasy Kazimierza Wielkiego( był konsultantem filmu Petelskich o tym królu, scenariusz filmu też znajdziemy w spuściźnie, niestety, bez uwag profesora). Prof. Olszewski wspomina, jak w 1967 roku Kaczmarczyk na prośbę UJ napisał książkę o Kazimierzu Wielkim i jak jego uczniowie sądzili, że po napisaniu 2 tomów prac o tym królu nic już nowego nie będzie – jakże byli zaskoczeni, gdy pojawiła się błyskotliwa, pełna nowych przemyśleń synteza.
Jest w spuściźnie cukrzycowa karta ratownicza na wypadek zasłabnięcia( nie jestem pod wpływem alkoholu, lecz choruję na cukrzycę), jest przepis na pasztet naprędce z niczego( bagatela: 2 funty cielęciny) i tort kartoflany, jest skarga do milicji o natarciu śniegiem i pobiciu „córki Elżbiety lat 15” przez kilku uczniów…
Był wyśmienitym uczonym, ale i człowiekiem. Zyskującym przy bliższym poznaniu, jak twierdzą uczniowie. Tajemnice motywacji swoich ideologicznych meandrów zabrał do grobu. Zmarł w 1980 roku.
Poznański oddział Archiwum PAN zawiera 176 zespołów - to spuścizny wybitnych uczonych. Dokumenty, listy, fotografie zawierają informacje ważne, a czasem zabawne i wzruszające. Mówią to, czego nie powie krótka notka biograficzna. W kolejnych numerach Życia będziemy poprzez fragmenty tych spuścizn pokazywać osobowości uczonych, aby w ten sposób i ci wielcy poprzednicy mogli być obecni w obchodach 100-lecia naszego uniwersytetu