Poeta i teoretyk literatury, tłumacz i teoretyk przekładu, autor książek i publikacji naukowych, wykładowca, którego wykłady spotykają się z owacją na stojąco. Kształtował kilka pokoleń polonistów poznańskich. Laureat licznych nagród literackich – przy czym ostatnią, prestiżową nagrodę im. Kazimierza Wyki dostał rok temu. Na dodatek skończył 80 lat, a więc jest człowiekiem pamiętającym różne epoki nie tylko literackie, obracającym się w gronie osób niezwykłych, wybitnych, sławnych. Prof. Edward Balcerzan to po prostu – morze tematów i z góry wiadomo, że tylko niewiele zdąży się na jednej stronie poruszyć…Zatem zamiast obrazu - szkic.
Urodził się w Wowczańsku koło Charkowa. Ojciec był wicedyrektorem szkoły, matka nauczycielką. Przez Wowczańsk przetoczyła się najpierw niemiecka okupacja, potem sowiecka. Rodzice wynajmowali niańkę, Kulkę, młodą dziewczynę – mówi - Obdarzała mnie wielką miłością, więc myślałem, że cały świat składa się z takich wspaniałych, opiekuńczych ludzi, bo i mój ojciec wbrew ówczesnym normom zachowania mężczyzny woził mnie na spacer w wózku. Potem ojciec poszedł na front, mama z trudem sobie radziła. Jak mówi, w Wowczańsku poznał największe kontrasty.
Słowa
W Wowczańsku mały Balcerzan rozpoczął naukę i zdobył szybko niezłą pozycję wśród rówieśników, bo pisał bajeczki ilustrowane i sprzedawał je za drugie śniadanie. Tam także odbył jako 8-letnie dziecko pamiętną rozmowę z matką, która spodziewając się powtórnego aresztowania, usiłowała go przygotować na pobyt w radzieckim sierocińcu… Tam także napisał i ozdobił rysunkami petycję do Stalina, prosząc o niepodległość dla Ukrainy i oferując w zamian przyjazne stosunki( na szczęście matka znalazła na czas petycję i nie dotarła ona do adresata). Ważniejsze było to, że Wowczańsk był dwujęzyczny, rosyjsko–ukraiński i nie dziwiło chłopca przechodzenie z jednego języka do drugiego i że to samo zjawisko można nazwać różnymi słowami, choć właściwie w pełni tę świadomość języka osiągnął dopiero, kiedy jako repatriant w 1946 roku przyjechał do Szczecina. Różne polskie słowa rozumiałem po rosyjsku lub po ukraińsku – wspomina - Wtedy byłem prostowany i tworzyła się świadomość języka czy raczej ujrzenie, że język ma swoje fanaberie, swoje tajemnice i że pewna niepoprawność rozumienia może być ciekawa poetycko. Napisałem wierszyk w III klasie o wycieczce statkiem i podarowałem go nauczycielce, a ona, kiedy go dostała powiedziała: wiesz, Edek, jestem zaskoczona. Myślałem wtedy, że to oznacza jej podskakiwanie z radości! Czasem język prowadzi na takie urocze manowce, które są czymś bardzo ważnym w poezji. Ta fascynacja językiem odtąd go nie opuści.
Czytaj też Mistrza Wydry rozmowa ze Śmiercią
Wiersze
Matka dbała, żeby czytał dobrą literaturę i uczyła go reguł poetyki, do tego stopnia, że nawet na studiach nie miał z tym problemu. Jak mówi prof. Balcerzan, gdy zobaczyła, że synek pisze wierszyki jakieś takie koślawe z prymitywnymi rymami, to mówiła: zobacz na strofę onieginowską. A tam stała liczba wersów i skomplikowana kombinacja rymów. Pokazywała strukturę wiersza na konkrecie. Potem tak samo prof. Balcerzan uczył studentów: mieli napisać wiersz jako ćwiczenie: coś a la Peiper, coś w rodzaju polskiego heksametru czy sonet. To mogło być bez sensu, byle forma się zgadzała. To nie była szkoła pisania, lecz szkoła ludzi, którzy rozpoznają poezję – mówi - Bo ja jestem sceptyczny co do uczenia pisania. To Przyboś mówił mi, że gdy przychodzi do niego ktoś, pokazuje wiersze i pyta, czy warto pisać, to on z nim nie rozmawia, bo jeżeli ktoś nie wie, że warto, to niech nie pisze.
Polonistykę Balcerzan skończył w Poznaniu. Wspomina, jak szedł koło Zamku w stronę teatru i modlił się, by zostać przyjętym, bo czuł się prowincjuszem…Po studiach nie od razu znalazł się etat na uczelni, więc podjął pracę jako bibliotekarz na Politechnice Szczecińskiej. Tam, z żoną Bogusławą Latawiec (z którą tworzy unikalny duet życiowo-poetycki) prowadzili bujne życie artystycznej bohemy, spotykając przy tym wielu tak interesujących ludzi jak np. Zbigniew Herbert, bo ze środowiskiem literackim Szczecina Edward Balcerzan od debiutu poetyckiego tamże był związany.
Uniwersytet
Wreszcie etat się znalazł. Etat…lektora języka polskiego dla niemieckich studentów. Balcerzan, jak wspomina, zaczął się pilnie uczyć niemieckiego, ale studentów skierowano do Łodzi. Na szczęście angliści potrzebowali lektora i „oddali” etat asystenta. Tak związał się z UAM na 56 lat. Czy czuje się poznaniakiem? Jak mówi, stworzył pojęcie ojczyzny wielokrotnej i nigdy nie wypiera się żadnej czasoprzestrzeni, która go stworzyła. A gdy oddaje w terminie zamówione teksty i ktoś komentuje, że to wielkopolska rzetelność, to okazuje się, że tę terminowość i wymóg dobrej roboty wpoiła mu matka, z Wielkopolską nie mająca nic wspólnego…
Od początku wnosił nową jakość do dydaktyki i jego zajęcia szybko stały się kultowe. Jak uczył? Ja nigdy nie chciałem być autorytetem w tym sensie, że ktoś przyjmuje coś, co mówię, tylko dlatego, że jestem autorytetem – mówi - Ja chciałem móc przekonać, odwołując się do pewnych wartości, wiedząc że z każdym nowym rocznikiem, każdym nowym wykładem i każdym spotkaniem z grupą ja ciągle debiutuję i ciągle muszę tworzyć dialog i to taki, by rozmówcy się rozwinęli, ale broń Boże nie jako moje sobowtóry. Dlatego pisali u mnie prace magisterskie ci, którzy przejęli się ideą dla mnie z gruntu obcą, a nawet zwalczaną i oni o tym wiedzieli, ale wiedzieli, że jeśli znajdą ciekawe sposoby, by zostać przy swoim, to włos im z głowy nie spadnie.
Czytaj też Profesor Andrzej Wyrwa. Detektyw historyczny
Przyjaźnie
Wśród wielu poetów, których zna, była i Wisława Szymborska. Jest pomysłodawcą i promotorem jej jedynego doktoratu honoris causa, przyjętego od UAM. A zgodę zdobył podstępem, bo Szymborska broniła się zawsze przed stresem celebrytki. Gdy zaproponowałem na posiedzeniu rady wydziału ten doktorat – wspomina - wszyscy się ochoczo zgodzili, ale trzeba było zdobyć jej zgodę na to. A ona kręciła: może tak, może nie…Wreszcie na radzie wydziału pytają, czy w końcu mamy zgodę pani Szymborskiej? Poszedłem do dziekanatu do telefonu i zadzwoniłem. A ona mówi, że tak, nawet chętnie, bo ona w Kórniku, bo to Wielkopolska, ale jest w tym roku tak zmęczona, że w tym roku to w żadnym wypadku, za rok tak, ale ona doskonale rozumie, że tych warunków nie przyjmiemy. Jednym słowem sugerowała, żebyśmy się odczepili. Wróciłem na radę wydziału i wygłosiłem mowę, że to starsza osoba, zmęczona i że za rok, choć obawia się, że możemy być tą zwłoką dotknięci. Ale skąd, zawołali wszyscy, przesuńmy to o rok! Więc ja znowu do telefonu i mówię: Wisława, uzgodniliśmy dokładnie tak, jak chciałaś, za rok i - szybko odłożyłem słuchawkę. Złapała się we własne sidła! Wtedy zresztą złożyła publiczne oświadczenie dla całego świata, że to będzie jej jedyny doktorat honorowy i wszystkie propozycje odrzucała.
Był w ekipie Szymborskiej na uroczystości przyznania jej Nagrody Nobla. Wisława była bardzo zmęczona obowiązkami noblistki – wspomina - i w pewnym momencie przy śniadaniu taka smutna, zielona mówi: ja muszę spotkać się z ministrem oświaty, muszę podpisywać książki, ja już nie mogę. Powiedziałem jej wtedy: Nobla masz, już ci go nie odbiorą - ty już nic nie musisz. Zawołała: rzeczywiście! I z ulgą odwołała kilka spotkań.
Wybór
Gdyby musiał wybierać: być poetą czy literaturoznawcą? Nie mogę przyjąć tej zabawy, bo realność tego wyboru jest wątpliwa - nie można uprawiać twórczości bez świadomości tego, co się robi – mówi - W twórczości musi być jakaś refleksja nad własną wyobraźnią; ona może być dziwaczna, może być nawet jakimś pojęciowym bełkotem, ale stale towarzyszy twórczości, dlatego ja zawsze w badaniach bardziej wsłuchuję się w to, co mówi sam twórca niż w to, co mówią moi koledzy, znawcy i teoretycy literatury. Jest taki aforyzm przypisywany Tuwimowi, że ptak nie zna się na ornitologii - otóż człowiek nie jest ptakiem i zawsze jakaś „ornitologia” mu towarzyszy w lotach poetyckich.
++++++
Wybitny naukowiec, oryginalny poeta, uroczy rozmówca – mówią o nim współpracownicy. Ale najlepiej sformułował to prof. Pokrzywniak: Balcerzan to znak firmowy poznańskiej polonistyki.