Z dr Sylwią Szykowną, kulturoznawczynią, filolożką polską, adiunktką w Instytucie Kultury Europejskiej UAM w Gnieźnie, laureatką nagrody Praeceptor Optimus, a jednocześnie założycielką i przewodniczącą Koła Gospodyń Wiejskich w Kaczanowie i mamą Marcela i Neli rozmawia Krzysztof Smura.
Praeceptor Optimus. Więcej chcieć nie można, ale czy to oznacza, że więcej nie można też dać? Że to kres możliwości?
– Nigdy nie podchodziłam do tego w ten sposób. Oczywiście, to jest najważniejsze dla mnie wyróżnienie i cieszyłam się za każdym razem, odbierając te piękne statuetki. Tę nagrodę traktuję jednak nie tylko jako formę uznania, ale przede wszystkim duże zobowiązanie wobec studentów i wobec samej siebie. Byłoby smutno myśleć, że już wszystko z siebie dałam i to kres moich możliwości. Praca akademicka daje stosunkowo dużą przestrzeń do działania na wielu polach. Teraz staram się skupić na jej części naukowej. Jestem członkinią ogólnopolskiego zespołu badawczego SOWA badającego społeczne obiegi wiedzy akademickiej pod kierownictwem prof. UAM Agaty Skórzyńskiej. Jednocześnie prowadzę swoje badania dotyczące kulturowej historii instytucji sztuki nowych mediów. Działam też społecznie, założyłam i prowadzę Koło Gospodyń Wiejskich w Kaczanowie, aktywizując kobiety i najbliższe mi otoczenie. Wszystkie wspomniane aktywności sprawiają, że ciągle mam ogromną radość oraz satysfakcję z mojej pracy, co przekłada się na moje podejście do dydaktyki i relacje ze studentkami i studentami.
Skąd u pani zainteresowanie i pasja dydaktyczna?
– Zawsze chciałam zostać nauczycielką. Brzmi może banalnie, ale jest prawdziwe. W dzieciństwie otrzymałam od rodziców w prezencie nauczycielski dziennik szkolny. Do dzisiaj go zachowałam. Pożółkłe kartki wypełniają wypisane niegdyś imiona i nazwiska koleżanek i kolegów z dawnej klasy, tematy prowadzonych lekcji, oceny z kartkówek, które jednocześnie pisałam i oceniałam. Widzę jakiś związek tych moich pierwszych niewinnych doświadczeń zabawy w szkołę z moją dzisiejszą akademicką praktyką.
Gdy rozmawialiśmy ostatni raz, trwała pandemia. Mówiła pani, jakie przyniosła ona utrudnienia i że wiele projektów musiało zostać odłożonych. Udało się je zrealizować?
– Rzeczywiście, czas pandemii był dla mnie bardzo trudny. Zdalne prowadzenie projektów kłóci się zasadniczo z moim rozumieniem pracy, w dużym stopniu opartym na budowaniu relacji. To, co jest dla mnie ważne, to poczucie odpowiedzialności za realizację zadań, których się podejmuję. Mam taki wewnętrzny imperatyw doprowadzenia moich projektów do końca, mimo wszelkich przeciwności staram się wypełnić zobowiązania. Nie chodzi tutaj tylko o kwestie formalne, ale przede wszystkim odpowiedzialność za zespół, bo projektów nigdy nie realizuję w pojedynkę, to jest praca kolektywna. Taki był choćby projekt „Gnieźnieńskie retrospekcje” realizowany wspólnie przez studentki i studentów Instytutu Kultury Europejskiej i Gnieźnieńskiego Uniwersytetu Trzeciego Wieku, który mimo pandemii udało się z sukcesem zrealizować.
Jakie są najważniejsze wyzwania, z jakimi musi poradzić sobie współczesny wykładowca?
– Nie będę odkrywcza w odpowiedzi na to pytanie, bo każdy widzi, w jakim tempie postępują zmiany w świecie, w obszarze komunikacji, w praktykach codziennego życia. Te zmiany w dużej mierze związane są z dynamicznym rozwojem AI, kryzysem klimatycznym, wojną za naszą wschodnią granicą – wymuszają weryfikację dotychczasowych programów i metod kształcenia. Zmiany są konieczne, bo świat przyszłości będzie diametralnie różnił się od tego, który znamy, w którym przyjdzie żyć kolejnym pokoleniom studentek i studentów. Jako wykładowczynie i wykładowcy powinniśmy nadążać za tymi zmianami, zachowując jednak jasno określone cele nauczania oparte na treściach czy umiejętnościach, które powinniśmy rozwijać, wartościach, które musimy chronić.
Czytaj też: Dr Sylwia Szykowna. Dydaktyka jest pasją
Studenci i studentki panią chwalą. Nagradzają. Mogą liczyć na rewanż?
– Przypomniała mi się pewna sytuacja z niedalekiej przeszłości. W trakcie absolutorium studentki prowadzące uroczystość nazwały mnie „instytutową mamą”. Pamiętam, że bardzo mnie to wyznanie wzruszyło. Ale to chyba pokazuje, że dydaktyka jest czymś więcej niż przekazywaniem wiedzy, testowaniem zdobytych umiejętności, oceną osiągniętych efektów kształcenia. To przede wszystkim relacja, która często wykracza poza realizację sylabusów i zdobycie punktów ECTS-u. W tej relacji staram się nie stawać w pozycji kogoś wszechwiedzącego, lepszego. Zdając sobie sprawę ze swojej uprzywilejowanej pozycji władzy, staram się tworzyć przestrzeń inkluzywną, pobudzającą ciekawość i chęć uczenia się nawzajem, robienia rzeczy wspólnie. To wydaje mi się bardziej rozwijające zarówno dla mnie, jak i dla moich studentek i studentów, którzy mogą liczyć na moją uwagę, czas, wysłuchanie czy rozmowę.