- Gatunki zagrożone z definicji nie powinny znajdować się na liście ptaków łownych. Najpilniejszą sprawą jest ucywilizowanie tych regulacji - postuluje prof. Lechosław Kuczyński z Wydziału Biologii. O Czerwonej Liście Ptaków i trudnej sytuacji ptaków lęgowych w Polsce z ornitologiem rozmawia Ewa Konarzewska-Michalak.
Aż 47 gatunków, czyli 20 procent ptaków lęgowych w Polsce, jest zagrożonych wyginięciem. Zanim zapytam, dlaczego jest tak źle, chciałabym dowiedzieć się, czy są gatunki ptaków, które mają się lepiej niż 18 lat temu, kiedy wydano poprzednią edycję Czerwonej Listy Ptaków?
Jest kilka takich gatunków. Chyba najbardziej spektakularnym przykładem jest żuraw. Ten kiedyś rzadki ptak, dziś jest gatunkiem pospolitym. Gatunki należące do generalistów, czyli takich organizmów, które mają większą tolerancję ekologiczną i są bardziej plastyczne, gładko wpasowują się w szybkie zmiany, które człowiek im funduje. Nie bez znaczenia są postępujące zmiany klimatu – np. lepiej radzą sobie te gatunki, które lubią ciepłe zimy. W lepszej sytuacji znajduje się też kilka gatunków zagrożonych, wobec których podjęto działania ochronne, np. sokół wędrowny, czy bielik.
W przypadku sokoła wędrownego pomógł program aktywnej ochrony i reintrodukcje, natomiast w przypadku bielika - ochrona strefowa. Niestety w wielu przypadkach nie udało się odwrócić niekorzystnych trendów. Dlatego nie opłaca się doprowadzać do sytuacji, w której gatunki drastycznie zmniejszają liczebność i stają się zagrożone (np. na skutek nadmiernej eksploatacji, czy degradacji siedlisk). Restytucja zawsze jest niezwykle droga i udaje się w niewielkim procencie przypadków. Dużo łatwiej jest chronić zasoby, które mamy, niż później je odtwarzać.
Teraz krytycznie zagrożone są grupy ptaków siewkowych i blaszkodziobych. Dlaczego one?
Wynika to z degradacji ich siedlisk - terenów podmokłych, chociażby łąk, na których prowadzi się ekstensywną gospodarkę. Zanik tych siedlisk wynika przede wszystkim z intensyfikacji produkcji rolnej, ale również z powodu zmian klimatu. Niegdyś, w dolinach rzecznych normą były wezbrania wiosenne, kiedy topniał śnieg. Woda rozlewała się z koryta rzeki na łąki użyźniające je. Miejsca takie były trudno dostępne i stąd były wykorzystywane głównie pod wypas.
Obecnie śnieg i roztopy są coraz rzadsze, a przesuszone łąki i pastwiska są zamieniane na pola uprawne. Kolejna sprawa to pozostałości peerelowskie np. duże zbiorniki zaporowe, czy uregulowane rzeki, które w tamtych czasach były symbolem postępu i ujarzmiania przyrody. Teraz płacimy za to wysokie koszty w postaci zdegradowanych środowisk łąkowych czy wyschniętych dolin rzecznych. Szkodzą również obwałowania zbudowane blisko koryt rzecznych, które powodują olbrzymie zmniejszenie retencji. Suszę pogłębia też likwidacja śródpolnych oczek wodnych, czy udrażnianie i pogłębianie rowów. Człowiekowi wydaje się, że korzysta, bo zagospodarowuje kolejny fragment środowiska, ale w efekcie powoduje kaskadę niekorzystnych zmian, które w dłuższej perspektywie stają się szkodliwe.
Przykładów takich kaskadowych zmian możemy znaleźć więcej i nie dotyczą one wyłącznie gatunków zagrożonych. Wskaźnik liczebności pospolitych ptaków krajobrazu rolniczego spada w alarmującym tempie. Weźmy na przykład skowronki - oceniamy, że jest ich w Polsce ok. 20 milionów (to najliczniejszy gatunek naszej awifauny). Nawet zgrubne szacunki pokazują, że w skali całego kraju, skowronki zjadają ponad dwadzieścia tysięcy ton owadów rocznie, w tym te powodujące szkody w uprawach. Jeśli skowronków będzie mniej trzeba będzie zwiększyć intensywność zabiegów chemicznej ochrony roślin, co przełoży się na jakość żywności. Wymieranie ptaków jest wskaźnikiem zmian, które dotykają nas wszystkich.
Czytaj też: Świstunka ma coś w sobie
Co się stanie, gdy zabraknie zagrożonych ptaków? Do jakiej sytuacji to może doprowadzić?
Trudno przewidzieć cały wachlarz możliwych wydarzeń, ale sięgając do historii możemy zauważyć, na jakiej zasadzie działają podobne kaskady. Ptaki są niezwykle istotnym składnikiem ekosystemów, przepływa przez nie duża ilość energii i materii. Jeśli zabraknie jednego gatunku pozornie nic się nie stanie, ale kiedy to będzie masowe zjawisko, jak w Polsce, gdzie 20% gatunków ptaków jest zagrożonych, to wcześniej czy później nastąpi zmiana funkcjonowania ekosystemów. Odczujemy to na własnej skórze w postaci mniej zdrowej żywności, suszy, czy większej ilości szkodliwych owadów. Tylko zrównoważone ekosystemy, składające się z wielu gatunków o wyrównanej strukturze liczebności, mogą skutecznie pełnić swoje funkcje.
To jest tłumaczenie utylitarne, które świetnie trafia do szerokiej publiczności, ale są też kwestie etyczne. Skoro ufundowaliśmy zwierzętom taki los, ponosimy też pewną odpowiedzialność. Przyroda jest naszym dziedzictwem na równi z zabytkami. Powinniśmy ją chronić i mądrze korzystać z jej zasobów, co wymaga innego sposobu myślenia. Od dziecka jesteśmy uczeni w szkole, że przyroda jest dla nas i możemy ją wykorzystywać. Kiedy ludzkość była na etapie zaspokajania podstawowych potrzeb było to być może zrozumiałe. Teraz społeczeństwa się bogacą, wielu ludzi potrzebuje przyrody jako miejsca odpoczynku, wytchnienia, inspiracji. Przyroda jest wartością samą w sobie, a nie czymś, co nabiera wartości przez użytkowanie. Zmiana filozofii, nowy nurt kształcenia całego społeczeństwa jest olbrzymim wyzwaniem nie tylko dla przyrodników, ale również dla humanistów.
Przyjrzyjmy się sytuacji ptaków żyjących blisko ludzi. Zaskakuje obecność gawrona w gronie gatunków narażonych. Co się dzieje?
Wydaje się, że jest ich pełno, wystarczy spojrzeć za okno, ale te ptaki, które widzimy przylatują do Polski z północnego-wschodu, żeby przezimować. Natomiast zagrożone są gawrony lęgowe. Spadek jest znaczny - rzędu niemal 60 procent w ciągu ostatnich 15 lat. Przyczyny nie są do końca znane, wydaje się, że dwie sprawy mogą wpływać na spadek ich liczebności. Jedna to zmiany klimatyczne. Ten gatunek żeruje na pastwiskach i polach, głównie na zbożach jarych, których teraz jest mniej, bo klimat pozwala na uprawę zbóż ozimych.
Druga przyczyna jest taka, że gawrona raczej nikt nie lubi, bo zakłada kolonie na cmentarzach i w parkach, gdzie hałasuje i brudzi. Od wielu lat tępi się te ptaki i niszczy ich kolonie lęgowe, co w efekcie spowodowało spadek liczebności. Tymczasem gawron też ma prawo żyć, a jeśli pojawiają się konflikty to od tego jest nauka, żeby zaproponować, jak je rozwiązać. Niestety osoby odpowiedzialne za podejmowanie decyzji odnośnie gospodarowania zasobami naturalnymi rzadko korzystają z jej potencjału.
A jaki problem jest ze słowikiem?
W Polsce obserwujemy ciekawe zjawisko stopniowego wypierania jednego gatunku bliźniaczego przez drugi. Słowik rdzawy występujący na południowym zachodzie kraju wypiera słowika szarego żyjącego na północy i wschodzie. Oba słowiki są do siebie podobne, mają bardzo zbliżone nisze ekologiczne i silnie ze sobą konkurują. Ocieplający się klimat sprzyja słowikowi rdzawemu, który uzyskuje przewagę nad szarym i wypiera go ze strefy sympatrycznej czyli, takiej w której występują wspólnie.
Za to na populacje ptaków wpływają polowania. Myśliwi bardzo szkodzą?
Tak. Na Liście znalazły się dwa gatunki kaczek, które były niegdyś pospolite - głowienka i czernica. Grozi im wymarcie, a mimo to nadal się do nich strzela. W Polsce okresy ochronne kaczek są tak ustawione, że czas polowań zaczyna się, kiedy kaczki jeszcze wodzą młode. Najpilniejszą sprawą jest ucywilizowanie tych regulacji i zmiana terminów polowań. Gatunki zagrożone z definicji nie powinny znajdować się na liście ptaków łownych. Ale nawet, gdy te ptaki znajdą się już pod ochroną, to też nie załatwia do końca sprawy, bo myśliwi, wbrew temu, co deklarują, często nie potrafią ich rozpoznawać i mylą gatunki łowne z chronionymi. Zresztą, przy słabym oświetleniu (a polowania zazwyczaj odbywają się o świcie lub zmierzchu), oznaczenie gatunków kaczek w locie jest w zasadzie niemożliwe. Dlatego ten proceder powinien być zakazany.
Często można spotkać się z argumentem, że polowania na ptaki służą regulacji liczebności ich populacji. W kontekście danych odnośnie zmian liczebności i statusu zagrożenia wielu gatunków łownych, taki argument jest nie do utrzymania. Jest po prostu sprzeczny z wiedzą naukową i zdrowym rozsądkiem. Powoływanie się na tradycję (co często czynią myśliwi) też nie jest wystarczającym uzasadnieniem, skoro ta tradycja ma prowadzić do ginięcia rodzimej fauny. Warto też dodać, że problem pozyskania łowieckiego jest dużo szerszy i wykracza daleko poza granice naszego kraju. Wskazuje to na pilną potrzebę skoordynowanych działań w dużo większej skali. Niestety, problemem jest potężne lobby myśliwskie.
Jak pan sądzi, czy Lista pomoże chronić ptaki?
Mam taką nadzieję i w tym duchu pracowaliśmy nad książką. Każdy ma do niej wolny dostęp, wydrukowane egzemplarze zostaną rozesłane do instytucji związanych z ochroną przyrody. W jednej książce zebraliśmy zarówno informacje odnośnie sytuacji ptaków, jak i podaliśmy rekomendacje, co można zrobić, aby ją poprawić. Czy tak się stanie? Mogę mieć tylko taką nadzieję, licząc na to, że dla decydentów ważne są takie wartości, jak piękno naszej rodzimej przyrody. Zresztą nie tylko o piękno tu chodzi, ale też o jakość środowiska, w którym wszyscy żyjemy.
Jaka była pana rola w powstaniu tej publikacji?
Koncepcja powstawała wspólnie. Wiodącą rolę pełnił Tomek Wilk z OTOP, pierwszy autor, który bardzo sprawnie kierował projektem. Zajmowałem się głównie analizą danych przestrzennych, analizą rozmieszczenia, obliczaniem wielkości zasięgów. W tym celu napisałem odpowiednie oprogramowanie w R - półtora tysiąca linii kodu. Poszczególne części książki pisaliśmy wspólnie - każdy z nas dokładał swoją cegiełkę. Generalnie, w przypadku realizacji takich projektów bardzo ważne jest, aby zespół był zgrany, o uzupełniających się kompetencjach.
Publikacja opiera się na olbrzymiej ilości obserwacji.
Duża ilość danych była jednym z głównych logistycznych problemów, z którymi musieliśmy się zmierzyć. Wykorzystaliśmy dane z Państwowego Monitoringu Środowiska, ale też niemal 1,5 miliona obserwacji zebranych przez obserwatorów ptaków! Dzięki ich pracy możemy budować naukowe podwaliny ochrony przyrody w Polsce.