Wersja kontrastowa

Skarb Latanowicza. Chopina listy, Sienkiewicza wiersze…

Wystawa - skarb Latanowicza Fot. Władysław Gardasz
Wystawa - skarb Latanowicza Fot. Władysław Gardasz

 

Pierwszy raz nie wiem, od czego zacząć, by lid wybrzmiał jak należy. I chyba tym razem, przechodząc do sedna, dam sobie z nim spokój. 14 maja w Bibliotece Raczyńskich zaprezentowano skarby z kolekcji Stanisława Latanowicza. I było wielkie WOW! 

 

Chopin, Paderewski, Reymont, Sienkiewicz, Moniuszko, Batory, Sobieski. Można by wymieniać jeszcze długo, bardzo długo, ale ciśnienie i tak rośnie z każdym nazwiskiem, a o zdrowie dbać trzeba. Zacznijmy jednak od kolekcji. O Stanisławie Latanowiczu pisaliśmy w „Życiu Uniwersyteckim” przy okazji grantu realizowanego przez historyków z UAM, prof. UAM Ewę Syskę i prof. UAM Piotra Pokorę. To oni wystarali się o dofinansowanie odnalezienia i scalenia zbiorów, które w dużej części uznawane były za zaginione. 

 

Przypomnijmy. W zakupionej przed wojną przez Poznań kolekcji Latanowicza znajdowały się ponad 4000 rękopisów, w tym dokumenty i listy królewskie, licząca około 7500 woluminów biblioteka (w tym 20 inkunabułów), zbiory graficzne – w sumie 8334 sztuki, zbiory muzyczne – 443 sztuki oraz 3198 srebrnych monet i medali. Były tam też drzeworyty Albrechta Dürera, dzieła Matejki, Kraszewskiego, Wojciecha Gersona, rękopisy Mickiewicza, Kościuszki, Chopina. Pośród przywilejów królewskich znajdziemy dokumenty Władysława Jagiełły czy królowej Bony, drugie wydanie „De revolutionibus orbium coelestium” („O obrotach sfer niebieskich”) Mikołaja Kopernika. Było również pierwsze wydanie, z 1543 roku, ale zaginęło w czasie wojny. Eksponaty były i powoli się odnajdują. Wystawa w Bibliotece Raczyńskich unaoczniła nam to w sposób dosłowny. 

 

 

– Myślę, że przysłowiowym hitem wystawy są odnalezione listy Chopinów. Tak, tak: Chopinów. Ojca i syna – mówi prof. Piotr Pokora. – Mikołaj Chopin zostawił po sobie dokumenty wskazujące jego wojskową działalność jako szefa sztabu artylerii jednego z polskich oddziałów stacjonujących pod Kaliszem. Z kolei odnalezienie uznawanego za zaginiony listu Fryderyka do Juliana Fontany to po prostu cud. Znajdziemy w nim korespondencję w kwestii wynajęcia mieszkania w Paryżu – byle bliżej Georg Sand.  

 

Drugi dokument to wizytówka, w której muzyczny geniusz zawiadamia swojego przyjaciela lub przyjaciółkę o wizycie, podając datę i godzinę oraz dopisując, że coraz trudniej mu „wleźć na górę”. Nie wiemy, do kogo był kierowany liścik, bo dopisek „ściskam błogo” trudno interpretować. Trudno też określić wartość wizytówki, natomiast faktem jest, że w 1938 roku list z kolekcji Latanowicza wyceniono na 150 złotych. O 50 złotych mniej niż kopernikańskie „De revolutionibus…” Dziś oba są bezcenne – i oba pozostają w rękach poznańskich historyków. 

 

– Latanowicz był uznawany przez poznański światek za zbieracza. To pejoratywne określenie nie przystoi osobie, która działała z taką pasją i znawstwem – mówi prof. Ewa Syska. – Przykładowo, każdy dokument był przez niego znaczony specjalnym ręcznym numerownikiem, jakiego nie spotkaliśmy gdzie indziej, był katalogowany i opisywany. O jego skrupulatności i działaniach świadczą odkrywane przez nas zbiory graficzne. Szczególnie mapy. 

 

Na wystawie prezentowanych jest 14 map z kolekcji, która liczy ponad sto obiektów. Najstarsza z nich pochodzi z 1572 roku. Są też mapy wydawane seriami w pierwszej połowie XVIII wieku. Każda związana jest z Polską lub jej częścią i trudno się temu dziwić, bowiem kolekcjoner był uważany za polonofila i każdy artefakt sprowadzony do Poznania wywoływał u niego duże wzruszenie. 

 

– Spora część prezentowanych rzeczy pochodzi z pudła z napisem / sygnaturą „1808”. Okazało się, że właśnie w nim znaleźliśmy owe listy Mikołaja Chopina z 1807 roku oraz około 400 innych rękopisów datowanych w sposób bardzo różny – dodaje prof. Piotr Pokora. – Dlaczego akurat tutaj trafiły, tego nie wiemy, natomiast pewne jest, że bardzo ułatwiło nam to pracę, bowiem wszystkie pochodzą z poznańskiej kolekcji. 

Wśród prezentowanych na wystawie skarbów znalazły się również przywileje królewskie Jana III Sobieskiego czy przywilej króla Stefana Batorego dla poznańskich rybaków zezwalający im na połów na Warcie od Poznania po Wronki.  

 

– To oczywiste, że taki przywilej budził kontrowersje i wywoływał niesnaski, ale prawdą jest też, że nikt tego przywileju do dziś nie odwołał – dodaje ze śmiechem prof. Syska. – Mamy też pewien cymes w postaci wierszy Henryka Sienkiewicza. Myślę, że dla wielu ta sfera działalności naszego noblisty będzie zaskoczeniem. Wiersze były publikowane w „Kurierze Poznańskim” w 1935 roku, a my posiadamy oryginały. Podobnie jak opracowania Joachima Lelewela, który dokonywał inwentaryzacji zbiorów numizmatycznych w brukselskim muzeum. 

 

Zdaniem badaczy strony zapisane drobnym pismem świadczyły o szacunku dla papieru, ale i wartości samego nośnika. – Lelewel był bardzo biedny i tworzył opracowanie, siedząc przy biurku z nogami w szufladzie wypełnionej słomą. Takie to były czasy – mówi prof. Syska. 

Rarytasem jest niewątpliwie pięknie zdobiona księga przyjęć do Bractwa Najświętszej Maryi Panny przy kościele Pijarów w Warszawie, prowadzona w latach 1675-1866. To dwieście lat zapisanej historii. Podobnie prezentują się inkunabuły, których karty są wykonane ze zwierzęcej skóry. Z kolei atlas z podróży hrabiego Tyszkiewicza, od którego zaczęły się poszukiwania skarbu Latanowicza w latach 90., budzi zdziwienie badaczy. Okazuje się, że dziennik pisany był przez kilka osób i tak naprawdę nie wiemy, ile z nim miał wspólnego ów hrabia. 

 

Zdaniem naukowców jest nadzieja, że odnajdzie się zdecydowana większość kolekcji Stanisława Latanowicza. Świadczą o tym kolejne tropy. Potwierdza to niejako fakt wywiezienia w czasie wojny części zbiorów do Obrzycka i fakt, że zbiory Muzeum Narodowego w Poznaniu ocalały z pożogi. 

– Jeśli będą jakieś braki, to przypuszczam, że mogły one powstać w czasie powojennego chaosu i padły łupem złodziei. Przykładowo, nie możemy się doszukać dwóch najstarszych dokumentów ze zbiorów kolekcjonera, które zostały ujęte w rejestrze. Gdzie są, nie wiemy, ale nadzieję trzeba mieć, a tej nam nie brakuje – dodaje prof. Pokora.  

 

Dziś już wiadomo, że nie jest to ostatnia z serii wystaw poświęconych kolekcji. Stanisław Latanowicz wraz ze swoimi zbiorami jeszcze nieraz zagości na wernisażach. Nic, tylko się cieszyć. I czekać. 

Nauka Wydział Historii

Ten serwis używa plików "cookies" zgodnie z polityką prywatności UAM.

Brak zmiany ustawień przeglądarki oznacza jej akceptację.