Według szacunkowych danych nawet 5 000 000 uchodźców z Ukrainy może schronić się przed wojną w naszym kraju. Część z nich to dzieci. Czy Pana zdaniem to dobry pomysł, aby dzieci te rozpoczęły naukę w polskich szkołach.
Wyraźnie trzeba wskazać, że spośród osób, które trafiły do naszego kraju, a jest ich obecnie ponad milion, istnieje wyraźna nadreprezentacja kobiet z dziećmi, część z nich rzeczywiście jest objęta obowiązkiem szkolnym. Dla mnie jest oczywiste, że te dzieci powinny trafić do szkoły. I to z wielu powodów. Po pierwsze ważne jest aby kontynuowały naukę po to aby zachować pozory „normalności”. Po drugie potrzebują kontaktu z rówieśnikami. Po trzecie w końcu nie wiemy, jak długo potrwa wojna w Ukrainie, być może będą musiały na dłużej zapuścić korzenie w naszym kraju: nauczyć się języka, zbudować ważne relacje. Wiele badań dotyczących adaptacji wskazuje, że relacje z osobami z otoczenia, rówieśnikami są kluczowe dla rozwoju, w szczególności dla nastolatków. Zatem odpowiedź jest twierdząca: problem w tym, aby robić to dobrze i mieć na to pomysł.
No właśnie, jak Pana zdaniem zrobić to dobrze? Obawiam się, że polskie szkoły nie są na to gotowe…
Dlaczego? Mamy przecież już pewne doświadczenia na tym polu. Obywatele Ukrainy, w prawdzie w trochę innym kontekście, ale są obecni w naszym kraju od dłuższego czasu. To całkiem liczna populacja. Nie możemy zatem mówić, że polskie szkoły nie wiedzą, jak z tymi dziećmi pracować. Z drugiej strony sytuacja życiowa i emocjonalna naszych gości jest teraz zupełnie inna. Warto też zauważyć, że doświadczenia zbierały przede wszystkim szkoły znajdujące się w dużych polskich miastach. Ale z tego co obecnie obserwujemy znacząca część uchodźców właśnie tam się kieruje. Co z wielu względów jest oczywiste. Duże miasta oferują lepsze warunki socjalne, łatwiej też o pracę…
Jak ta pomoc powinna być zorganizowana? Od czego zacząć? Od kursów języka polskiego? W całej Polsce obecnie gorączkowo szuka się osób posługujących się językiem ukraińskim.
Tu chciałbym trochę uporządkować. Dzieci, które nie mają polskich korzeni i nie znają języka albo te, które przyjechały do nas z różnego rodzaju placówek opiekuńczych, gdzie funkcjonowały bez wsparcia rodzinnego i trafiły do Polski w dużej liczbie, wymagają zajęć z przygotowaniem językowym, po to chociażby, aby w ogóle mogły rozpocząć naukę.
Natomiast mamy też w polskim systemie szkolnictwa możliwość uruchomienia tzw. asystentów, czyli osób które mają za zadanie wspierać dzieci w początkowym okresie ich funkcjonowania w szkole. To też ma sens. Ja od samego początku prowadziłbym działania nakierowane na kontakty w grupie rówieśniczej, takie, w których mówiąc kolokwialnie, jest okazja do tego, aby się przemieszać. Nie byłoby dobrze gdyby ukraińskie dzieci funkcjonowały w grupach z odrębnym procesem edukacyjnym.
Warto też koordynując działania w szkole zwrócić uwagę na warunki socjalne, bytowe, to jak żyją te dzieciaki, czego im potrzeba. Oczywiście z uwzględnieniem ich specyficznych potrzeb psychologicznych. Wojna drastycznie zmieniła ich życie. W większości mają one bardzo traumatyczne przeżycia związane ze śmiercią kogoś bliskiego, z obawą o życie kogoś, kto pozostał w kraju. Nawet nie trzeba snuć jakiś wielkich teorii aby wiedzieć, że jak ktoś mnie wyrywa z korzeniami z mojego środowiska rówieśniczego, z otoczenia w którym czuję się bezpiecznie, i trafiam do innego kraju, gdzie są inni ludzie, którzy mówią w innym języku, wszystko jest inaczej zorganizowane, to mogę w związku z tym odczuwać pewne obawy co do przyszłości. Organizując naukę w szkołach dla tych dzieci tak naprawdę organizujemy dla nich też cały proces wsparcia. Dlatego to jest tak ważne.
Nie mówiliśmy jeszcze o polskich dzieciach – jak one mogą zareagować na tę sytuację.
Oczywiście to jest kolejny aspekt, bo aby dzieci ukraińskie w pełni uczestniczyły w edukacji muszą czuć akceptację ze strony polskich rówieśników. Myślę, że warto byłoby w tym miejscu powiedzieć parę słów o adaptacji w środowisku rówieśniczym. Co znowu może nie być takie łatwe, ponieważ w większości dzieci te trafią do środowisk już zintegrowanych, a to może rodzić różnego typu napięcia. Nauczyciele, którzy mieli takie przykłady w swoich klasach wiedzą, że jest to proces, któremu trzeba pomagać, nie zakładać, że sytuacja sama się rozwiąże. A tutaj dodatkowo dochodzą kolejne kwestie, związane z tym, że dziecko mówi w innym języku, jest z innego kraju, wychowało się w innej kulturze…
Z jednej strony jak się spojrzy na wyniki badań społecznych dotyczących akceptacji w Polsce osób z Ukrainy to nie są one aż tak bardzo pesymistyczne. Badania sprzed roku czy dwóch lat są spójne i pokazują, że w granicach 60 -70 % Polaków ma bardzo pozytywne podejście do Ukraińców. Wskaźniki dotyczące osób, które mają podejście negatywne, oscylują na poziomie 10 -15 %. Oznacza to, że w tej sytuacji, możemy liczyć na dobre przyjęcie. Z drugiej strony musimy się jednak liczyć z różnymi negatywnymi zachowaniami, komentarzami… To co pozytywne to fakt, że raczej będzie tego mało. Ale znów z punktu tego, kto tego doświadcza, to nawet jeśli będzie tego mało, to i tak pewnie będzie to traumatyczne. Dlatego musimy być przygotowani również na takie scenariusze. To co mogę radzić ze swojej strony, to działania prewencyjne, nastawione na budowanie wspólnoty
Co może zrobić nauczyciel, który wie, że zaraz w jego klasie pojawią się nowe dzieci.
Przede wszystkim nie puszczać tego na żywioł. Tylko porozmawiać z uczniami bardzo szczerze na temat sytuacji tych nowych uczniów, równocześnie angażując ich w proces pomocy. Przekazać, że przychodzą do nas ludzie, którzy doświadczyli wojny, ich sytuacja jest trudna, no i zapytać co my jako zespół klasowy możemy zrobić, aby poczuli się lepiej w nowym miejscu. Uczniowie mogą się umówić – co jest bardzo dobrym rozwiązaniem – że jak nowy uczeń pojawi się w klasie, to będzie codziennie siadał z kimś innym, tak aby poznał całą klasę. Proste – tak, ale jak skuteczne.
Albo umówimy się tak, że uczniowie obserwują, czego te dzieci nie wiedzą, bo mimo że dla nas pewne rzeczy są oczywiste, to dla „nowych” takie już mogą nie być. Na przykład: gdzie się przebieramy przed WF, jak spędzamy przerwy. Każdy nowy uczeń dostanie takiego asystenta, który będzie go obserwował i pomagał w razie potrzeby. Trzeba też dzieci uczulić, że dla nowych kolegów zwrócenie się z prośbą o pomoc może być trudne, chociażby z tego powodu, że w większości nie znają języka.
Można też zaproponować klasie: koledzy uczą się naszego języka, ale będzie im miło, jeśli my poznamy parę słów w ich języku. Możemy zapytać, czy ktoś chciałby przygotować słowniczek słów pomocnych w codziennej komunikacji. Angażować konkretne osoby w konkretną pomoc. Jeśli nauczyciel powie „nich ktoś to zrobi” to niekoniecznie to zadziała bo „ktoś” to może być „nikt”.
Powiem tak: czym bardziej uczniowie będą czuli się gospodarzami, którzy mają przyjąć gości, tym większe ma to szanse na sukces.
Nie są to jakieś bardzo wyszukane rozwiązania…
Nie. Powiedziałbym nawet, że są to rozwiązania banalnie przyziemne, ale w tym tkwi ich siła. One są normalne, i na pewno bliższe uczniom niż warsztaty integracyjne. To są rzeczy, które dzieją się w zwykłym życiu, i to one tak naprawdę łączą ludzi. W taki sposób zawiązujemy przyjaźnie
To jest jeden obszar działań, aby uczniowie poczuli się grupą odpowiedzialną „za tego nowego” – oczywiście przy inspiracji nauczyciela. To wszystko zależy też od wieku dzieci. U młodszych rola nauczyciela, który zainspiruje będzie bardziej dominująca niż u nastolatków.
Mogą się jednak pojawić smutne sytuacje, kiedy uczniowie nie zaakceptują tego „nowego”…
To jest nieuniknione. Musimy się na to nastawić, że w niektórych sytuacjach mogą pojawić się wrogie stwierdzenia, nieprzychylne komentarze czy prowokowanie i dogadywanie. To się zdarza i niestety jest dość trudne do opanowania. W takich sytuacjach działanie nauczycieli musi być zdecydowane, i to już w momencie, kiedy pojawią się pierwsze symptomy. Jest to szczególnie bliska mi naukowo tematyka. Z mojego doświadczenia wynika, że są to sytuacje, które wymagają od nauczyciela szczególnej uwagi i to w dwie strony. Przede wszystkim nie ma co czekać na pożar, bo pożaru tak łatwo się nie gasi, no i straty są zawsze większe.
Czyli?
Jeśli nauczyciel nie będzie zwracał uwagi na małe rzeczy, np. na komentarze, dogadywki to prawdopodobnie doczeka się, że z tej „iskry” wybuchnie pożar. A jeśli dojdzie do pożaru, to będzie miał do wygaszenie nie jedną taką sytuację, ale 25, i tak jak mówiłem, straty będą duże. Dlatego zawsze w takich sytuacjach radzę reagowanie na etapie pojedynczych inicjatyw, kiedy zachowanie ze strony sprawcy nie zostało jeszcze utrwalone. Druga rzecz, która jest niezwykle ważna to stopniowanie reakcji. Jeśli odpowiedź nauczyciela będzie zbyt mocna, punitywna to możne przynieść efekt odwrotny od zamierzonego. Czyli uczeń nie zachowa się tak przy nauczycielu, ale aby „zachować twarz” na boku, po wyjściu z klasy, zrobi to ponownie aby pokazać, że się nie wystraszył. Natomiast jeśli ten sam nauczyciel powie: ustalmy, że w tej klasie nie robimy takich komentarzy, czyli zareaguje jednoznacznie ale jednocześnie porozmawia o tym z uczniem, wyjaśni mu sytuację - to jest to zwykle wystarczająco silna reakcja, aby zatrzymać przemoc w klasie. Chodzi o to aby zostawić sobie takie bardziej radykalne reakcje na sytuacje, w których będą one konieczne.
Kolejna sprawa to musimy mieć świadomość, że uczniowie zwłaszcza najmłodszych klas obserwują nasze reakcje, powielają komentarze. Innymi słowy modelujemy rzeczywistość naszych dzieci nawet w momentach, gdy tego nie chcemy. Podam przykład: w klasie jest uczeń, który sprawia kłopoty, kiedy zatem w reakcji na jego zachowanie, nauczyciel np. przewraca oczami, robi miny - to tym samym daje komunikat grupie. Dzieci wtedy mogą powiedzieć: to my też będziemy tak robić. Bardzo bym uważał na to, co sami robimy, jak reagujemy, kiedy mówimy o innych osobach, nie tylko uchodźcach z Ukrainy.
Ale to może działać w dwie strony
No właśnie ten mechanizm możemy wykorzystać w drugą stronę. Jeśli wykażemy zainteresowanie nową osobą w klasie, zapytamy o to: skąd pochodzi, poprosimy aby opowiedziała coś o tym miejscu, to powoli nie ofensywnie zwracamy zainteresowanie klasy na tę osobę.
Warto też pamiętać – i to jest ważna informacja – że nauczyciele powinni przygotować dzieci na kontakt z nowymi uczniami. Wyjaśnić im, że mogą one zachowywać się trochę inaczej, np. nie reagować na zaproszenia do zabawy, nie odzywać się, mieć gorszy nastrój. Dla nas to jest oczywiste, że są to reakcje związane ze stresem pourazowym, natomiast dzieci rówieśnicy mogą to odebrać jako brak chęci do zabawy. Czyli dzieci mogą sobie pomyśleć: my tu się staramy a one nas ignorują, nieładnie.
Jak jeszcze możemy wspomóc proces przyjmowania ukraińskich dzieci do szkół?
Warto prowadzić działania na wielu płaszczyznach, nie tylko w klasie ale również wśród rodziców. Takim sprawdzonym sposobem jest np. spotkanie, na który wszyscy rodzice przynoszą potrawy ze swojego kraju. Rodzice poznają się, rozmawiają ze sobą, a dzieci w tym czasie bawią się razem. To co robią dorośli promieniuje na dzieci. Jeśli rodzice będą dobrze wypowiadać się o swoich sąsiadach Ukraińcach, to również dzieci będą tak robiły. Oczywiście warto to robić z wyczuciem i stopniowo.
Jako rodzice możemy też zadbać o dobre relacje naszego dziecka z nowym kolegą zapraszając go do naszego domu albo zabierając na wspólny wypad do kina, na pizzę itd.
I jeszcze jedna uwaga. Dzieci naszych gości nie będą czuły się komfortowo, jeśli będą tylko adresatami naszej pomocy. W mojej opinii bardzo ważne jest aby nasi goście mieli również poczucie podmiotowości. Patrząc z perspektywy grupy: jeśli tylko otrzymuję, a sam nic nie mogę ofiarować, to daje mi bardzo kiepską pozycję. Przecież przed wyjazdem do naszego kraju te dzieci coś znaczyły w swoich środowiskach, miały jakieś umiejętności, były potrzebne. Nie zabierajmy im tego.
Myślę, że ta uwaga ma charakter ogólny
To prawda. To jest pewien paradoks, który niestety nie wszyscy rozumieją. Kiedy przyjmujemy uchodźców do naszych domów pamiętajmy o tym, aby włączyć ich w nasze życie. Te osoby bardzo potrzebują teraz poczucia, że są ważne, coś znaczą. Dlatego warto stwarzać sytuację, w których nie będą tylko odbiorcami naszej pomocy, ale również sami będą mogli coś nam ofiarować lub ofiarować innym osobom potrzebującym pomocy