Z prof. UAM Joanną Rękas, pełnomocniczką dyrektora ds. dydaktycznych IFS, rozmawia Magda Ziółek
Ilu „późnych” studentów studiuje w Instytucie Filologii Słowiańskiej?
Należy sprecyzować, co rozumiemy pod pojęciem „późny”. Do naszego Instytutu zgłaszają się osoby w wieku 30, 40, 50, 60 czy nawet 70 lat – który z tych studentów jest „późny”? Cieszymy się, że są, że przychodzą do nas i chcą studiować. Ostatnio rozmawiałam ze studentką bułgarystyki, która powróciła do nas po prawie 20 latach przerwy – założyła rodzinę, odchowała dzieci i postanowiła ukończyć studia. Ma możliwość pracy on-line, chce ją łączyć z nauką – dlaczego nie, jesteśmy na to otwarci. Studiowanie to proces, dobrze, kiedy obie strony są tak samo zaangażowane, mają chęci do zdobywania wiedzy. Cieszę się też, że powoli do lamusa odchodzi profil studenta – maturzysty. Takie osoby oczywiście też są mile widziane, niemniej jednak widzę dużą wartość w tym, że w naszym instytucie mamy grupy wielopokoleniowe. To jest coś, czego powoli zaczyna nam brakować w rodzinach.
A u nas w Instytucie – proszę bardzo: siedzi sobie grupa studentów, takich 20-, 30-latków. Korytarzem idzie nasz student, 75-letni Zenon Lenczewski. I słyszę, jak jedna z dziewczyn mówi: „Hej, Zen, co u Ciebie, idziemy na kawę?”. Jestem przekonana, że to jest ogromna wartość społeczna, wspólnotowa i naukowa również.
W Instytucie macie dwoje siedemdziesięciolatków.
Jestem przekonana, że byłoby ich więcej, ale się krępują. Proszę dobrze zrozumieć, to są ludzie z pokolenia, kiedy odpuszczanie było wstydem. Oni boją się, że jeśli sobie nie poradzą, to ludzie ich wyśmieją. Dla młodych ludzi to już nie jest taki problem, oni nie boją się zmian.
Tak, mamy dwoje takich studentów: Mirosławę Hallilović i Zenona Lenczewskiego. Oboje przyszli do nas po kursie, który przed kilkoma laty prowadziłam wolontaryjnie dla mieszkańców Poznania. Miałam taki pomysł, aby zaprosić do IFS ludzi spoza uniwersytetu. Zgłosił się pełen przekrój wiekowy: najmłodszy – 16-letni – był Jakub, który teraz zaczyna u nas studia magisterskie. Najstarszy pan Zenon, a potem dotarła i pani Mirka. Powiem jeszcze, że kurs przewidziany był na dwa tygodnie, a trwał trzy lata – pewnie trwałby i dłużej, ale nastała pandemia. Grupa rozpadała się jednak, kilkoro moich „uczniów” rozpoczęło studia w IFS. W tej grupie była jeszcze pani Zuzanna – studentka bałkanistyki, pani Anna, prawniczka z wykształcenia, i kilka innych osób.
Z nauką to jest tak: im więcej człowiek poznaje, tym więcej chce. Kursy językowe nie dają kompetencji interkulturowych. Co najwyżej liźniemy trochę literatury, historii, polityki itp. A głód na wiedzę rośnie. Proszę napisać, że studiowanie może być niebezpieczne: wzmaga głód wiedzy zwłaszcza w momencie, kiedy zaczyna się podróżować, wtedy naprawdę ssie w żołądku.
Jakim studentem jest 60-, 70-latek?
Wymagającym! Wie pani, jak to jest czasem rano: człowiek pędzi na zajęcia, tuż przed chciałby jeszcze napić się łyka kawy. Wchodzi do sali, a tam wszyscy już siedzą i czekają. Osoby, które zdecydowały się na studia w późniejszym wieku, są szalenie obowiązkowe, zawsze przygotowane, dosłownie czerpią wiedzę wszystkimi porami. Zwłaszcza pokolenie, o którym rozmawiamy, czyli 70+. Oni w przeszłości nauczyli się korzystać z bibliotek: czytają opracowania, książki, publikacje naukowe. I to jest fantastyczne również ze względu na tych „młodych”. Wrócę jeszcze na chwilę na moje zajęcia. Wchodzę z tym kubkiem kawy i pytam, co tam u was słychać, a oni opowiadają: „dobrze, ale czy moglibyśmy już porozmawiać o naszych prezentacjach?”. Proszę zatem pana Zenona. Zaczyna mniej więcej tak: „to może najpierw przedstawię, z jakich źródeł korzystałem” i tu wymienia całą długą listę. Oni są nauczeni korzystania ze źródeł. Młodsi to widzą, obserwuję, że czasem jest im zwyczajnie głupio, kiedy ci starsi są przygotowani, a oni nie. To jest też wartość dodana.
I znów z obserwacji: to, czego brakuje tym starszym studentom, to pewność siebie. Są zawsze doskonale przygotowani, ale kiedy zaczynamy rozmawiać krytycznie o tym, co przedstawili, wycofują się. Praca z nimi polega zatem na skłanianiu ich do kreatywnej refleksji, do krytycznego wyrażania poglądów, bez obawy, że zostaną za to skarceni. To nie są te czasy, kiedy profesor rzucał na egzaminie indeksem i mówił „nie zdasz”. Na moich zajęciach trzeba dyskutować i tego od nich wymagam.
Mówiła pani, że studiowanie wzmaga głód. Panią również ssie w żołądku?
– Studiuję antropologię w języku angielskim. Też mam głód wiedzy! Mam wrażenie, że jeśli studenci widzą, że ich wykładowcy się rozwijają, to sami motywują się do intensywniejszej pracy. Miałam taką sytuację, że uczyłam studentów, z którymi sama byłam w grupie na antropologii. Genialne doświadczenie. Studenci widzą, że można trzymać formę, ale jednocześnie być dostępnym i otwartym na drugiego człowieka.
zob. też Zenon Lenczewski.Być jak Joe Biden