Wersja kontrastowa

Prof. Zbigniew Szmyt. Czy Putin jest kobietą?

Prof. Zbigniew Szmyt, fot. Adrian Wykrota
Prof. Zbigniew Szmyt, fot. Adrian Wykrota

Prof. Zbigniew Szmyt z Wydziału Antropologii i Kulturoznawstwa jest tegorocznym laureatem Nagrody im. Prof. T. Kotarbińskiego za książkę „Zbyt głośna historyczność. Użytkowanie przeszłości w Azji Wewnętrznej”. Z naukowcem rozmawia Ewa Konarzewska-Michalak.

 

Dlaczego akurat Wschód? Co sprawiło, że zainteresował się pan tym rejonem świata?

Po pierwsze Instytut Antropologii i Etnologii UAM ma dość długie tradycje badawcze w tym regionie. Mój pierwszy promotor, prof. Zbigniew Jasiewicz, prowadził badania w Uzbekistanie w latach 60. ubiegłego wieku, a w latach 70. razem z prof. Danutą Gawęcką i dr. Markiem Gawęckim w Afganistanie. Były to jedne z pierwszych etnologicznych badań pozaeuropejskich. Jestem tylko częścią tego nurtu naukowego, który od kilku pokoleń kontynuuje prace w tym terenie.

 

Czym jest postsocjalistyczna gorączka historyczności w Buriacji, Tuwie i Mongolii, o której pan pisze?

Od miesiąca często o tym myślę, bo - jak pamiętamy – wojna w Ukrainie została poprzedzona historiozoficznym wystąpieniem Putina, który poprzez swoją interpretację dziejów legitymizował atak na sąsiednie państwo. Ta historyczność w postsocjalistycznym świecie pełni coraz większą rolę. Upraszczając, możemy powiedzieć, że komunistyczna modernizacja była skierowana ku utopijnej przyszłości. Jej świetlany horyzont był jądrem ideologicznym państwa radzieckiego. I myślę, że to państwo upadło m.in. dlatego, że przestano wierzyć w możliwość realizowania komunizmu. Wielkie narracje, o których pisał np. Zygmunt Bauman, skończyły się w XX w. Ludzie zaczęli się zwracać w kierunku przeszłości, tam szukając wartości, wzorów społecznych, z których mogliby zbudować na nowo społeczeństwa. W latach 90. mieliśmy w Rosji, Mongolii i w północno-wschodnich Chinach zwrot ku tradycji narodowej. To zjawisko czasami nazywa się odrodzeniem etnicznym. W przeszłości premodernistycznej szukano nowych wzorców wspólnotowości. Historyczność jest ważna dla mniejszości narodowych na Syberii, które szukają swoich narracji o świecie, języka, w którym nie byłyby podporządkowanymi, zrusyfikowanymi mniejszościami, ale odzyskałyby swoją sprawczość i podmiotowość. Ta książka w dużym stopniu jest o tym.

 

Czym różni się podejście do przeszłości ludzi z Azji Wewnętrznej od naszego? Czy są jakieś punkty wspólne, czy jest to całkiem inny sposób myślenia?

Musimy wrócić do sowieckiej modernizacji, która odbywała się w trochę w innym stylu także w Mongolii i w Chinach. Jednym z jej elementów była edukacja historyczna razem z całym pakietem powszechnej i obowiązkowej skolaryzacji. Ludzie na pewno nauczyli się myśleć o przeszłości w sposób zachodni, w ramach dyscypliny, jaką jest historia, ale wciąż przecież funkcjonują rodzime formy przeżywania przeszłości i przekazywania pamięci, które są radykalnie odmienne od uniwersalnej historiografii. Jeśli duchy przodków czy postacie historyczne jak Czyngis Chan mówią przez szamana, to mamy zupełnie inną formę doświadczania historyczności. Jeżeli duchy represjonowanych Buriatów i Mongołów, zabitych w czasach stalinowskich i złożonych w anonimowych mogiłach, domagają się pamięci, nękając swoich potomków plagami i nieszczęściami, to mamy zupełnie inną pracę z pamięcią traumatyczną niż u nas w Instytucie Pamięci Narodowej czy muzeach. Chciałem pokazać tamtejsze oddolne mechanizmy i formy pracy z przeszłością.

 

Dlaczego syberyjscy buddyści widzą w Putinie kobietę?

Kiedy caryca Elżbieta uznała buddyzm za pełnoprawną religię wśród ludów Syberii, w ramach dyplomatycznego rewanżu buddyści uznali ją za patronkę buddystów. Rozpoznano w niej, a potem w Katarzynie Wielkiej, emanację aktywności kobiecego bóstwa w postaci Białej Tary, matczynej energii. Status ten przechodził na kolejnych rosyjskich władców. Jako że carowie często nie byli kobietami, zaczęło się robić trochę niebinarnie. W czasach postsocjalistycznych Chambo Lama, główny przywódca buddystów w Buriacji, próbował wskrzesić tę tradycję, która zobowiązywałaby rezydentów Rosji do wypełniania funkcji patrona. W okresie prezydentury Miedwiediewa próbowano go rytualnie intronizować jako emanację Białej Tary. Nie zgodził się wziąć udziału w samej ceremonii, ale z szacunkiem odniósł się do tej wskrzeszonej tradycji, dlatego też rosyjskich prezydentów uważa się obecnie za kobiecych bodhisattwów. Jest to jeden z elementów przywracania odniesień do imperialnej tradycji carskiej.

 

Z naszej perspektywy może to jest zabawne, ale jak ktoś spojrzy na nasze mity, takie jak Polska Chrystusem narodów…

…albo intronizacja Jezusa na króla Polski. Tak, trzeba rozumieć lokalne kody kulturowe i gry polityczne. Oczywiście nie sądzę, żeby ktoś na serio modlił się do Putina, tylko – jak powiedział jeden z buddystów w Petersburgu – jest to forma dynamicznej prawdy. Nadaje się taki status prezydentowi z nadzieją, że dorośnie do niego, czyli będzie okazywał współczucie i pomoc.

 

Ile lat spędził pan na Wschodzie?

Pierwszy raz wyjechałem prywatnie w 2001 r. do naszego obecnego pracownika Wydziału Historii dr. Ivana Peshkova, który pochodzi z Irkucka, z polskiej rodziny z tradycjami zesłańczymi. Rok później wróciłem ze studenckim projektem badawczym, na którego podstawie pisałem licencjat. Byłem też rok na stypendium ministerialnym w Ułan Ude i dwa razy w Ułan Bator w Mongolii.

 

Miał pan wiele przygód. Był pan aresztowany razem ze studentem z Australii…

...tak, za naruszenie pasa pogranicznego, który jak się okazało, sięga kilkadziesiąt kilometrów w głąb od granicy. Trzeba mieć zezwolenie, żeby tam wejść. W mieście, w którym próbowaliśmy otrzymać takie pozwolenie, straż graniczna fetowała ukończenie szkolenia i zignorowała nas. Pojechaliśmy więc na dziko i zostaliśmy aresztowani. Te wszystkie opowieści zawarłem w książce po to, by pokazać, jak w rzeczywistości wygląda praca etnografa, jak zbiera się cegiełki wiedzy, z których później buduje się teorie antropologiczne. Ludziom często się wydaje, że badania etnograficzne polegają na przeprowadzeniu sformalizowanego wywiadu kwestionariuszowego i uściśnięciu dłoni rozmówcy, którego więcej się nie widzi. Jak zbierzemy stu takich rozmówców, mamy zakończone badanie. To jednak dopiero początek pracy terenowej. W praktyce stosujemy bardziej miękkie techniki, które polegają na uczestnictwie w życiu codziennym badanej społeczności, na wchodzenie w długotrwałe interakcje z partnerami badawczymi.

Dopiero przez nie możemy spróbować zrekonstruować to, jak postrzegają świat interesujący nas ludzie. Przy czym praca terenowa polega też na... nudzie, np. w oczekiwaniu na transport w jednym miejscu można utknąć bezczynnie na trzy dni, zanim będzie dobry czas na rozpoczęcie podróży.

 

Zapisał się pan do klubu bokserskiego na targu mięsnym w Ułan Bator, gdzie rozmawiał pan ze skinheadami. Dlaczego?

Ruch skinheadowski jest elementem globalnej kultury, który został z całą estetyką przyjęty w Mongolii. Trudno wejść w zażyłość ze skrajnymi nacjonalistami na ulicy, ponieważ odnoszą się krytycznie do obcokrajowców, ale dzięki temu, że chodziliśmy do tego samego klubu bokserskiego, mogłem trochę z nimi porozmawiać. Trzeba badać nie tylko rzeczy, które się lubi. Żeby pokazać w miarę obiektywny obraz społeczeństwa, trzeba w nim umieścić ludzi, którzy wzbudzają niechęć. Zawiesić na chwile swoje prywatne sądy i spróbować ich zrozumieć. Postawa nacjonalistyczna często wynika z bardzo trudnych ekonomicznych doświadczeń transformacji i lęku przed wielkimi sąsiadami, przede wszystkim Chinami. W Mongolii mieszkają 3 miliony ludzi, w Chinach ponad 1, 3 miliarda. Gospodarka mongolska w bardzo dużym stopniu jest uzależniona od południowego sąsiada. Obawy, związane z ekspansją polityczną, ekonomiczną, a być może za jakiś czas terytorialną, skutkują tym, że część społeczeństwa zmierza w ksenofobiczną, skrajnie nacjonalistyczną stronę.

 

Region, którym pan się zajmuje, jest teraz trudno dostępny. Jakie inne kierunki badawcze pana interesują?

Jestem obecnie studentem II roku filologii ukraińsko-rosyjskiej i mam nadzieję, że dotrwam do licencjatu. Zaangażowałem się w wolontariat i od ostatnich 3 tygodni chyba nie było dnia, żebym co najmniej 5 godzin nie spędził na tłumaczeniu i pomocy dla uchodźców z Ukrainy. Ale jestem też członkiem zespołu Badań Migracyjnych UAM i mam nadzieję, że doświadczenia, które teraz zbieram, będę potrafił przekuć w materiał analityczny. Inny projekt byłby kontynuacją zagadnień poruszanych w książce. Z dr. Ivanem Peshkovem chcielibyśmy zbadać, jak Rosja w wyniku sankcji wojennych próbuje przeorientować się na kraje azjatyckie. Jeśli to będzie możliwe, zamierzamy przeprowadzać badania terenowe w Chinach, Mongolii i Kirgistanie. Będziemy badać bazary, nowe szlaki gospodarcze, wymianę towarów. Nie planujemy badań w samej Rosji. Nie wiadomo, czy pozwolono by nam to zrobić, ale też z przyczyn etycznych chcielibyśmy na razie unikać współpracy z instytucjami akademickimi w Rosji. Jesteśmy otwarci na naukowców z Rosji, którzy śmiało i jednostronnie opowiedzieli się przeciw tej wojnie, myślę, jednak, że taka sytuacja jest możliwa przede wszystkim wśród nowo powstającej emigracji. Wielu naukowców nie może się pogodzić z bestialstwem państwa rosyjskiego i z tym, że społeczeństwo rosyjskie w dużej mierze podtrzymuje tę wojnę.

 

Czytaj też: Demokratyczny Antropofon

Nauka Wydział Antropologii i Kulturoznawstwa

Ten serwis używa plików "cookies" zgodnie z polityką prywatności UAM.

Brak zmiany ustawień przeglądarki oznacza jej akceptację.