Wersja kontrastowa

Prof. Piotr Śniedziewski. Fenomen recepcji „Pani Bovary”

Prof. Piotr Śniedziewski
Prof. Piotr Śniedziewski

 

 

Rozmowa z prof. Piotrem Śniedziewskim z Zakładu Literatury Romantyzmu IFP UAM, kierownikiem projektu „Między zawłaszczeniem a obcością. Recepcja twórczości Gustave’a Flauberta w Polsce”. 

 

Co w twórczości Gustawa Flauberta jest tak ważnego, że może oddziaływać na polską literaturę? 

– Dobre pytanie. Myślę, że dwie rzeczy, Flaubert jest pisarzem, którego uznaje się za jednego z patronów nowoczesnej powieści realistycznej. Urodził się w 1821 roku, kiedy w Europie dominował romantyzm. W młodości czytał dzieła wielkich romantyków francuskich i europejskich, stąd zapewne jego pierwsze próby pisarskie utrzymane były w takiej poetyce. Pojawiały się w nich postaci osamotnione, skłócone ze społeczeństwem, jak w „Listopadzie” czy „Pamiętnikach szaleńca”. Wadząc się z romantyzmem, musiał się spierać z modelem powieści realistycznej, który wówczas się wykształcił, myślę zwłaszcza o powieści balzakowskiej. W „Pani Bovary” forma narracji podważa tę tradycję, odrzuca obiektywizm narratora, w powieści właściwie wcale go nie ma. Fakt, że po publikacji odcinków „Pani Bovary” w prasie wytoczono Flaubertowi proces o zniesławienie moralności mieszczańskiej, wynikał m.in. z tego, że w utworze zabrakło narratora obiektywnego, który powiedziałby, że Emma popełniła błąd, że należy ją potępić. W tym więc sensie Flaubert proponuje model powieści realistycznej, który wcześniej nie istniał i dlatego wymienia się go obok Prousta czy Joyce’a jako twórcę nowoczesnej powieści realistycznej. Jest ważny także dlatego, że w swoich utworach stawia istotne pytania. Począwszy od debiutu, jakim była „Pani Bovary”, pytał, co się dzieje z kobietą w społeczeństwie, na ile jest ona ograniczona konwenansami, regułami, a na ile powinna zdobyć się na odwagę, aby tym konwenansom zaprzeczyć, walcząc o siebie. W polskiej literaturze najbardziej wyrazista linia recepcyjna jest związana właśnie z „Panią Bovary”. W tym kontekście warto wspomnieć nieco zapomnianą, a świetną powieść Antoniego Sygietyńskiego „Na skałach Calvados”, która powstała niespełna 30 lat po „Pani Bovary”. Czytając Sygietyńskiego, tracimy bardzo wiele, nie znając powieści Flauberta. 

 

A od kiedy Flaubert był znany w Polsce? 

– Właściwie natychmiast. „Pani Bovary” została przetłumaczona już w 1878 roku przez Ludwikę Kaczyńską. Dwa lata wcześniej pojawiło się też tłumaczenie „Salambo”, przygotowane przez Natalię Dygasińską i zatytułowane „Córka Hamilkara”. Po pierwsze, to pokazuje, że proces recepcyjny twórczości Flauberta rozpoczął się bardzo szybko. Po drugie, i to chyba jest jeszcze lepszy dowód obecności Flauberta w ówczesnej literaturze polskiej, niemal w tym samym czasie pojawiają się wypowiedzi krytycznoliterackie, wskazujące, jak odczytywać te utwory. 

 

Jak Flaubert był odbierany w Polsce w XIX wieku? 

– Pyta pan o wiek XIX, ale myślę, że dobrym przykładem tego, co działo się pod koniec XIX wieku w Polsce w związku z recepcją Flauberta, są teksty, które ukazały się na początku XX wieku. Grant, którym kieruję, ma w tytule dwa kluczowe rzeczowniki, „zawłaszczenie i obcość”. Jest to sugestia, że z jednej strony Flaubert jest nam obcy, a z drugiej, że usiłowano go jakoś przeciągnąć na stronę literatury polskiej. W jednym z rozdziałów „Legendy Młodej Polski” Stanisław Brzozowski pisze, że Flaubert to wielki pisarz realista, twórca nowego modelu powieści. Zaledwie 5 lat później, Stefan Żeromski mówi podczas wykładu w Zakopanem, że Polacy nie przyswoili sobie nauki płynącej z twórczości Flauberta czy braci Goncourt. Krytyka w XIX wieku przyjmowała właśnie takie stanowiska. Pisano, że twórczość Flauberta jest fundamentem nowoczesnej powieści. Sygietyński opublikował wówczas serię artykułów o powieści francuskiej. W części poświęconej Flaubertowi stwierdził, że jest on autorem, który nie budzi żadnych wątpliwości, żadnego sprzeciwu. Byli zatem krytycy, choć mam wrażenie, że było ich mniej, którzy twierdzili, że to jest wielki talent, że należy się od niego uczyć nowej formuły realizmu. Byli też tacy, którzy uważali, że pokazał Emmę Bovary jako osobę pozbawioną ideału, a obraz jej życia ogranicza się do tego, co zmysłowe, przyziemne, że brakuje tej powieści wzniosłych ideałów, czegoś metafizycznego. Ci krytycy, na przykład Stanisław Szczepanowski czy Marian Zdziechowski, byli bardzo przywiązani do formuły romantycznej, a Flaubert pokazał im bohaterkę, która jest zwykła, banalna, przyziemna, uwikłana w  romans.  

 

A jak zmieniła się recepcja Flauberta w XX i XXI wieku? 

– To jest dla mnie zadziwiające, bo kiedy się czyta artykuły prasowe z XIX wieku, niezależnie od tego, czy się z tymi krytykami zgadzamy, czy nie, można odnieść wrażenie, że oni kłócą się, spierają, są gotowi skoczyć sobie do gardeł, zastanawiając się, czy Emma jest bohaterką moralną, czy nie, czy należy tak pisać o świecie, czy nie. A potem temperatura dyskusji bardzo spada. W XX wieku przechodzi w dyskusje akademickie. Staje się wyciszona, dokonuje się wówczas pewnych podsumowań. Zaczyna się od świetnego szkicu z 1930 roku Jana Parandowskiego, w którym najpierw zrekonstruowana została legenda biograficzna Flauberta – oto wielki samotnik, który siedzi przy swoim biurku, cyzeluje, poprawia zdania. W drugiej części Parandowski przedstawia metodę twórczą Flauberta. Esej Parandowskiego miał bezsprzeczną wartość porządkującą i ustalił na wiele lat model odbioru Flauberta w Polsce. W latach 30-tych pojawiają się także prace Heleny Frejlich, Polki, która doktoryzowała się na Sorbonie z korespondencji Flauberta. W drugiej połowie XX wieku, co zastanawia, jest mało Flauberta. Czytamy zazwyczaj, że to wielki pisarz, że reformuje powieść, jednak w Polsce pojawiają się jedynie rozproszone artykuły na ten temat, nie ma wyrazistych prac, wokół których toczyłaby się dyskusja. W XXI wieku jest podobnie. Ukazała się ważna i bardzo dobra książka Renaty Lis „Ręka Flauberta” i, niezręcznie mi o tym mówić, moje eseje na temat jego twórczości. Ciągle brakuje większej dyskusji wokół tego pisarza. Chociaż z drugiej strony, mógłbym zapytać, czy dyskutuje się o Joysie i Prouście? W przypadku Flauberta, jeżeli się rozmawia, to niemal wyłącznie o „Pani Bovary”, jakby był autorem jednego utworu, a przecież pozostałe też były przekładane. Jan Gondowicz przełożył jego późny tekst zatytułowany „Słownik komunałów” i cisza. Nie ma dyskusji na temat „Bouvarda i Pécucheta”. „Szkoła uczuć” też szczególnie nie istnieje. Podobnie z eseistyką na temat Flauberta. O „Ręce Flauberta” dyskutowano, gdy została nominowana do nagrody „Nike”, potem zapadła cisza. Kiedyś Marek Bieńczyk powiedział, że gdyby tak wybitne przekłady Flauberta, jakie wyszły spod pióra Ryszarda Engelkinga, ukazały się w Niemczech czy Włoszech, natychmiast odbyłoby się szereg seminariów i dyskusji na ten temat. Dzięki Engelkingowi mamy bowiem m.in. nowe tłumaczenia „Pani Bovary” oraz „Szkoły uczuć”, czyli powieści, które wyznaczyły drogę rozwoju europejskiej prozy w XX oraz XXI wieku. A w Polsce nic takiego się nie stało. Rzadko zdarzają się u nas wielkie dyskusje wokół tłumaczeń literackich, może to, że ich brakuje, jest sygnałem stanu, w jakim się znajdujemy.  

 

Polacy książek nie czytają, w związku z czym nie czują potrzeby pogłębiania wiedzy na temat literatury. Na konferencjach naukowych rozmawia się w inny sposób, a przeciętny czytelnik i tak nic o nich nie wie… 

Rozmawiam na ten temat z studentami podczas zajęć ze sztuki tłumaczenia czy literatury powszechnej. Porównując przekłady, widzimy, jak się zmienia stosunek tłumaczy do „Pani Bovary”. Pierwszego przekładu, o czym wspominałem, dokonała Ludwika Kaczyńska, potem Alfred Iwieński, na początku XX wieku. Po II wojnie ukazuje się tłumaczenie Anieli Micińskiej, to najbardziej popularne. Po 50. latach z okładem mamy tłumaczenie Ryszarda Engelkinga. Co ciekawe, niewiele osób wie, że „Pani Bovary” ma podtytuł „Z obyczajów prowincji”, który został wprowadzony dopiero przez Engelkinga. Dla czytelnika, który nie jest zainteresowany genezą utworu, jego kontekstem historycznoliterackim, być może podtytuł nie jest istotny. Ale Flaubert po coś go zapisał, a fakt, że wcześniej tłumacze zdecydowali się go usunąć, nie wydaje się zasadny. Engelking nam o tym przypomina i podsuwa od razu pewne możliwości interpretacyjne. Pozostaje tylko podjąć decyzję, jak z tych sugestii skorzystamy. Wspomniał Pan, że statystycznie Polacy mało czytają, może jest tak, że niektórzy wielcy pisarze nie odpowiadają na współczesne pytania?  

 

 

A czy w polskich powieściach XIX-wiecznych i późniejszych można znaleźć nawiązania do Flauberta? 

Tak, ale znowu jest to recepcja, powiedziałbym, punktowa i ograniczona. Z pewnością nie mamy do czynienia z wielką falą recepcyjną. W XIX wieku ukazują się takie powieści jak „Na skałach Calvados” Sygietyńskiego czy „Cham” Elizy Orzeszkowej. Michał Głowiński napisał artykuł na temat „Chama” zatytułowany: „Pani Bovary nad brzegami Niemna”, sugerując, że to jest powieść, która przenosi realia dzieła Flauberta w nasze warunki. Z pewnymi modyfikacjami oczywiście, bo Emma była na pensji u sióstr zakonnych, potrafiła rysować, trochę grać, czytała, a Franka, bohaterka Orzeszkowej, pochodzi z ludu, nie ma żadnego wykształcenia. Łączy je pragnienie realizacji swoich marzeń, wyrwania się z sytuacji, w której się znalazły z powodów ekonomicznych, społecznych. Franka zapada na tę samą chorobę, co Emma, nazwaną, pod koniec XIX wieku, „bovaryzmem”. To termin stworzony przez Jules’a de Gaultiera i określający postać, która chciałaby być kimś innym, niż jest, nie akceptuje swojej pozycji społecznej, egzystencjalnej. Dlatego wspomniany przeze mnie podtytuł „Pani Bovary”, przywrócony przez Engelkinga, jest tak ważny, uświadamia nam, że Emma żyje na francuskiej prowincji, a chciałaby za wszelką cenę być w Paryżu. Byłaby skłonna zaakceptować swojego męża, gdyby był znanym lekarzem w Paryżu, a nie felczerem na prowincji. W XX wieku pojawiają się teksty Marii Kuncewiczowej czy Zygmunta Haupta, ale nie stanowią jakiejś wyrazistej grupy; w XXI stuleciu mamy m.in. utwór Agnieszki Drotkiewicz. Należy poczynić jednak dwa zastrzeżenia. Po pierwsze, to nie jest duża grupa tekstów, więc trudno powiedzieć, że Flaubert zaważył na rozwoju powieści polskiej, że rzeczywiście stał się twórcą uznawanym w naszym kraju za autora nowoczesnej powieści realistycznej. Myślę, że to bardziej dotyczyłoby dyskusji światopoglądowych w XIX wieku. W XX stuleciu trudno byłoby chyba obronić taką tezę. I drugie zastrzeżenie – otóż w Polsce mamy do czynienia głównie z fenomenem recepcji „Pani Bovary”, ponieważ wszystkie wspomniane utwory nawiązują do tej powieści. Nie do „Salambo”, nie do „Szkoły uczuć”, nie do „Bouvarda i Pécucheta”, nie do „Kuszenia Świętego Antoniego”, ani do „Trzech opowieści”, tylko do „Pani Bovary”. 

 

 

Nauka Wydział Filologii Polskiej i Klasycznej

Ten serwis używa plików "cookies" zgodnie z polityką prywatności UAM.

Brak zmiany ustawień przeglądarki oznacza jej akceptację.