Wersja kontrastowa

Dr Jakub Małecki. Wokół maluchów

dr Jakub Małecki
dr Jakub Małecki
dr Jakub Małecki

 

 

 

 

Lodowce górskie w większości regionów świata tracą obecnie na masie. Przyczyną jest globalne ocieplenie, które powoduje, że masa lodu topniejącego latem jest na ogół większa niż masa spadającego zimą śniegu. Europejska część Arktyki nie wyróżnia się pod tym kątem – większość tutejszych lodowców również robi się coraz mniejsza. Można jednak znaleźć ciekawe wyjątki. 

 

Małe lodowce Zatoki Petunia w środkowej części Spitsbergenu, największej wyspy Svalbardu, odwiedzam i badam od kilkunastu lat. Wiele się w tym czasie zmieniło. W swoich dolnych odcinkach straciły w latach 2007-2021 warstwę lodu wysokości kilkunastu pięter, przez co ich krawędzie wycofały się głębiej w górę dolin nawet o setki metrów, odsłaniając połacie ziemi nigdy wcześniej nie deptanej przez człowieka. Lodowiec najbardziej szczegółowo monitorowany przez UAM, Sven, stracił w tym czasie jakieś 20% swojej masy. Jeden z najmniejszych lodowców w okolicy, Ferdinand, stał się nawet zombiakiem – nie wytrzymał współczesnego klimatu. Jego resztki bieleją jeszcze pomiędzy skalnym gruzem, ale w zasadzie umarł i tylko symuluje ruchy żywotne.  

Niestety to, co widzę w Zatoce Petunia, nie jest niczym niezwykłym w skali Svalbardu. Niezwykle mnie jednak ciekawiło, czy tak samo dzieje się tam, gdzie ze względów logistycznych nie monitoruje się systematycznie zmian na lodowcach, czyli na północy i wschodzie Svalbardu oraz na sąsiednich archipelagach rosyjskich. Przeprowadziłem więc odpowiednie analizy i… wysoko uniosłem brwi. 

Europejski obszar Arktyki tworzy przede wszystkim Morze Barentsa z trzema archipelagami – Svalbardem, Nową Ziemią i Ziemią Franciszka Józefa. Morze Barentsa jest niezwykle interesujące, bo niewiele jest miejsc, w których zachodzi obecnie tak potężne przemeblowanie. Nie można tego nazwać inaczej – morze to z polarnego staje się umiarkowane, a ogół mechanizmów do tego prowadzących nazwano atlantyfikacją.  

Objawy atlantyfikacji to między innymi coraz cieplejsza woda z dekady na dekadę, szybko znikająca kra zimowego lodu morskiego, a także ustępowanie gatunków arktycznych tym z Oceanu Atlantyckiego. Przyczyny tych radykalnych zmian nie są jeszcze do końca jasne, ale kluczową rolę odgrywa tu coraz większy napływ ciepłych wód oceanicznych w okolice Morza Barentsa, co od wielu lat monitoruje Instytut Oceanologii PAN w Sopocie. 

Z procesami atlantyfikacji silnie związany jest wzrost temperatury powietrza w regionie, czego dowodzą między innymi pomiary prowadzone na należącej do Instytutu Geofizyki PAN Polskiej Stacji Polarnej Hornsund na Svalbardzie – w ostatnich czterech dekadach średnia roczna temperatura powietrza wzrastała tam kilkakrotnie szybciej niż średnia światowa, tj. średnio o 1,14°C na dekadę, a miesięcy zimowych (grudzień-luty) nawet o 2,27°C na dekadę. Podobnie ekstremalne tempo ocieplenia widoczne jest w okolicy Nowej Ziemi i Ziemi Franciszka Józefa. Dla światów, w których lód jest wszechobecny, taka zmiana jest prawdziwą rewolucją, stąd lodowce i czapy lodowe pokrywające wszystkie trzy europejskie archipelagi silnie to odczuwają. Jedne topnieją ekspresowo, a inne nie, a różnorodność reakcji lodowców na zachodzącą zmianę klimatu nie zawsze da się łatwo wytłumaczyć. 

Małe arktyczne lodowce są generalnie spokojne, raczej przymarznięte do podłoża, kończą się na lądzie i mają niewielkie strefy zasilania śniegiem, a na zmiany ich grubości wpływ ma przede wszystkim klimat. Inaczej jest natomiast z lodowcami dużymi – te są znacznie szybsze, uchodzą do morza, które dodatkowo je niszczy, ale w zamian mają niekiedy potężne, odpowiednio wysoko położone obszary, gdzie śnieg może przetrwać letnie topnienie. O ich zmianach decyduje więc nie tylko atmosfera, lecz także warunki morskie, a dodatkowo również szybkie i zmienne tempo ruchu. 

To wszystko sprawia, że największe lodowce Svalbardu zachowują się inaczej niż te małe: szybko chudną przy dolnych krawędziach, ale często od pewnej wysokości powoli tyją. Tę graniczną wysokość nazywamy linią równowagi, a wraz z ociepleniem klimatu linia ta migruje coraz wyżej i wyżej. W przypadku większości małych lodowców podniosła się już na tyle, że lodowce przestały do niej dosięgać i topnieją na całej swojej powierzchni. Tymczasem niektóre duże masy lodowe wciąż pozostają w całkiem niezłej kondycji. Zestawianie ze sobą małych i dużych lodowców może więc być jak porównywanie jabłek do pomarańczy: to po prostu dwie różne bajki. A najczęściej tak omawiało się stan lodowców Svalbardu – dzielono je raczej według regionów, a nie typów. Z tabel podsumowujących liczne badania naukowe nie bardzo dało się więc wyłuskać informacje o stanie wspomnianego wcześniej lodowcowego „planktonu”, który mnie interesuje najbardziej. 

W moich badaniach chciałem porównywać jabłka z jabłkami: sprawdziłem, jak zachowywały się ostatnio tylko małe lodowce górskie na Svalbardzie, Nowej Ziemi i Ziemi Franciszka Józefa. Wyniki analiz są dla europejskiej Arktyki mocno pesymistyczne. Większość małych lodowców topnieje od czół aż po szczyty, bo nawet w najwyższych partiach wyraźnie spada ich grubość i najprawdopodobniej nie zachodzi już gromadzenie się śniegu. Jeżeli pogoda w okresie obejmującym analizy była reprezentatywna dla współczesnego stanu atmosfery (a mam podstawy sądzić, że można ją za taką uznać), oznaczałoby to, że większość tych lodowców prędzej czy później zabije nawet obecny klimat, nie mówiąc już o jego dodatkowym ociepleniu w przyszłości.  

Ogromną niespodziankę sprawiły mi natomiast wyniki z północnego Svalbardu. Tak wielką, że z niedowierzania powtórzyłem analizy na innych zestawach danych. Wyszły podobnie jak za pierwszym razem i byłem już pewny, że to nie błąd. Oto na monitorze miałem dowody na to, w co nie uwierzyłbym, gdyby ktoś mi to powiedział. Na Svalbardzie, który ocieplił się już o kilka stopni Celsjusza i gdzie wszystkie dotychczasowe badania mówiły o coraz szybszym topnieniu małych lodowców, z niejasnych powodów istnieją takie, które wydają się stabilne lub nawet powoli rosną zamiast dostawać lanie od coraz cieplejszej atmosfery. Zaledwie 130 kilometrów od moich szybko znikających lodowców w Zatoce Petunia i tylko 30 kilometrów od północno-zachodniego wybrzeża Spitsbergenu, gdzie lód także szybko znika, żyją sobie małe, wesołe lodowce, które najwyraźniej korzystają na ociepleniu klimatu. To przedziwne, nawet pomimo tego, że kilkuletni okres badań jest stosunkowo krótki. Zjawisko to nazwałem roboczo „anomalią północnego Spitsbergenu”. 

Otwartym pytaniem pozostaje, skąd ta anomalia się w ogóle wzięła. Przypuszczam, że może mieć związek ze znikającą krą na Oceanie Arktycznym, która odsłania coraz większe połacie otwartej wody na północ od Svalbardu i pozwala jej parować, tym samym napędzając zimowe opady śniegu wzdłuż górzystych północnych wybrzeży.  

Wzrost opadów śniegu w tym rejonie zdają się potwierdzać niektóre symulacje, jednak postawiona hipoteza wymaga dokładniejszego sprawdzenia. Nie wykluczam, że wyrwane z kontekstu rewelacje o rosnących lodowcach mogłyby być przez pewne osoby wykorzystane do kolejnej próby odwołania globalnego ocieplenia. Niestety, ocieplenie klimatu trwa i ma się świetnie, a anomalia północnego Spitsbergenu wcale go nie przekreśla. Jest wyjątkiem – dotyczy zaledwie dwóch lokalizacji, podczas gdy w pozostałych 27 miejscach zaobserwowano straty grubości lodowców.  

Ale najważniejsze zostawiłem na koniec. W odróżnieniu od dużych lodowców, których czoła uchodzą do morza, przy czołach osadzonych na lądzie tworzą się rzeki, które odpowiadają za nawadnianie całych okolic i są źródłem wody dla położonych niżej ekosystemów. Ponieważ Arktyka jest generalnie sucha, wilgotno i grząsko robi się tylko wtedy, gdy zimowy śnieg topnieje wiosną i wczesnym latem. Po tym, jak ostatnie nisko położone płaty śniegu znikną, rzeki zasilane są przede wszystkim właśnie z tego, co wytopi się na małych lodowcach. Zniknięcie lodowców górskich fundamentalnie wpłynie więc na hydrologię ogromnych części wysp, co znajdzie swoje odbicie w zmianach ich unikalnej struktury ekologicznej, zarówno na lądach, jak i w morzu w okolicach ujść rzek. 

Arktyka Europy zmienia się naprawdę błyskawicznie, bo sektor Morza Barentsa jest w czołówce rankingu regionów z najszybciej rosnącą temperaturą. Po ładnych kilku latach w branży glacjologicznej oswoiłem się z myślą, że moje wnuki, jeśli będzie im kiedyś dane odwiedzić środkowy Spitsbergen, nie zobaczą już lodowca Ferdinand, a Sven zapewne nie zrobi na nich takiego wrażenia, jakie w 2007 roku zrobił na mnie. Powstaną inne małe lodowce, choć w wyniku fragmentacji tych większych. I może też będzie ładnie, przynajmniej dopóki i te nie znikną. Ale małe sanktuarium lodowców na północy Spitsbergenu pozwala mi chociaż mieć nadzieję, że wnuki będą miały szansę zobaczyć kawałek takiej Arktyki, jaką zapamiętał dziadek. Taką, w której czas się zatrzymał na dłuższą chwilę. To jest dobra myśl. Chociaż pewnie naiwna, bo jak pokazuje rzeczywistość, w ocieplającym się świecie wszystko, co dobre, ma swój koniec. 

 

Więcej na: glacjoblogia.wordpress.com 

 

Nauka Wydział Nauk Geograficznych i Geologicznych

Ten serwis używa plików "cookies" zgodnie z polityką prywatności UAM.

Brak zmiany ustawień przeglądarki oznacza jej akceptację.