Wersja kontrastowa

Dr Emilia Jaroszewska. Nie wolno zostawiać miast

Dr Emilia Jaroszewska, fot. Adrian Wykrota
Dr Emilia Jaroszewska, fot. Adrian Wykrota

Celem krajowej polityki miejskiej powinno być zapewnienie szans rozwojowych miastom różnej wielkości. Nie wolno dopuścić do sytuacji, w której będzie preferowany rozwój metropolii, a mieszkańcy średnich i mniejszych miast, borykający się z procesem kurczenia, będą spychani na margines - uważa dr Emilia Jaroszewska.  

 

Wiele średniej wielkości miast w Polsce kurczy się. To poważne wyzwanie zarówno dla społeczności, które w nich żyją, jak i całego kraju. Dr Emilia Jaroszewska bada ten problem od lat. W tym roku naukowczyni z Wydziału Geografii Społeczno-Ekonomicznej i Gospodarki Przestrzennej UAM dostała wyróżnienie w konkursie im. Ewy Kaltenberg-Kwiatkowskiej na najlepszą monografię z zakresu socjologii miasta i studiów miejskich, organizowanym przez Polskie Towarzystwo Socjologiczne.  

Jury doceniło jej książkę „Kurczenie się (shrinkage) starych miast przemysłowych i przeciwdziałanie jego negatywnym skutkom” za próbę analizy lokalnego przypadku, jakim jest Wałbrzych, w porównaniu z ogólnoświatową tendencją związaną z kurczeniem się miasta, za rzetelność i wyobraźnię badawczą, a także wskazanie kierunku działań hamujących negatywne skutki nieuniknionego procesu kurczenia się miast poprzemysłowych. 

Transformacja postsocjalistyczna w dużym stopniu zmieniła warunki rozwoju miast w naszym kraju i przyczyniła się do utworzenia specyficznego gruntu dla procesu kurczenia się miast. Dotknął on wiele miast zdominowanych przez monokulturę przemysłową, która była umacniana w okresie socjalistycznym. Wtedy przemysł przyciągnął rzesze ludności ze wsi poszukującej lepszej przyszłości. Tymczasem w latach 90. upadały zakłady, dające pracę większości mieszkańców. To wywołało ogromne problemy: masowe bezrobocie, w tym młodych ludzi, ich odpływ do większych ośrodków, co spowodowało pojawienie się pustostanów mieszkaniowych (zwłaszcza w starych, nieremontowanych zasobach). Problemem były też skutki finansowe kurczenia się miasta, związane z niskimi wpływami do budżetu oraz z rosnącym zadłużeniem.  

- Jedna przyczyna wywołała lawinę skutków, co powodowało kolejne niekorzystne konsekwencje w postaci zaburzenia w strukturze wieku mieszkańców, które przy utrzymującej się niskiej dzietności i bez napływu nowych mieszkańców prowadzi do intensyfikowania się niekorzystnych zmian demograficznych, w szczególności procesu starzenia się. Wobec braku odpowiednich działań przez wiele lat te procesy kumulowały się i  prowadziły do nasilania się ich negatywnych konsekwencji w wielu aspektach: demograficznym, ekonomicznym, społecznym i przestrzennym - wyjaśnia dr Jaroszewska.  

Według prognoz GUS będziemy obserwować dalszy spadek liczby ludności w wielu miastach, a co za tym idzie, proces ich kurczenia będzie postępować. - Ta tematyka wciąż jest zbyt mało obecna w dokumentach strategicznych tych miast i w dyskusji publicznej, a jeśli już władze lokalne dostrzegają problem, to często wydaje im się, że są proste sposoby na przyciągnięcie mieszkańców. Jak ilustrują przykłady z innych krajów, zastosowanie strategii, których celem jest ponowny wzrost, w przypadku miast kurczących jest z reguły skazane na niepowodzenie. Zaistniałe w nich niekorzystne procesy, w szczególności starzenie się, wykluczają ich ponowny wzrost w kategoriach ilościowych. 

Dotyczy to w szczególności średnich czy małych miast, które straciły wielu mieszkańców w pierwszym etapie transformacji ustrojowej. W tamtym czasie metropolie wygrały konkurencję, przyciągając do siebie nowe inwestycje i nowych, młodych mieszkańców. - O ile początkowo główną przyczyną kurczenia się był odpływ migracyjny, to teraz jest to zaawansowany proces ubytku naturalnego ludności, który prawdopodobnie będzie postępować w przyszłości. Zaakceptowanie tego faktu jest z pewnością wyzwaniem dla kurczących się miast, bez tego trudno wyobrazić sobie planowanie ich przyszłości. Miejscowości, choć mniejsze, wciąż mogą tętnić życiem i być atrakcyjne dla ludzi, którzy w nich zostali. 

 

Zobacz też: Dr Michał Rzeszewski. Wirtualny świat bez szczepień

 

W monografii dr Jaroszewska bliżej przyjrzała się Wałbrzychowi, na którym transformacja, upadek kopalń i bezrobocie odcisnęły ogromne piętno. Naukowczyni zidentyfikowała jeszcze kilka dodatkowych przyczyn zapaści tego dolnośląskiego miasta. Miejscowa ludność, która osiedliła się tu po II wojnie światowej, nie była z nim bardzo związana, przez co łatwiej podejmowała decyzję o wyprowadzce. Problem pogłębiło silne zanieczyszczenie środowiska związane z eksploatacją węgla oraz struktura społeczna, w której przeważali mieszkańcy z niższym wykształceniem. Trudniej im było zmienić zawód i odnaleźć się w nowych warunkach. 

- Myślę, że celem  krajowej polityki miejskiej powinno być zapewnienie szans rozwojowych miastom różnych kategorii wielkościowych. Nie wolno dopuścić do sytuacji, w której będzie preferowany rozwój metropolii, a mieszkańcy średnich i mniejszych miast, borykający się z procesem kurczenia się ich, będą spychani na margines. Jeżeli nie otrzymają wsparcia władz centralnych, to ich problemy będą się pogłębiać. Może to nawet w krańcowych przypadkach doprowadzić do upadku miast. Nie można pozostawić ich samym sobie. Miasta te mogą wciąż się rozwijać, choć będzie to rozwój jakościowy, a nie ilościowy.  

 

Wałbrzych to jedne z kurczących się miast opisanych w monografii dr Emilii Jaroszewskiej

fot. Urząd Miejski w Wałbrzychu

Świadoma i odpowiedzialna polityka, połączona z rewitalizacją przestrzenną, społeczną i gospodarczą, może zapobiec dalszej degradacji. Obiecującym przykładem jest właśnie Wałbrzych, który jeszcze kilkanaście lat temu - wydawałoby się - nie miał szans. Jednak dzięki m.in. środkom z Unii Europejskiej zrealizowano wiele projektów rewitalizacyjnych. Poprawiła się także sytuacja na lokalnym rynku pracy dzięki Wałbrzyskiej Specjalnej Strefie Ekonomicznej. Choć poprawa sytuacji gospodarczej nie zapobiega demograficznemu kurczeniu się miasta, to Wałbrzych może być dobrym miejscem do życia.  

Zjawisko kurczenia się miast ma też pozytywne skutki. W takich miejscowościach zwiększa się podaż mieszkań, co sprzyja komfortowi życia. Kurczenie się miast może być impulsem dla mieszkańców do zacieśnienia więzi społecznych. Dobrym przykładem jest Detroit, niegdyś stolica przemysłu samochodowego, które w czasach prosperity w 1950 r. zamieszkiwało prawie 1, 8 mln ludzi. W wyniku kryzysu gospodarczego i migracji ludności liczba ta zmalała do 672 tysięcy w 2018 r. Nieoczekiwanie mieszkańcy podjęli szereg oddolnych inicjatyw. Wśród nich znalazło się miejskie rolnictwo na porzuconych i wolnych gruntach. 

- Zjawisko to rozwinęło się do tego stopnia, że powstały prywatne firmy, zajmujące się przekształcaniem zurbanizowanych terenów i przystosowywaniem ich pod uprawę rolną. Mało tego, lokalne restauracje szczycą się tym, że serwują jedzenie pochodzące z upraw w Detroit. Kilka lat temu ukazał się ciekawy artykuł w The Economist zatytułowany „Rus in urbe redux”, w którym wprost pisano o powrocie wiejskiego krajobrazu do tego miasta. I choć Detroit wciąż boryka się z poważnymi problemami, takimi jak np. olbrzymia ilość pustostanów mieszkaniowych i poprzemysłowych, to pojawia się coraz więcej symptomów ożywienia. 

 “Shrinking cities” stają się atrakcyjne dla środowisk artystycznych, które realizują w nich eksperymentalne przedsięwzięcia. Ze względu na niższe koszty życia i lepszą dostępność lokali, łatwiej tam rozkręcić biznes. Natomiast coraz bogatsza zieleń i poprawiający się stan środowiska naturalnego sprawia, że w dobie kryzysu klimatycznego miejsca te okazują się przyjemniejsze do życia niż przeludnione i betonowe metropolie. 

Dr Emilia Jaroszewska podkreśla, że tak, jak miasta stale ewoluują, tak również powinno ewoluować podejście naukowców, którzy je badają. - Widzę, że zachodzące zmiany i nieprzewidziane wydarzenia, jak pandemia zmuszają do refleksji. Z czasem zaczęłam inaczej postrzegać miasto jako obiekt badawczy, dostrzegam coraz więcej pozytywnych aspektów kurczenia się miast. Teraz dr Jaroszewska zamierza zająć się m.in. młodymi miastami przemysłowymi, które rozwinęły się po II wojnie światowej i wkrótce będą musiały radzić sobie z wyzwaniami Sprawiedliwej Transformacji, polegającej m.in. na odejściu od spalania węgla. 

- W 2030 roku ma być zamknięta elektrownia i kopalnia w Koninie. Wkrótce to miasto czeka ogromna zmiana podstawy gospodarczej. Jestem bardzo ciekawa, jak ten proces będzie przebiegał. Konin jest w o tyle lepszej sytuacji niż Wałbrzych, że będzie miał dostęp do funduszy unijnych już na starcie. Transformacja w Wałbrzychu zachodziła gwałtownie, bez odpowiedniego przygotowania, z pominięciem specyfiki miasta i  społecznych skutków likwidacji przemysłu. Natomiast Konin m.in. dzięki funduszom Sprawiedliwej Transformacji, odpowiedniemu przygotowaniu jego mieszkańców, ma szansę uniknąć błędów popełnionych w Wałbrzychu. Ten proces na pewno nie będzie łatwy - oby jego negatywne skutki okazały się łagodne - podsumowała dr Emilia Jaroszewska.  

 

 

 
 
 
 
 
 
 
 

Nauka Wydział Geografii Społ.- Ekonom. i Gosp. Przestrzennej

Ten serwis używa plików "cookies" zgodnie z polityką prywatności UAM.

Brak zmiany ustawień przeglądarki oznacza jej akceptację.