Profesor UAM Anna Malitowska z Wydziału Filozoficznego przez lata poznała subkulturę taneczną od podszewki. Prowadzi mentoring par tanecznych, wykorzystując do tego filozofię, pisze też o tańcu towarzyskim jako sztuce. Z filozofką i etyczką rozmawia Ewa Konarzewska-Michalak.
Kiedy zaczęła się pani przygoda z tańcem?
– Początki były rodzinne. Mój brat jako tęgi i jąkający się parolatek pokazywał sąsiadom, jak tańczy Michael Jackson, a ja siedziałam z boku w książkach. Do dzisiaj się śmiejemy, że pomagałam bratu w lekcjach po to, żeby mógł tańczyć.
A trenował taniec towarzyski. I to z sukcesami. Dziś jest najbardziej utytułowanym tancerzem latynoamerykańskim na świecie, wielokrotnym mistrzem Polski, Anglii, Europy i świata. Przez wiele lat jeździłam razem z nim na zawody i poznawałam tę subkulturę taneczną od podszewki. Miałam poczucie, że coś tu nie gra: jest rywalizacja, ale nie do końca sportowa, bo sędziów traktuje się jak bogów, którzy wydają wyroki wedle swojego widzimisię, całkowicie uznaniowe i, jak to się zwykło mówić, subiektywne. Jako filozofka i etyczka z wykształcenia i zawodu zaangażowałam się w działalność Departamentu Edukacji World Dance Council, jednej z dwóch największych federacji tańca na świecie. Publikowałam i szkoliłam z etyki zawodowej, przekonując wszem wobec, że ocenianie tańca jest obiektywne w tym sensie, że opiera się na określonych kryteriach. Subiektywne zaś mogą być ewentualnie hierarchie wartości – oto jeden sędzia absolutyzuje technikę, gdy inny szczególnie docenia innowacje choreograficzne.
W jaki inny sposób łączy pani filozofię z tańcem?
– Uważam, że zarówno filozofowanie, jak i tańczenie mają charakter ogólnokształcący, zgadzam się z poglądem, że stanowią strategię kultury, analogiczną do pisania, czytania i liczenia. Co do pierwszego, przekonałam się o tym podczas filozofowania z dziećmi, jak i w ogóle badania filozoficznych metod kształcenia kompetencji w zakresie krytycznego i twórczego myślenia. Praca z dziećmi wymagała szerszego spojrzenia na to, czym się jako filozofowie zajmujemy i co nas wyróżnia. Zadajemy pytania o sens naszego bycia w świecie, przyjmując postawę otwartości na wielość odpowiedzi, od których wszakże domagamy się, by były jak najlepiej uzasadnione. Jako filozofka mam więcej wątpliwości niż pewnych przekonań. Uważam się za ironistkę w rozumieniu Richarda Rorty’ego, która dostrzega drugie dno, zmienia zdanie, eksperymentuje. Filozoficzne sumienie – intelektualne i moralne – jest dyskursywne. Sumienność wyraża się w tym, by poruszenia w świecie, które są naszym udziałem, nieustannie podawać w wątpliwość i weryfikować na podstawie nowych punktów widzenia. Taniec jest wdzięczną sytuacją edukacyjną, w której mowa jest o geście znaczącym lub ruchu, który ma sens. Od pozaakademickiego filozofowania z dziećmi przeszłam na kolejne poziomy mentoringu filozoficznego, bo tak nazywam moje zajęcia z tancerzami i parami taneczno-sportowymi.
Razem z bratem jest pani współwłaścicielką szkoły tańca Dansinn by Malitowski. Jak do tego doszło?
– Tu znowu na początku był Michał i moje wrażenia z obcowania z nim i kulturą tańca towarzyskiego. Proszę sobie wyobrazić angielskie Blackpool, do którego raz do roku w porze festiwalowej zjeżdżają tancerze i tancerki z całego świata. Poświęcają wiele, by zatańczyć w sali balowej Empress Ballroom i w większości odpaść w pierwszych rundach zawodów. Ich codzienność to krew, pot i łzy. Kilkanaście lat morderczych treningów, kilka lat startów w turniejach i co potem? Tu przyszły z podpowiedzią programy telewizyjne organizowane pod hasłem tańca z gwiazdami, w których wyuczeni w tanecznym fachu tancerze uczyli tańca przeróżnej maści amatorów, występując z nimi w parze, jak prawdziwi partnerzy i partnerki. Ten system Pro-Am, nazwany od połączenia profesjonalisty („pro”) z amatorem („am”), zyskiwał coraz większe powodzenie najpierw w Azji, a potem w Stanach Zjednoczonych. Za sukcesem w Azji stał Michał jako jeden z właścicieli szkoły tańca w Hongkongu, w której pod okiem instruktorów Pro tańczyło coraz więcej ludzi, nieograniczanych ani wiekiem, ani doświadczeniem tanecznym. Po prostu spełniających marzenia. Razem z Michałem poszliśmy za ciosem i otworzyliśmy podobną szkołę – Dansinn by Malitowski – w Warszawie. Wkrótce też zaczęliśmy organizować turnieje i mistrzostwa w kategorii Pro-Am dla par z całego świata. W salach balowych i na prawdziwym parkiecie, przy pięknej muzyce i z udziałem wybitnych sędziów oraz gwiazd tańca. Te imprezy są moją dumą. W każdej osobie, która w ten sposób realizuje marzenia i dzieli się swoją pasją, widzę najprawdziwszego tancerza i najprawdziwszą tancerkę.
Na czym w praktyce polega mentoring par tanecznych?
– Lubię zaczynać zajęcia od anegdoty – sceny z filmu „Żelazna dama”. Meryl Streep jako Margaret Thatcher na pytanie lekarza, jak się czuje, odpowiada, że ten powinien zapytać lepiej, jak ona myśli – bo myśli stają się słowami, słowa działaniami, działania nawykami, nawyki charakterem, a ten staje się przeznaczeniem. O czym myślimy, tym się stajemy. Mentoring jest takim wspólnym myśleniem, które ma na celu zrozumienie tańca jako sztuki i odkrycie w sobie artysty. Tancerze, którzy szukali u mnie pomocy w kryzysie, powtarzali za swoimi trenerami i sędziami, że brakuje im osobowości. Ode mnie dowiadywali się, że problemem najpewniej jest tożsamość, a więc to, z czym się identyfikujemy jako wizją własnej osoby, nasze samorozumienie i samopoczucie – dosłownie i w przenośni „ja” we własnej skórze. Poszukiwanie artystycznego „ja” jest po części odkrywaniem swojej osobowości, a po części konstrukcją własnej tożsamości i kreowaniem swojego scenicznego wizerunku. W tym procesie pomocne są metafory, potraktowane jako role, które przykładamy do siebie „na próbę”. Czy starając się tańczyć z sensem zrozumiałym i ważkim dla współczesnych odbiorców, nie warto mi sięgnąć po „uśpione” metafory z mitów czy legend? Na przykład – jeśli tańczę jako kobieta dla odbiorców „wciągniętych” w dynamikę ruchu Metoo, może warto mi rozważyć rolę Klitajmestry, mitycznej zabójczyni, która kryje się też za Freudowskim syndromem żony i kobiety tłumiącej nienawiść do męża i sprawcy swoich nieszczęść?
To, co pani mówi, pokazuje, jak wyobraźnia i zaplecze kulturowe są ważne w tańcu.
– Tak właśnie jest. Ciało taneczne, jak mawiał metaforycznie Nietzsche, tańczy w łańcuchach, czyli ze świadomością ograniczeń takich jak konwencje, stereotypy, nawyki. Ale ruch taneczny jest też zawsze tworzeniem czegoś nowego, polega na reinterpretacji starych i nadawaniu nowych znaczeń. Wolter mówił, że taniec jest sztuką, ponieważ ma zasady. W tych słowach pobrzmiewa „artystyczne” napięcie między poczuciem wolności artysty, jego pragnieniem odrzucenia łańcuchów, a poszanowaniem dla reguł i kryteriów, na mocy których dzieło sztuki może podlegać w ogóle wartościowaniu. Może być odnoszone do „prawdy” samego tańca, w której pojedynczy akt tańca jest znaczącą, lecz tylko częścią prawdy.
Jest pani autorką kilku książek filozoficznych. Które z nich ceni pani najbardziej?
– Ponoć filozof myśli tak naprawdę jedną myśl. Jeśli w ten sposób spoglądam na swoje publikacje, to dostrzegam pewną konsekwencję w drążeniu sprawy owego ironicznego i sumiennego filozofowania. Przywiodło mnie ono do tematu tańca towarzyskiego jako sztuki, a nie tylko rywalizacji sportowej i rozrywki. O tym jest moja ostatnia książka Filozofka i paso doble. A że pisałam ją w trudnym dla mnie czasie choroby nowotworowej, ma ona dla mnie znaczenie szczególne, bo autoterapeutyczne. Została ciepło przyjęta przez tancerzy w Polsce, jej fragmenty znają już uczniowie Michała w Chinach. Myślę teraz o zaktualizowanej wersji w języku angielskim, na co czekają moi europejscy podopieczni.
Czytaj też: Prof. Rojszczak-Robińska. Jest parkiet i muzyka, jest magia