Karol Wapniarski, student Międzyobszarowych Indywidualnych Studiów Humanistycznych i Społecznych, w rok ukończył licencjat na UAM, a kolejny poświęcił na magisterium. Zna siedem języków, a następnych się uczy. Pytany o przyszłość odpowiada, że musi dać sobie chwilę, by wybrać kierunek, w którym podąży, bo… nie chce zmarnować kolejnych lat życia. Ma ich na razie 21.
277 dni na licencjat. W tym czasie około 80 zaliczeń i egzaminów. Już nikt mi nie powie, że się nie da. Pytanie, jak i dlaczego MISHiS?
– Symptomatycznie powiem, że zawsze interesowałem się wszystkim, więc nie wyobrażałem sobie, aby studiować jeden kierunek. MISHiS był naturalnym wyborem. Studia te dają swobodę działania i pozwalają się doskonalić. Mogę przetestować samego siebie, jeśli chodzi o zdolności organizacyjne, wybierać przedmioty, zaliczać je, uczyć się tego, co w danym momencie jest mi potrzebne do rozwoju naukowego i personalnego. Przez całe studia nie uczyłem się chyba niczego, czego bym nie chciał. Jako kierunek wiodący wybrałem filozofię ze względu na to, że uważam ją za podstawę wykształcenia. Wybierając te studia, nie miałem skonkretyzowanego planu, by robić karierę naukową. Filozofia miała stanowić fundament pod to, bym mógł się później zajmować czymś dowolnym – ponieważ pozwala kształcić dyscyplinę myślenia. Poza tym uczęszczałem na teorię przekładu na WFPiK, psycholingwistykę, językoznawstwo kognitywne… Dużo przedmiotów zaliczałem właśnie na kognitywistyce.
A niejako przy okazji nauka języków? Siedem to brzmi pięknie, ale przecież to dopiero początek? Skąd ta umiejętność?
– W drugiej klasie Liceum św. Marii Magdaleny w Poznaniu zacząłem uczyć się łaciny z fenomenalnego podręcznika napisanego w tak przystępny sposób, że do nauki nie potrzeba nauczyciela. Lekcji w szkole było kilka, a potem zaczęły się wakacje, więc miałem czas, aby się w niego samodzielnie zagłębić. Przerobiłem cały, a nawet więcej. Zaprocentowało to na Ogólnopolskiej Olimpiadzie Języka Łacińskiego, na której zająłem trzecie miejsce w Polsce. Potem zaczęła się pandemia i miałem bardzo dużo wolnego czasu, którego nie chciałem zmarnować, zdając sobie sprawę, że taka okazja może się nie powtórzyć. Okazało się, że podobne podręczniki są też do kilku innych języków. Zaczęła się przygoda z francuskim, hiszpańskim, włoskim, starogreką… Może dziś nie jestem w stanie konwersować na poziomie akademickim we wszystkich tych językach, ale czytać literaturę mogę bez żadnych problemów. To też stanowiło podstawę mojego zaangażowania w naukę języków. Chciałem czytać literaturę w oryginale.
Będą kolejne języki?
– Uczę się hebrajskiego, a coraz bliżej mi do arabskiego. W przyszłości z pewnością sięgnę też do języków azjatyckich. W nauce pomaga mi chyba to, że mam raczej analityczny umysł. W liceum uczęszczałem do klasy matematyczno-fizycznej i bardzo mi to pomogło. Bywało, że siedziałem przy kolejnym podręczniku po 16 godzin dziennie z przerwą na obiad. Lubię przedmioty ścisłe. Ostatnio na przykład sporo zajmuję się logiką.
A ma pan czas na to, by pograć piłkę czy w kosza?
– Na sporty nie, ale wypoczynek aktywny tak. Nie tracę czasu na głupoty, bo zdaję sobie sprawę, że jestem w wieku, w którym umysł jest najbardziej chłonny. Trzeba z tego skorzystać.
Licencjat skończył pan w rok, a właściwie w 277 dni. To rekord Polski. No i muszę zadać to pytanie, chociaż zdaję sobie sprawę, że jest słabe… Jak to zrobić?
– Na studiach międzyobszarowych obowiązuje minimum programowe, które należy zrealizować, aby otrzymać dyplom. Warunkiem jest zaliczenie wszystkich wskazanych w minimum przedmiotów, zdobycie przynajmniej 180 punktów ECTS i napisanie pracy licencjackiej. Podczas pierwszej sesji zaliczyłem sporo przedmiotów z każdego roku studiów, na drugim semestrze zapisałem się na wszystkie pozostałe przedmioty, które trzeba było zdać.
Tu trzeba niezłej organizacji?
– Często pracowałem indywidualnie. Na większość zajęć chodziłem, ale gdy wykłady się pokrywały, musiałem radzić sobie inaczej. Zapisałem się na 46 przedmiotów. Niektóre były podzielone na dwie oceny, więc w sumie było to 71 ocen do uzyskania. Był okres, w którym zdawałem dwa-trzy przedmioty tygodniowo. Cztery egzaminy jednego dnia to był rekord.
Miał pan średnią 4,95. Czemu tak niską? Żart. Z czego się nie powiodło?
– Niższą ocenę miałem z przedmiotu, na egzamin z którego nie poszedłem, bo musiałbym znów mieć cztery egzaminy tego samego dnia. Parę razy noga się powinęła na 4 z plusem.
Teraz drugi etap. Studia magisterskie. Znów będzie rekord?
– Chciałbym je skończyć w rok, czyli w 2024. Szybciej raczej się nie da.
A średnią pan utrzyma?
– Jeśli wszystko pójdzie dobrze, to ją podwyższę do 4,98.
O matko. Zdarza się, że wołają na pana „geniusz”?
– Zdarza się (śmiech). Na szczęście znajomi raczej dobrze odbierają to, co robię, chociaż rodzina już dawno się w tym pogubiła (śmiech).
No dobrze, ale co dalej?
– Cały czas mam dylemat, czy bronić się teraz i rozpocząć doktorat, czy poczekać rok i dać sobie chwilę, by właściwie pokierować swoim wyborem i nie stracić trzech-czterech lat na coś, co ostatecznie nie przypadnie mi do gustu. Mam też sporo projektów grantowych i artykułów, które muszę skończyć. Decydujące będzie to, czy któryś z nich okaże się na tyle atrakcyjny, by stać się podstawą doktoratu. Czekam na natchnienie, bo zainteresowań mam bardzo wiele.
Kiedy mamy taką paletę barw, wybór jednej jest trudny.
– Niestety tak. Choć ma to swój urok.
Dostał pan dofinansowanie ID-UB do projektu „Pojęcie uniwersum interpretacji i założenie o niepustości zbiorów na przestrzeni dziejów rozwoju logiki zachodniej”. Przyznam, że poległem na samym temacie. Może pan w kilku zdaniach wyjaśnić, o co chodzi?
– Chodzi o problematyczną kwestię z zakresu historii logiki. O to, czy terminy logiczne, tzn. nazwy, których używamy, mogą być puste. A konkretnie, czy taka możliwość była historycznie dopuszczana? Czy jesteśmy w stanie mówić na przykład o jednorożcach, zakładając, że jednorożce w żaden sposób nie istnieją, i czy to nam nie niszczy formalizmów logicznych? We współczesnej logice formalnej funkcjonuje założenie, że zbiory, którymi się posługujemy, muszą być niepuste…
Generalnie chyba nie mam pustki w głowie, ale dziś mam w niej spore zamieszanie. No dobrze. Myśli pan w przyszłości o pracy na uczelni?
– Oczywiście, choć nie chciałbym się ograniczać jedynie do pracy na uczelni, ale działać szerzej. Obecnie pracuję także nad startupem związanym z nauką języków. Celem jest stworzenie aplikacji działającej w podobny sposób jak podręczniki, z których korzystałem. Myślę, że wielu osobom mogłoby to pomóc. Podstawę stanowi zestaw prostych zdań, a nauka polega na wydobywaniu znaczenia nowych słów z kontekstu, bez przekładu z języka na język. Pomysł nawet spotkał się już z uznaniem. Udało mi się wygrać jeden konkurs. Następnym krokiem będzie aplikowanie do akceleratorów, bo informatyczne i finansowe wsparcie jest tu nieodzowne. Docelowo jednak na pewno wiążę przyszłość z uczelnią, bo życia bez intelektualnej stymulacji tego typu po prostu sobie nie wyobrażam. Mam jednak 21 lat, więc na wybory mam jeszcze trochę czasu.
– Zdecydowanie. Podziwiam pana samozaparcie. Większość z nas w pana wieku myśli o niebieskich migdałach, zakochuje się, baluje… A pan mimo wszystko już wie, że szkoda czasu na wiele aktywności, które są aktywnościami, nazwijmy je na wyrost – pozornymi.
– Sporo czasu zajmują mi lektury. Czytam, ale nie tylko literaturę naukową. Lubię Dostojewskiego. Uwielbiam Goethego, którego utwory w wolnym czasie staram się nawet tłumaczyć. Nie wiem, czy zdaje pan sobie sprawę, ale ta wielka postać w polskiej literaturze wciąż istnieje tylko w szczątkowej formie i nie jest doceniana tak, jak na to zasługuje.
Karol Wapniarski, romantyk?
– To chyba moi znajomi mogą ocenić. Zdania na ten temat są podzielone (śmiech), ale Goethe towarzyszy mi od dawna.
Jest pan profesjonalnym tłumaczem?
– Ja twierdzę, że nie, ale osoby oceniające moje przekłady często tak uważają. Zajmuję się tym na razie hobbystycznie, jednak w przyszłości chciałbym wykorzystywać znajomość języków także w ten sposób. Na pewno mam przed sobą jeszcze sporo pracy warsztatowej. Póki co tłumaczyłem i publikowałem przekłady z łaciny, włoskiego, hiszpańskiego i niemieckiego, ale z Goethem czuję się najbardziej związany. Pracuję z krótkimi utworami. Chciałbym powiedzieć, że młodzieńczymi, ale zdarzają się też ballady… Tłumaczę poetycko, zachowując formę. Niektórzy twierdzą, że do przesady. Na pewno nie są to przekłady filologiczne. O Goethem mówi się w Polsce za mało. Nie wydano nawet dzieł zebranych poety w spójnym przekładzie, podczas gdy Szekspir wygląda do nas z każdej bibliotecznej półki.
Kiedy wakacje?
– Byłem w Chorwacji.
Ale z tego co wiem, był to wyjazd naukowy…
– Cóż, cytując jednego z profesorów: „wyśpi się pan za parę lat, to pewnie nie jest wielki problem”.
Czytaj też: Prof. Roman Kubicki. Pięć lat z ustawą 2.0