Wersja kontrastowa

Joanna Chichlowska. Święta bożonarodzeniowe w Euskadi

Fot. Joanna  Chichlowska
Fot. Joanna Chichlowska

Piszę ten artykuł z punktu widzenia Polki, mieszkającej od ponad 20 lat na baskijskiej ziemi, w małym nadmorskim miasteczku, wśród bardzo probaskijsko nastawionego społeczeństwa. Proszę więc z góry wybaczyć mój światopogląd, laickość i niechęć do wszelkiego rodzaju nacjonalizmów.

Święta, święta, już po świętach - to, szczerze mówiąc, powtarzam sobie co roku, obiecując za każdym razem, że nigdy więcej nie dam się zamieszać w konsumpcyjne oraz wielce czaso - oraz myślochłonne szaleństwo. Tak to bowiem bywa u Basków (w sumie zresztą dość podobnie w całej Hiszpanii): zaczynamy gromadzić jedzenie już miesiąc przed i świętujemy koniecznie do 6 stycznia ( uczniowie i nauczyciele mają przerwę 2-dwutygodniową w ten świąteczno-noworoczny czas). Każda przeciętna Baskijka myśli głównie o tym, co UGOTOWAĆ I ZJEŚĆ, tak że kiedy nadchodzi czas świąteczny, myśli się o tym ze szczególnym zacięciem. Zaczyna się kupować ryby (te najdroższe!) oraz owoce morza już miesiąc przed, aby je zamrozić. Im bliżej Gwiazdki, tym drożej w sklepach rybnych i mięsnych ( każda rodzina ma w tym roku zaplanowany wydatek średnio ok. 630 euro na zakupy świąteczne, wliczając w to wydatek na loterię, której wyniki ogłaszają 22 grudnia i czasem decyduje to o przyszłym losie człowieka: wygrać można kokosy, a ludzie marzą tu o rzuceniu pracy i słodkim leniuchowaniu.

Fot. Joanna  Chichlowska

Z typowych potraw dla przeciętnego Polaka jest do przełknięcia tylko kilka; kto by się delektował ślimakami w sosie paprykowym (barraskiloak)! Natomiast przepyszne są przystawki, podaje się najpierw szparagi, krokiety, szynkę parmeńską, sałatki, foie gras. Po przystawkach, akurat wtedy, gdy ma się już całkiem pełny żołądek, marząc tylko o słodkościach na deser, na stołach pojawiają się dorsze, morszczuki, małe langusty i krewetki. Baskowie są świetnymi kucharzami (tak, właśnie mężczyźni z tego słyną), więc te potrawy są naprawdę pyszne.

No dobrze, czyli teraz pora na ten wymarzony deser? Trochę ciasta? Makowiec? Zapomnijmy o tym. Następne danie to mięso, oczywiście najdelikatniejsze “solomillo”. Wszystko to oczywiście suto podlewane czerwonym winem, najlepiej La Rioja. Po 3 godzinach biesiady, kończy się kolację wigilijną słodkościami. Dodam, że rozpoczyna się ją ok. 22.00, a poprzedza się ją co najmniej 2-godzinnym chodzeniem po pubach-barach (tabernak) na tzw. “txikiteo”, czyli picie wina lub piwa w małych szklankach, za to w wielkich ilościach. Na deser podaje się “turroiak” (poch. arabskiego; jest to słodycz typu chałwa; mieszanka zmielonych migdałów, miodu plus dodatków). W międzyczasie jest bardzo głośno, mnóstwo muzyki, rozbudzone dzieci nie kładą się do 5-tej rano… Z naszego polskiego punktu widzenia w ogóle nie przypomina to uroczystej i odświętnej Wigilii przy białym obrusie i dzieleniu się opłatkiem.

Fot. Joanna  Chichlowska

Ten sam rytuał kolacyjno-obiadowy powtarza się na sylwestra (tak, kolacje znowu spożywa się z rodziną, wspomnę, że chadza się do domów rodziców lub teściów, gdzie spotykają się rodzeństwo, szwagrostwo i kuzynostwo). Imprezy te organizowane są na przemian, tzn. z góry wiadomo, że Wigilię spędza się np. u rodziców, a sylwestra u teściów. Przed kolacją - txikiteo, po kolacji ucieczka do znajomych do knajp. Rzecz jasna, cały ten opis pasuje do przedpandemicznych obostrzeń, bo prawdopodobnie w tym roku znowu będą możliwe tylko spotkania do 6 osób (co zrobić ze szwagrem?).

Nie zapomnijmy jednak o największej przyjemności świątecznej - prezentach. Przynosi je tutaj Olentzero, wykreowana przez nacjonalistów w latach 70-tych postać baskijskiego pasterza-węglarza, w celu zastąpienia hiszpańskich i zbyt monarchistycznych Trzech Króli. “Schodzi” on z gór 23 grudnia, w towarzystwie Marii Domingi, ubranej na wzór średniowiecznych kobiet). Niektóre dzieci boją się, że dostaną zamiast prezentów węgiel, ale rzecz jasna nigdy do tego nie dochodzi, bowiem dzieci są tu uwielbiane i rozpieszczane, więc tych prezentów jest sporo.

Fot. Joanna  Chichlowska

Życzmy sobie zatem, aby tego roku Olentzero i Mari Domingi znowu przemaszerowali przez nasze miasta i miasteczka, żeby odwiedzili każdy kąt i dom w Kraju Basków i poza prezentami przynieśli nam zdrowie i powodzenie oraz, aby każde następne święta były już całkowicie normalne.

Zorionak eta Urte Berri On!

Joanna  Chichlowska 

Joanna  Chichlowska

zob. też. Boże Narodzenie w Chinach

Ludzie UAM Wydział Neofilologii

Ten serwis używa plików "cookies" zgodnie z polityką prywatności UAM.

Brak zmiany ustawień przeglądarki oznacza jej akceptację.