Wersja kontrastowa

Dr Adrian Wykrota. Nic nie zastąpi kreatywności twórcy

Na zdjęciu: Adrian Wykrota wraz z grupą studentów
Na zdjęciu: Adrian Wykrota wraz z grupą studentów

 

Z dr. Adrianem Wykrotą, fotoreporterem „Życia Uniwersyteckiego”, autorem książki „Sztuka poza sztuką? Fotografia dokumentalna w Polsce”, współtwórcą kultowego salonu fotograficznego Pix.house i wykładowcą UAM, rozmawia Krzysztof Smura. 

 

Pamiętasz swoje pierwsze zdjęcie? 

– Pierwszego raczej nie pamiętam, natomiast pamiętam doskonale emocje, jakie mu towarzyszyły. To były pierwsze próby fotografowania ludzi. Zacząłem od fotografii ulicznej. Przemierzałem miasto i szukałem ciekawych kadrów. Scen niepozowanych, to jest takich, które można zaobserwować i sfotografować.  

 

A ostatnie zdjęcia?  

– Wielką przyjemność sprawił mi ostatnio powrót do fotografii aparatem dalmierzowym – bez autofocusa i nowoczesnych technologii. Ostrość w tym aparacie ustawia się po prostu za pomocą małej krateczki w celowniku i fotografuje się zupełnie inaczej, wolniej, jakby dokładniej.  

Dlaczego sztuka poza sztuką? Przecież dokument to jest sztuka. 

– Tytuł książki wziął się tak naprawdę z mojej irytacji po przeczytaniu tekstu Sebastiana Cichockiego, który podsumowywał projekt digitalizacji zbiorów Zofii Rydet, fotografki, pionierki fotografii dokumentalnej w Polsce. W rzeczonym teście ani raz nie pada określenie „fotografia dokumentalna”. Co więcej, pojawia się stwierdzenie, że „Zapis socjologiczny” Rydet to sztuka poza sztuką. I oczywiście w akademiach sztuk pięknych od lat toczymy dyskurs wokół wychodzenia sztuki poza ramy sztuki, ale w przypadku Zofii Rydet, w przypadku dokumentu i w przypadku polskich kontekstów to złe i krzywdzące określenie. Niestety fotografia dokumentalna jest często niezauważana przez polskich kuratorów, przez rynek sztuki, galerie czy nawet muzea.  

Czy fotografia cyfrowa cię ubogaciła czy zubożyła?  

– Szczerze mówiąc, fotografia analogowa zawsze była dla mnie eksperymentem. Zacząłem fotografować w czasach, gdy dominowała już fotografia cyfrowa. Fotografia cyfrowa to znak czasu. Sprawdza się w codziennej pracy dla prasy czy portali. Pracuje się wtedy bardzo szybko. Można działać szybko, prawie natychmiastowo, i realizować kilka tematów dziennie, ale dla swoich celów i projektów potrzebuję spowolnienia. Analog wymaga czasu, cierpliwości, innego podejścia do fotografowania, a w takim przypadku owo spowolnienie działa na korzyść. Z drugiej strony to, czy zrobimy zdjęcie telefonem komórkowym, aparatem analogowym, cyfrowym, czy czymkolwiek innym, mniej mnie obchodzi. Interesuje mnie to, co jest na zdjęciu. Interesuje mnie, jednym słowem, treść.  

 

Fotografia jest obiektywna? 

– Oczywiście, że nie. Nie ma czegoś takiego jak obiektywna fotografia. Ona zawsze nosi znamiona subiektywizmu, zarówno w działaniu twórcy, jak i odczycie odbiorcy. Ten pierwszy ma swoje przekonania, odpowiednio kadruje świat, decyduje, co znajdzie się na zdjęciu. Odbiorca natomiast odczytuje ten obraz po swojemu. Obiektywne może być wykorzystanie konkretnego zdjęcia, ale bywa i tak, że na przykład podpis pod zdjęciem całkowicie zmienia sens odczytu obrazu fotograficznego. Jednym słowem, to skomplikowane!  

 

Często porównuje się pracę dziennikarza piszącego i fotoreportera. Ba – mówi się, że ten drugi to ma klawe życie… 

– Nie bez przyczyny mówi się o tym, że żyjemy w czasach wizualnych. Przykładem jest internet – w sieci treści wizualne odgrywają decydującą rolę. Obojętnie, czy to będzie fotografia, memy czy krótkie wideo. Ludzie skanują informacje, poświęcając jedynie milisekundy na ich odczytanie. Obraz jest na pewno łatwiejszy do przyswojenia niż słowo pisane. 

 

Nie odpowiedziałeś mi na pytanie...

– Obie sfery się uzupełniają. Dobry materiał, tzw. blacha, pozbawiony warstwy wizualnej może się okazać całkowicie niestrawny.  

 

A zdjęcie bez tekstu sobie poradzi? 

– Wydaje mi się, że to trudne. Projekty dokumentalne czy fotoreportaże muszą zawierać chociażby zdanie wprowadzenia albo lokalizator, czyli miejsce i czas wykonania , bo sama fotografia nawet ułożona w narrację wizualną będzie bardzo trudna w odbiorze. Będzie dla odbiorcy zbiorem zdjęć.  

 

Czyli kanonu informacyjnego nie wypełni? 

– Będzie nosić znamiona informacji, ale obawiam się, że większość osób nie odczyta całej historii. Gdy prowadzę zajęcia ze studentami, robimy ćwiczenie na odczytanie historii zawartych w książkach fotograficznych. Gdy tekstu jest mało lub studenci go nie zgłębią, interpretacje treści są bardzo zindywidualizowane.

  

Studenci. Nie jest łatwo ich zachęcić? 

– Staram się ich zaskoczyć formułą. Przykładowo na moich zajęciach z fotografii reklamowej studenci są zdziwieni już na pierwszym spotkaniu, gdy mówię o tym, że nie będziemy uczyć się tego, jak tworzyć fotografię reklamową, nie będziemy uczyć się tego, jak obsługiwać sprzęt, tylko tego, jak opowiadać historię za pomocą aparatu, telefonu czy jakiegokolwiek narzędzia do rejestracji obrazu, którym dysponują. Uczymy się, że fotografia to nie tylko warstwa wizualna, ale też treść. Odwracamy zastany porządek, czyli zaczynamy mówić o storytellingu, o tym, w jaki sposób komunikować się za pomocą obrazu, i małymi kroczkami dochodzimy do fotografowania i samodzielnego wykonywania takich zdjęć i historii, w tym na przykład fotografii na potrzeby reklamy. Powstają wtedy zupełnie inne zdjęcia.  

 

Na strychach, w piwnicach, ale i w muzeach leżą miliony nieskatalogowanych zdjęć będących obrazem, zapisem dawnych lat. Zdjęcia analogowe. Warto je oddawać na przykład do muzeów? 

– Myślę, że zawsze warto. Choćby po to, by uchronić ten zapis od zniszczenia. Sprawa wymaga rozwiązań systemowych i oczywiście sporych nakładów finansowych. W Poznaniu mamy CYRYL-a. Również na UAM podejmuje się takie działania, jak choćby w przypadku Instytutu Historii Sztuki, gdzie przecież oddałeś kolekcję zdjęć Janusza Korpala. To dobre adresy.  

Czytaj też: Maciej Frąckowiak. Fotografia czyli sztuka zmiany

 

 Czy dzisiaj mamy takich mistrzów fotografii, jak Mariusze Forecki i Stachowiak, którzy w latach 80. zachwycali nas swoimi reportażami? 

– Z Mariuszem Foreckim współpracujemy bardzo silnie. To razem z nim niemal 10 lat temu zakładaliśmy Fundację Pix.house, czyli miejsce spotkań z fotografią. Przez lata wydaliśmy całe mnóstwo nagradzanych książek fotograficznych, planujemy kolejne. Organizujemy wystawy, warsztaty, spotkania i dyskusje. Pomysł pojawił się, ponieważ w Poznaniu nie było takiej przestrzeni dla fotografii dokumentalnej i edukacji poprzez fotografię. Nie było typowej galerii czy miejsca spotkań dla ludzi, którzy zajmują się dokumentem i fotoreportażem.  

 

Przeczytałem, że dziennie na platformy internetowe trafiają każdej sekundy miliony zdjęć… 

– Sami karmimy tego potwora, zgadzając się na korzystanie z naszych fotografii. Wydaje mi się, że fotografia dokumentalna jest ciekawym remedium na tą naszą ,,chorobę internetową’’. To, co robimy, czyli takie konsekwentne, rzetelne i powolne fotografowanie, dokumentowanie czegoś, staje się dzisiaj ważne jak nigdy.  

 

Dzisiaj jeżeli ktoś chce gdzieś zaistnieć, to raczej tworzy jakieś własne wizje fotograficzne, żeby gdzieś się pokazać, być kimś innym. Być jak Picasso. Czy to jest ten kierunek, który obowiązuje i będzie obowiązywał? 

– Język wizualny na pewno się zmienia i będzie odbiegał od tego klasycznego czarno-białego dokumentu czy fotoreportażu. To na pewno się zmienia, natomiast wydaje mi się, że fotografia powinna wrócić do swoich korzeni – szczególnie w dobie AI. Podobnie jak dziennikarstwo, powinna być weryfikatorem informacji. Informacja powinna być najważniejsza, a forma jest tu drugorzędna.  

 

Czy w czasach, gdy wszyscy fotografują, a każdy uważa się za mistrza, bo ma dobrą komórkę, z fotografii da się wyżyć? 

– Jest to znacznie trudniejsze niż kiedyś. Ważne, by znaleźć swoją niszę i w niej się specjalizować. Zapotrzebowanie na dobre zdjęcia wciąż rośnie. Niestety zauważalny jest też zachwyt biznesu nad AI. Coraz częściej używamy tej technologii i przypuszczam, że w krótkim czasie sztuczna inteligencja zastąpi dużą część fotografii komercyjnej. Na razie AI nie wykona jednak zdjęć dokumentalnych, a nawet i prostej dokumentacji. Nie zastąpi też wrażliwości i kreatywności twórcy.  

Ludzie UAM Wydział Nauk Politycznych i Dziennikarstwa Wydział Pedagogiczno-Artystyczny w Kaliszu

Ten serwis używa plików "cookies" zgodnie z polityką prywatności UAM.

Brak zmiany ustawień przeglądarki oznacza jej akceptację.