To był ze wszech miar udany wieczór z Helidorem Święcickim. W salach Pałacu Działyńskich na Starym Rynku godnie uczczono 170 rocznicę urodzin współzałożyciela i pierwszego rektora Uniwersytetu Poznańskiego.
Święcicki w Pałacu Działyńskich organizował spotkania czwartkowe z odczytami gości ze świata nauki i kultury. W 170 lat od jego urodzin zespół PAN Biblioteki Kórnickiej zorganizował wieczór poświęcony tej wybitnej postaci, postaci prezesa Towarzystwa Przyjaciół Nauk w Poznaniu, chirurga i lekarza ginekologa, filantropa, którego losy nie należały do spokojnych ani nudnych. Podczas spotkania odbył się wernisaż wystawy "Przeciw szarzyźnie życia – Heliodor Święcicki (1854-1923)". Wystąpili też aktorzy Teatru Nowego Zbigniew Grochal oraz Aleksander Machalica którzy przypomnieli słowa Heliodora Święcickiego i Adama Wrzoska.
Heliodor Święcicki, współzałożyciel i pierwszy rektor Uniwersytetu Poznańskiego przez ponad 30 lat mieszkał w Pałacu Działyńskich. Wynajmował całe drugie piętro, a nawet przebił ścianę sąsiedniej kamienicy, by powiększyć metraż pod… niewielką klinikę dla kobiet, w której przyjmował i leczył pacjentki oraz odbierał porody. Maria Zamoyska (wnuczka Tytusa Działyńskiego) miała powiedzieć, że w miejscu pelikana na fasadzie Pałacu należałoby zatem posadowić… bociana.
- Święcicki, gdy zacząłem studiować jego postać, w świetle dokumentów jawił mi się jako postać dychotomiczna. Z jednej strony idealista zafascynowany misją niesienia pomocy społeczeństwu, a z drugiej strony miał świetny zmysł do robienia – jak to dzisiaj mówimy – biznesu - mówi biograf rektora prof. Michał Musielak. - Potrafił obracać się na rynku finansowym. O jego majątku krążyły mity, chociaż prawdą jest, że w Poznaniu należał do nielicznego grona Polaków, którzy płacili najwyższą taksę podatkową. Miał świetnie prosperującą klinikę, która w Pałacu Działyńskich zajmowała całe drugie piętro. Był postrzegany jako wybitny ginekolog. Z drugiej strony poznał też hrabinę Helenę Dąmbską-Zaborowską, wdowę, która wniosła mu w wianie nie tylko trójkę dzieci, ale i pokaźny majątek, który częściowo spieniężył. Trafił na dobry moment z zakupem działek, bo przełom XIX i XX wieku to czas, gdy Poznań z miasta twierdzy stawał się miastem otwartym. Likwidowano obwarowania, a on miał ponoć wiedzę, w jakim kierunku pójdą działania rozwojowe. Owszem, zrobił majątek, ale lwią jego cześć przeznaczał na działania charytatywne, jak choćby na subsydiowanie Towarzystwa Naukowej Pomocy, czy Towarzystwa Pomocy Koleżeńskiej dla wspierania wdów po lekarzach, a także Towarzystwa św. Wincentego à Paulo. U kresu swojego życia Święcicki cały majątek przeznaczył na fundację „Nauka i Praca”, którą założył. To były olbrzymie pieniądze jak na tamte czasy, które pozwalały mu kupić majątek w Laskach koło Kępna na siedzibę fundacji.
Zacytujmy raz jeszcze prof. Musielaka: Można powiedzieć, że w osobowości pierwszego rektora skupiły się dwie, nie tak często idące w parze cechy – idealisty oraz człowieka czynu. Ukształtowany w duchu chrześcijańskiej spolegliwości i dobroczynności, wzorujący się na czynach i dokonaniach Karola Marcinkowskiego, był typowym przedstawicielem poznańskich organiczników, uznających, że wartości narodowe można i należy osiągać na drodze działań oświatowo-naukowych i społeczno-ekonomicznych. Uniwersytet przez niego stworzony cechowała więc otwartość na nowe idee naukowe, a także poczucie i dążenie do autonomii akademickiej. Jako człowiek, który znał realia życia, Święcicki uważał, że powstanie uniwersytetu w Poznaniu ma wymiar nie tylko organizacyjno-edukacyjny, ale również metafizyczny, duchowy. Nagle na tej ziemi, gdzie od lat kaganek oświaty nie mógł zapłonąć na poziomie akademickim, powstaje uczelnia, która daje szansę młodzieży, by przez edukację uniwersytecką mogła rozświetlić tę metaforyczną szarzyznę życia.
Czytaj też: Prof. Heliodor Święcicki. Strzeżmy się szarzyzny życia