Wersja graficzna

Dr Jakub Niebieszczański. Geoarcheolog z pasją

dr Jakub Niebieszczański
dr Jakub Niebieszczański

Dr Jakub Niebieszczański z Wydziału Archeologii jest laureatem stypendium Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego.  Jego pasją jest geoarcheologia. O niej i nie tylko, rozmawia z nim Krzysztof Smura.

 

 

Stypendium ministerialne to duże wydarzenie w życiu każdego badacza. Otrzymywane przez trzy lata pieniądze pomogą lepiej żyć czy coś jeszcze?

Zdecydowanie coś jeszcze. To forma prorozwojowa, ale nie ukrywając, to też forma dowartościowania. Stypendium ma motywować do dalszej pracy. Dzięki niemu będę mógł skupić się na moich głównych kierunkach badawczych.

Przygotowując się do rozmowy prześledziłem pana ścieżkę kariery, wczytałem się w publikacje i okazało się, że naukowiec na początku kojarzony przeze mnie z Grecją działa i w Polsce, i na Ukrainie i na Węgrzech…

Archeologia wiąże się zazwyczaj ze specjalizacją w ramach konkretnego regionu lub wycinką dziejów. Ja w swoich badaniach zajmuję się geoarcheologią. Stanowi ona połączenie bardzo wielu procedur badawczych, które zmierzają do odtworzenia tego, co otaczało człowieka w przeszłości, czyli środowiska przyrodniczego. Pozwala to na wyjście poza regionalny i chronologicznie ograniczony wycinek, gdyż geoarcheologia ma zastosowanie uniwersalne.

Pragnę jednak podkreślić, że nie działam sam, bo wieloaspektowość geoarcheologii wymaga współpracy wielu specjalistów. Wobec tego, wyniki moich badań są wypadkową pracy wielu osób, np. współpracy z naukowcami z Wydziału Nauk Geograficznych i Geologicznych. Nikt chyba nie jest w stanie prowadzić w pojedynkę pracy naukowej – geoarcheologia jest świetnym przykładem współpracy pomiędzy dyscyplinami.

Ale specjalizuje się pan w brązie?

Zazwyczaj tak wychodziło z racji współpracy przy projektach badawczych, ale nie jestem przywiązany do konkretnego okresu, moją specjalizacją jest geoarcheologia.

… z którą były związane badania na w Ukrainie, Węgrzech i w Polsce?

Dokładnie tak. To są wszystko badania archeologiczne zmierzające do zrekonstruowania dawnych krajobrazów.

 

Wykorzystujemy cały szereg metod wyprzedzających, które pochodzą z różnych nauk. Ja specjalizuję się w badaniach magnetometrycznych, które pokazują na przykład zasięg stanowiska archeologicznego

 

Jak zapowiadał na łamach ŻU prof. Janusz Czebreszuk w dolinie rzeki Anthemous rozpoczyna się niebawem kolejny etap badań, w którym geoarcheologia będzie miała bardzo duże, jeśli nie decydujące znaczenie. Na czym będą polegały badania i jak je się prowadzi?

W tych badaniach wykorzystujemy cały zestaw metod geoarcheologicznych. Aktualnie jesteśmy prawdopodobnie jedynym ośrodkiem archeologicznym w Polsce, który wykorzystuje metodę vibra-coring-u. Dzięki niej jesteśmy w stanie pobierać rdzenie osadów w podobny sposób jak na lodowcach. My celujemy w bezpośredni kontekst stanowisk archeologicznych – na przykład torfowiska czy osady powodziowe. Polega to na wbijaniu stalowego próbnika przez młot pneumatyczny. Wewnątrz tego pierwszego znajduje się rura PCV, w której gromadzi się osad o niezaburzonej stratygrafii. Możemy więc badać profil warstwa po warstwie – ta metoda pozwala nam na obserwacje nawet kilkumilimetrowych laminacji osadów. Później w laboratoriach, dzięki badaniom specjalistów jesteśmy w stanie odtwarzać zmiany krajobrazu i ustalać ich przyczyny.

Czy na podstawie takich badań będzie można np. odtworzyć wygląd doliny Anthemousa?

Z pewnością. Dla przykładu, występujące tam stanowiska zlokalizowane są w strefie bardzo żyznych gleb aluwialnych (tj. powstałych w wyniku powodzi). Dzięki badaniom rdzeni okazuje się, że w przeszłości, np. w neolicie, te gleby jeszcze nie istniały, bo nie było tam osadów powodziowych. Zostały naniesione, gdy rozpoczęło się odlesianie terenów wyżynnych. Następujący w efekcie wzmożony transport rzeczny powodował depozycje osadów w niższych częściach doliny, tworząc gleby obserwowane dziś.

Co decyduje, że badacie tu i teraz?

Wykorzystujemy cały szereg metod wyprzedzających, które pochodzą z różnych nauk. Ja specjalizuję się w badaniach magnetometrycznych, które pokazują na przykład zasięg stanowiska archeologicznego. Stosujemy też rekonesanse obserwując osady powierzchniowe i określając procesy mogące zachodzić w przeszłości. Używamy tomografii elektrooporowej, która pozwala nam lepiej zlokalizować wiercenia – ustalamy np. najlepsze miejsce do pobrania osadów dawnego koryta rzecznego, którego nie widać na powierzchni. Tego typu obiekty możemy notować nawet na kilkudziesięciu metrach pod powierzchnią terenu. Przykładowo, w Grecji mamy do czynienia ze stanowiskami pod osadami powodziowymi, które zalegają na 10 m głębokości i mają około 8 tys. lat! Zwykłymi metodami nie bylibyśmy w stanie ich zlokalizować. To świetna przygoda i praca naukowa w jednym, bo pozwala łączyć pracę w bibliotece i za biurkiem z niezwykle trudną i wymagającą pracą w terenie. Czasem czujemy się jak na platformie wiertniczej!

Co teraz?

Bruszczewo i realizacja projektu. To unikatowe stanowisko z wczesnej epoki brązu. Pobierzemy 13 rdzeni, aby powiązać to, co działo się z istniejącym tu zbiornikiem wodnym (obecnie równina torfowa) i znajdującą się na cyplu osadą obronną. Jak na razie skłaniamy się ku twierdzeniu, że ludzie opuścili ten teren w wyniku pogorszenia się warunków hydrologicznych w jeziorze. A potem Grecja!

 

Czytaj też: Kurhany w Mirosławiu. Wojownik okazał się kobietą

Nauka Wydział Archeologii

Ten serwis używa plików "cookies" zgodnie z polityką prywatności UAM.

Brak zmiany ustawień przeglądarki oznacza jej akceptację.