Wersja graficzna

A to ci heca! Najstarsza opera znajduje się w Bibliotece UAM

fot. Jagoda Haloszka
fot. Jagoda Haloszka

W Bibliotece Uniwersyteckiej UAM w Poznaniu znajduje się najstarsza polska opera, która powstała na przełomie XVII/XVIII wieku. Nie jest ona adaptacją cudzego dzieła, a w muzyce odnajdujemy fragmenty popularnych pieśni m.in.: „Siedzi zając...” i „Pije Kuba do Jakuba”. O operze z Andrzejem Jazdonem z Biblioteki Uniwersyteckiej rozmawia Jagoda Haloszka.

Jak to się stało, że właśnie tu, w murach Biblioteki Uniwersyteckiej, znalazła się najstarsza opera myśliwska?

Opera trafiła do nas wraz ze spuścizną prof. Adolfa Chybińskiego – wybitnego polskiego muzykologa, który przed wojną pracował we Lwowie. Po wojnie, nie mogąc wrócić do rodzinnego miasta, przyjął propozycję Uniwersytetu Poznańskiego i  objął Zakład Muzykologii. Warto nadmienić, że prof. Adolf Chybiński, który odkrył tę pierwszą polską operę, był pierwszym doktorem honoris causa Uniwersytetu Poznańskiego po II wojnie światowej. Zmarł w 1952 r. w Poznaniu. Po jego śmierci wdowa Maria Chybińska ofiarowała cały jego warsztat, wszystkie książki, notatki, nuty Bibliotece Uniwersyteckiej. Początkowo jako depozyt, a po jej śmierci całość przechodziła na własność biblioteki. Te materiały przez długi czas leżały w magazynie. Oczywiście były znane muzykologom, którzy przyjeżdżali i  pisali na ich podstawie publikacje. Kiedy w  1982 roku rozpocząłem pracę w BU, dostałem do opracowania część muzyczną tej spuścizny. I tam, w teczce z napisem: „Materiały do paleografii muzycznej. Do ćwiczeń ze studentami”, znalazłem te fragmenty. Próbowałem je opracować. Człowiekowi po studiach wydaje się, że wszystko wie, ale okazało się, że nie mogę sobie z nimi dać rady. Zwracałem się do muzykologów, gdy przyjeżdżali biblioteki, z prośbą o pomoc. Jednak oni zawsze zwracali uwagę na to samo na co ja, czyli że nie ma karty tytułowej, nie ma zakończenia, nie ma głosów instrumentalnych. Uważali, że to są po prostu fragmenty, którymi nie warto zawracać sobie głowy. Dopiero w  1995 r. przyjechał do Poznania prof. Jerzy Gołos i podczas rozmowy poprosił, abym pokazał mu ten rękopis. Obejrzał go i spytał, czy może dostać jego ksero. Profesor pracował nad materiałem przez 10 lat. Warto nadmienić, że prof. Gołos był z wykształcenia muzykologiem i polonistą. I dopiero połączenie tych dwóch profesji pozwoliło opracować rękopis. W 2005 r. ukazała się książka, w której profesor opisał wszystkie swoje spostrzeżenia dotyczące tego rękopisu. I wtedy dowiedzieliśmy się, że to, co leży na najniższej półce w magazynie, jest jednym z najcenniejszych naszych rękopisów.

To zdradźmy czytelnikom, o czym jest ten tak cenny rękopis.

Jest to opera o tematyce myśliwskiej, a jej głównym wydarzeniem jest polowanie na zająca. Fabuła jest bardzo prosta. Nasi bohaterowie budzą się rano i wołają do pana łowczego „Każcie psy sforować, będziem dziś polować”. Wyjeżdżają na polowanie, wracają z zającem i wołając kucharza, każą mu przygotować ucztę. Kucharz barwnie opowiada, jak wszystko przygotuje. Siadają do  stołu i podczas uczty okazuje się, że zabrakło alkoholu. Wszystko kończy się happy endem. Reasumując, jest to satyryczny obrazek, ukazujący jeden dzień w dworku ziemiańskim. Libretto napisał ktoś, kto znał te realia z autopsji. Można powiedzieć, że jest to krotochwila muzyczna – krótka, półgodzinna. W okresie baroku, kiedy rozwijała się formuła opery, w przerwach dużych przedstawień pokazywano takie małe formy. Prawdopodobnie nasza „Heca” nigdy nie była pokazana na dużej scenie.

 

Heca w słowniku języka polskiego PWN oznacza „zabawne zdarzenie, niezwykła historia”. Czy tytuł opery również to samo oznacza?

Nasza heca odbiera od znaczenia, które Pani podała. Heca pochodzi od niemieckiego słowa „die  heze”, czyli polowanie na zająca, ale nie polowanie z bronią tylko wypuszcza się psy, które przynoszą tego zająca swojemu panu.

 

Przeglądając właśnie ten rękopis zauważyłam, że są słowa bardziej lub mniej znane w dzisiejszej polszczyźnie. Ale widzę, że w libretcie opery kilka słów się wyróżnia od pozostałych. Proszę zdradzić, co w nich tutaj takiego niecodziennego.

Tak, ma pani rację. Występują tam słowa takie właśnie jak „sforować”, które są charakterystyczne dla początku końca XVII w. i początku XVIII w., ale najbardziej charakterystyczna cechą, tak jak pani mówi było tzw. y jotowane (ÿ przyp. red.). To zaczęło zanikać w języku polskim koło roku 1680. I ten utwór musiał być po prostu napisany w tym czasie. To pomogło obok muzyki, sposobu zapisania tej muzyki, umieścić ten tekst w jakimś tam określonym czasie.

 

Opera nie tylko zadziwia fabułą, ale również tym, że brak strony tytułowej i co najważniejsze nie ma aktów.

Tak, opera, która jest u nas nie ma karty tytułowej, ale to nie znaczy, że karta tytułowa zaginęła. Wówczas nie dawano tytułów i mogło to się nazywać „Panie Łowczy” czy „Łowczy”. W katalogu Biblioteki Ziemiańskiej w Kraśniku, który znajduje się w tej chwili w Bibliotece Narodowej jest informacja, że mamy takie przedstawienie pt. „Łowczy”.  Niewykluczone, że jest to, to samo  przedstawienie. To prawdopodobnie była kolęda. Nam się teraz kolęda kojarzy z pieśnią. Wówczas oznaczała czas pomiędzy Bożym Narodzeniem a okresem Trzech Króli, kiedy ludzie kolędowali, składali sobie prezenty, odwiedzali się, ucztowali. Cechy muzyczne pokazują, że wcale nie była ona dla wyszkolonych muzyków. Ta linia melodyczna jest prosta, rozpiętość melodii wskazuje, że jest ona dość mała, co wskazuje, że to było wykonane jednorazowo, jako przerwa pomiędzy obiadem a dalszym ucztowaniem.

 

 

Ogólnouniwersyteckie

Ten serwis używa plików "cookies" zgodnie z polityką prywatności UAM.

Brak zmiany ustawień przeglądarki oznacza jej akceptację.