Zbliżające się wybory nowych władz uniwersytetu skłaniają w sposób naturalny do zadania pytania – jakie cechy winien posiadać kolejny, trzydziesty drugi rektor naszej uczelni?
Pewnie najprościej byłoby powołać się na stosowny artykuł prawa o szkolnictwie wyższym i nauce, lecz sformułowania tam zawarte na dobrą sprawę nie wnoszą niczego konkretnego, szczególnie jeśli chodzi o charakterystykę kandydata na rektora.Przyznam, że od dłuższego czasu zastanawiam się na swoistym fenomenem, jakim jest tryb doboru kandydata na rektora uczelni. Szczególnie interesuje mnie czy kandydat ma jakiekolwiek przygotowanie do jednoosobowego (podkreślenie Z.P.) kierowania tak dużym i skomplikowanym organizmem, jakim bez wątpienia jest nasz uniwersytet. Współczesny uniwersytet to niezwykle skomplikowana machina, w której zbiegają się interesy różnych grup pracowników i studentów. To rzadko gdzie indziej spotykane skupisko wybitnych indywidualności, z których większość wymaga indywidualnego traktowania. I wszystkim tym, z woli elektorów, zarządza… amator. Jak bowiem inaczej nazwać profesora, który na cztery, a często osiem lat odrywa się od swojego laboratorium, biblioteki, pracowni, by zasiąść w gabinecie na pierwszym piętrze w Collegium Minus. Czy wyobrażacie sobie taką sytuację w jakimkolwiek przedsiębiorstwie czy korporacji?
Czytaj także: Harcerstwo na uniwersytecie ma już sto lat
Co prawda wybór odbywa się w drodze konkursu. Elektorzy mają możliwość wyboru spośród kilku kandydatów, którzy prezentują w czasie kampanii wyborczej swoje programy. Wszystko się zgadza - dodam, że w wielu wypadkach kandydaci na tym etapie korzystają z usług firm specjalizujących się w działaniach tego typu. Zgadza się, ale przecież na końcu zwycięzca zostaje sam i to on podejmuje decyzje i za nie odpowiada. Ktoś może powiedzieć, że wpadłem w trochę minorowy ton. Może. Jest jednak pozytywna strona takiego systemu wyboru rektora, świadcząca o mądrości elektorów naszego uniwersytetu. Przejrzałem pod tym kątem galerię dotychczas panujących rektorów naszej uczelni i stwierdzam, że w ani jednym przypadku nie można jednoznacznie stwierdzić, że wybór był chybiony, a fakt, że wielu z nich wybierano na dwie kadencje świadczy o nich najlepiej. Mam oczywiście świadomość, że nie zawsze rektorzy byli wybierani, ale ta pozytywna opinia ich również dotyczy. Jubileusz uniwersytetu był dla mnie okazją do głębszego sięgnięcia do jego historii, w której rozdział poświęcony rektorom zajmuje swoje poczesne miejsce. Ich życiorysy, tak w części dotyczącej działalności naukowej jak i organizacyjnej, jest imponujący. Lektura ta jak i własne doświadczenia wskazują na bardzo ważny aspekt „rektorowania”. Jest nim poświęcenie się maksymalnie dla spraw uniwersytetu. Bezpowrotnie minęły czasy, które wspominają najstarsi pracownicy, w których rektor przychodził do rektoratu na kilka godzin w tygodniu. Dzisiaj zespół rektorski pracuje po kilkanaście godzin dziennie - taka jest konieczność. Szukając odpowiedzi na pytanie, jakim powinien być rektor UAM, sięgam do postaci założyciela i pierwszego rektora Uniwersytetu Poznańskiego, prof. Heliodora Święcickiego. Jego praca, zaangażowanie w tworzeniu pierwszej pols kiej uczelni w Poznaniu nie tracą na aktualności w dniu dzisiejszym. Wtedy, jak i dzisiaj, chodziło o to, aby uniwersytet stał się uczelnią nowoczesną, tak w sensie prowadzonych tutaj badań naukowych, jak i dydaktyki czy wreszcie bazy lokalowej. Święcicki wiedział doskonale, że aby to stało się rzeczywistością, trzeba umiejętnie połączyć doświadczenie „starych” profesorów z zapałem „młodych” doktorów. Była to próba połączenia wody z ogniem, ale takim winien być nowoczesny uniwersytet, a rektor dzisiaj, tak jak w 1919 roku,winien zrobić wszystko, aby stworzyć warunki,w których niemożliwe staje się możliwe. Głębokie osobiste zaangażowanie, ale także mądra współpraca z najbliższym sobie zespołem prorektorów może być sposobem na odniesienie sukcesu.
Rektorem zatem winien być człowiek, który w sposób umiejętny połączy w sobie postawę satrapy i demokraty, ale czy jest to możliwe?