- Wojna, która się toczy jest zbrodnią przeciw społeczeństwu, czymś, co w XXI w. po prostu nie powinno mieć miejsca - mówi Maria Andruchiw, absolwentka dziennikarstwa na WNPiD UAM, członkini Stowarzyszenia Społeczno-Kulturalnego “Polska-Ukraina” w Poznaniu. Pochodzi z Dubna w Obwodzie Rówieńskim. Od 9 lat w Polsce.
Moją ojczyzną jest miejsce, gdzie dorastałam, gdzie kształtowała się moja osobowość, ale też miejsce, z którym się identyfikuję ze względu na wartości, kulturę, historię. Moje serce należy do dwóch krajów - kocham Polskę, tak samo jak Ukrainę. Jako dziecko przez 6 lat chodziłam do szkoły, gdzie uczyłam się języka polskiego, dorastałam otoczona Polakami, teraz mam polskie obywatelstwo. Czuję, że Polska jest moim miejscem, nie chcę tego zmieniać.
Ukraińcy wbrew pozorom niewiele mają wspólnego z Rosjanami. Być może łączy nas tylko język. Zawsze byliśmy walecznym narodem pragnącym wolności, tyle tylko, że przez wieki mieliśmy sąsiada, który nam tę walkę utrudniał. Moim zdaniem Rosjanie pozostają bierni, bo wmawiano im, że władza jest najważniejsza, że obywatel nie powinien mieć swojego zdania, nikt ich o to zdanie nie pytał. Wciąż nie wychodzą masowo na ulice, boją się. Nie wiedzą, że mają wpływ na to, co dzieje się w kraju. Próbujemy przekazać im przez media społecznościowe, żeby reagowali. Mam wśród znajomych sporo Rosjan, którzy mają zupełnie inne zdanie od tych osób, które teraz mieszkają w Rosji. Wiedzą, że to, co się dzieje nie jest normalne, że nie możemy się kłócić przez setki lat.
Wojna, która się toczy jest zbrodnią przeciw społeczeństwu, czymś, co w XXI w. po prostu nie powinno mieć miejsca. Żyjemy w czasach, kiedy tak wiele mówi się o demokracji, o tolerancji, prawach człowieka - ta wojna łamie wszelkie zasady moralne. Umierają niewinni ludzie, dzieci. Powinniśmy działać bardzo szybko, to nie jest czas na wyrażanie zaniepokojenia. Moi rodzice i dwie siostry decydowali, że nie będą opuszczać Ukrainy cokolwiek by się działo, bo czują, że to jest ich obowiązek, chcą pomagać na miejscu.
Osoby, z którymi studiowałam wysyłają mi zdjęcia zrujnowanych budynków, dzwonią ze schronów, przez telefon słyszę jak wyją syreny, rodzice piszą, że chowają się do piwnicy. W Polsce działamy humanitarnie, dostarczamy żywność, medykamenty, to wszystko jest niesamowite, ale wydaje mi się, że na poziomie geopolityki i bezpieczeństwa nie robi się wszystkiego, by zatrzymać wojnę. Powinny być podjęte bardzo radykalne działania, bo Ukraina broni nie tylko swojej wolności, ale całej Europy.
Zobacz też: Dr Olena Kowalewska. Boję się, że usłyszę coś bardzo złego