O twórcach i pracownikach Uniwersytetu Poznańskiego, a jednocześnie uczestnikach Powstania Wielkopolskiego z prof. Januszem Karwatem rozmawia Krzysztof Smura
Jest Pan jednym z autorów ‘’Encyklopedii Powstania Wielkopolskiego 1918/1919’’. Epokowe dzieło. Kiedy możemy się go spodziewać?
Na obchody stulecia już zapewne będzie. Dzieło jest jubileuszowe, w sztywnych okładach, szyte i w oprawie płóciennej. Prace nad nim trwały od kilku lat. Razem z dr Markiem Rezlerem jesteśmy redaktorami encyklopedii. To był nasz pomysł i ciągle go doskonaliliśmy. Jednak to nie tylko Karwat i Rezler są autorami. Tych jest około 60-ciu, reprezentujących różne profesje. Nie tylko historyków, ale np. lekarzy piszących o sanitariacie. Autorem jest też np. ksiądz piszący o dziekanacie generalnym czyli powstańczych kapelanach. W swojej pracy staraliśmy się też np. odpowiedzieć na pytanie ile to powstanie kosztowało bo przecież sami, po organicznikowsku utrzymywaliśmy armię aż do 1920 roku. Inne tematy, jak kobiety w powstaniu czy cudzoziemcy też wymagały syntetycznego ujęcia. Podjęliśmy się też zredagowania hasła ‘’morale i dyscyplina’’, bo przecież nie wszyscy powstańcy byli aniołkami… Mocną stroną Encyklopedii są mapki, szkice i zdjęcia.
Czy wśród haseł encyklopedycznych często pojawia się słowo profesor, doktor, pracownik Uniwersytetu Poznańskiego?
Aż sześćdziesiąt procent haseł stanowią ludzie. Jak najbardziej występuje tam wielu nauczycieli akademickich, którzy często w czasie postania byli zwykłymi szeregowcami. Niektórzy z nich są znanymi profesorami. Sztandarową egzemplifikacją jest profesor Józef Kostrzewski, archeolog, ale przede wszystkim działacz niepodległościowy już od czasów gimnazjum. Z ramienia Naczelnej Rady Ludowej był od listopada 1918 r. był decernentem (przedstawicielem) ds. instytucji kultury. Gdy przyszło powstanie to właśnie on był jednym z głównych organizatorów naszej uczelni. W mundurze raczej nie chodził, ale jest zweryfikowany jako powstaniec, działacz niepodległościowy.
11 listopada Piłsudski wysiada z pociągu w Warszawie i tego samego dnia odbywa się w Poznaniu spotkanie ojców założycieli Uniwersytetu Poznańskiego. Mówi pan o profesorze Kostrzewskim, ale czy wiemy jaki był udział w powstaniu Święcickiego, Sobeskiego czy Kozierowskiego?
W listopadzie byliśmy, jako Poznańskie, jeszcze w ,,niemieckim nawiasie’’. Gdy inny zaczynali cieszyć się wolnością, my musieliśmy ją sobie dopiero zorganizować. Wywalczyć. Czekano na rozstrzygnięcia konferencji pokojowej. Chcąc odpowiedzieć na pana pytanie muszę jednak dodać, że powstanie należy jednak rozumieć nie tylko przez działania militarne. W Poznaniu toczyło się codzienne życie, organizowano szpitale, dowództwa i każdy robił co do niego należało. Także nasi ojcowie założyciele. Ich napędzała do działania myśl o uniwersytecie. Zaczęliśmy organizować władzę. Profesor Święcicki działał na rzecz Uniwersytetu. Wzorcem dla niego i innych były uczelnie niemieckie. I trudno się dziwić, bo przecież były one najlepiej zorganizowane na świecie i prezentowały najwyższy poziom kształcenia. W czasie powstania twórcy UP uczestniczyli w pracy różnych komisji Naczelnej Rady Ludowej i mieli wpływ na losy Wielkopolski. W swych działaniach zwracali się również na zewnątrz. Poznań znów przyciągał, bo oferował znakomite warunki dla kadry naukowej. Oczywiście nie mogliśmy wówczas obsadzić wszystkich kierunków kształcenia, bo tych wykładowców tutaj aż tylu nie było. Wsparły nas uniwersytety w Krakowie, Wilnie, Lwowie czy uczelnie z zachodniej Europy. Dobrze zapowiadający się tam naukowcy mieli w Poznaniu możliwość objęcia katedry. Poznań miał jeszcze inne atuty. Miasto nie było zniszczone. Życie społeczne było dobrze zorganizowane. Po niemiecku. Każdy przestrzegał prawa i co ważne dla tych młodych profesorów czy doktorów, były tutaj bardzo nowoczesne mieszkania. Profesor Michał Sobeski odpowiadał za sprawy kadrowe, wyszukując kandydatów na pracowników naukowych, ponadto bezinteresownie prowadził sprawy finansowe. Ksiądz prof. Stanisław Kozierowski wybitny historyk i onomasta, był delegatem na Polski Sejm Dzielnicowy w Poznaniu.
Wśród pracowników Uniwersytetu Poznańskiego sporą część powstańców stanowili naukowcy z Wydziału Lekarskiego. Jest Wierzejewski, jest Dega… To przypadek?
Generał Ireneusz Wierzejewski był ortopedą i kapitanem armii niemieckiej. Specjalistą armijnym i nieprzypadkowo stanął na czele Sanitariatu Wojska Polskiego. Będąc od 4. stycznia 1919 r. naczelnym lekarzem powstania chodził w mundurze generała brygady. Z kolei Wiktor Dega był podoficerem piechoty, ochotniczo walcząc w Poznaniu, m.in. o Ławicę, potem na froncie wielkopolskim. Gdy tworzyła się Armia Wielkopolska został dowódcą 7 kompanii 10 Pułku Strzelców Wielkopolskich. Awansował na porucznika. Żył długo i ma piękną historię zawodową jako lekarz ortopeda, ale zapisał też świetną kartę niepodległościową. Przecież już przed wybuchem I wojny światowej organizował skautów. Konspirował w Tajnej Organizacji Niepodległościowej. Są też inni. Wymienię choćby pułkownika Kazimierza Bonawenturę Nowakowskiego, naczelnego chirurga, a potem profesora Wydziału Lekarskim. Profesora Jana Alkiewicza, ogromny autorytet w zakresie dermatologii, kapitana Witolda Kapuścińskiego – okulistę, prof. Leona Lacknera – stomatologa, profesora Franciszka Łabuzińskiego – komendanta szpitala zakaźnego. Aleksandra Szrajbera – radiologa, Mariana Szenica – pediatrę i lekarza 3 Brygady Artylerii w czasie powstania a później komendanta szpitala w Biedrusku. Wszyscy oni kończyli uczelnie niemieckie, w chwili powstania zajmowali konkretne stanowiska. Byli też inni jak choćby: hydrobiolog prof. Julian Rzóska, profesor historii Zdzisław Grot, który jako 15-latek pracował w łączności w bezpośrednim otoczeniu majora Stanisława Taczaka. Przykładem jest też prawnik, pułkownik Stanisław Sławski, który wraz z innymi zajmował budynek sądu przy Młyńskiej czy prezydium policji. W czasie powstania był głównym audytorem, czyli szefem sądownictwa wojskowego. Z czasem został wykładowcą, profesorem Uniwersytetu Poznańskiego. Można tak długo wymieniać, a pewnie i tak wszystkich nie zdołam przypomnieć.
Czytaj też:Pomnik dla Piłsudskiego
Powstanie miało pecha? Jeszcze nie powstały legiony, a już istniało wydawnictwo promujące ich działalność. Sami wywalczyliśmy sobie wolność, ale nie było czasu na świętowanie bo wojna polsko-bolszewicka, bo III powstanie śląskie. Przegraliśmy swoją historię na początku?
Trochę tak jest. Nasz wielkopolski żołnierz bił się potem na wszystkich frontach obrony ojczyzny. Powstańcy szybko zapomnieli o wielkopolskiej wiktorii, walcząc wkrótce na wschodzie i w powstaniach śląskich. Nie było czasu na promowanie bohaterskich czynów. Legiony były romantyczne, Piłsudski był romantyczny – taką utworzono legendę, a z perspektywy warszawskiej nasze powstanie, które przeprowadzono po poznańsku, wydawało się nudne i na dodatek było zwycięskie. A przecież to nie do końca jest prawdą. Ostatnie lata w Wielkopolsce pokazują jak powstanie odzyskuje, przynajmniej w naszym regionie, należne sobie miejsce w historii. Powstanie jest ważnym składnikiem naszej tożsamości. Cieszymy się, że mamy 11 listopada, są uroczystości o charakterze państwowym i jednocześnie radośnie świętujemy na świętym Marcinie. Bądźmy dumni z naszych znakomitych antenatów, z żołnierzy i tych w cywilu, którzy zorganizowali nam życie po długich latach niewoli. Bądźmy też dumni z tych którzy dali nam Uniwersytet. To też byli powstańcy.