Profesor Elżbieta Goździak jest znanym antropologiem, autorytetem z zakresu badań migracyjnych, jedną z niewielu Polek, które pracowały w rządzie amerykańskim. Należy też do wąskiego grona osób, które za oceanem potrafiły realizować swoje zawodowe ambicje.
Od lat dzieli rok na dwie połowy. Pierwszą spędza w Waszyngtonie, prowadząc zajęcia na Georgetown University, drugą w Poznaniu, gdzie pracuje w Instytucie Antropologii i Etnologii UAM oraz Centrum Badań Migracyjnych UAM. Prof. Goździak zwykle o tej porze roku jest w Poznaniu. Rok 2020 jest jednak inny – w Stanach Zjednoczonych zatrzymała ją pandemia. Zaplanowane spotkanie odbywamy więc online.
One way ticket
– Dzisiaj wiele opowiada się o tym, jak zmuszano nas do tego, abyśmy wyjeżdżali z kraju. Prawda jest jednak bardziej skomplikowana – mówi prof. Goździak – Akurat w moim przypadku zaważył pewien tragiczny wypadek… Był 1984 rok. Dr Elżbieta Goździak pracowała na stanowisku asystenta w Katedrze Etnografii. To był ten czas, kiedy w Polsce etnografia powoli zaczynała przekształcać się w etnologię i antropologię. Z kolegami z roku: Michałem Buchowskim i Wojciechem Bursztą próbowali zaczynać nowe tematy. Jak wspomina, nie było to łatwe – nie mieli dostępu do publikacji zagranicznych, nie mogli śledzić tego, co działo się wówczas w światowej nauce. Towarzyszył im jednak entuzjazm i chęć odkrywania nowych obszarów wiedzy. Etnografia mieściła się wówczas w Collegium Novum, natomiast po sąsiedzku, na V piętrze, odbywały się zajęcia dla studentów anglistyki. To tam właśnie wydarzył się wypadek. – Jedna ze studentek anglistyki wyskoczyła przez okno. Mówiło się, że nie mogła poradzić sobie z presją polityczną. To sprawiło, że władze uczelni wystosowały dyrektywę do wszystkich pracowników naukowych, aby ci podpisali dokument, w którym przejmowali odpowiedzialność personalną za swoich studentów. Do dziś nie wiem, jakby to miało wyglądać – wspomina – Miałam wtedy 29 lat, byłam młodą osobą – jak mogłabym zapobiec podobnemu wypadkowi?
To wydarzenie uruchomiło lawinę skutków, a pierwszym z nich była decyzja o opuszczeniu kraju. Jak wspomina, miała dobry „track record” na tę podróż. W czasach studiów doktoranckich wielokrotnie wyjeżdżała do USA. Miała tam rodzinę. Jeździła więc do rodziny, a przy okazji buszowała w bibliotekach, wyszukując materiały do pracy doktorskiej z zakresu semiotyki. – Dzięki tym wyjazdom miałam dobre relacje z pracownikami konsulatu – wspomina – zdarzało się, że sprowadzali dla mnie książki, które były mi akurat potrzebne. Część z tej literatury do dzisiaj zasila bibliotekę Instytutu. Nie miałam też problemów z otrzymaniem wizy.
Od pucybuta do milionera
W dostępnym w Internecie wywiadzie prof. Elżbieta Goździak dzieli się swoją opinią o tzw. kryzysie emigracyjnym. Nie lubi tego określenia. Jej zdaniem kryzys może dotyczyć rządu, systemu zarządzania... Problemem nigdy nie powinni być ludzie. Sama doświadczyła losu emigranta. Jej historia mogłaby posłużyć za kanwę filmu: jest realizacją amerykańskiego mitu „od pucybuta do milionera”. W tej historii determinacja i upór prowadzą do happy endu. – Zaczynałam tak jak inni imigranci, od pracy fizycznej – wspomina – Znalezienie upragnionej pracy naukowej zajęło mi dokładnie 18 miesięcy. Sprzedając ubranka dla dzieci równocześnie odwiedzałam miejsca, w których – jak mi się wydawało – mogłabym znaleźć satysfakcjonujące zajęcie. Tak trafiłam do biura imigracyjnego, oferując swoje usługi jako osoba znająca doskonale język rosyjski, która mogłaby pracować z diasporą żydowską ze Związku Radzieckiego. Powiedziano mi wówczas, że jako emigrantka nie mam żadnych szans na zatrudnienie. Jednak kilka tygodni potem zadzwonił telefon. Pan, z którym wcześniej rozmawiałam, zaproponował mi mój pierwszy kontrakt naukowy. Po nim, jak po pociągnięciu sznurka, posypały się kolejne…
Temat: uchodźcy
W tym czasie zmieniły się też zainteresowania naukowe prof. Goździak. Lata 80-te to był szczególny moment w historii USA. Rząd amerykański właśnie zakończył przesiedlać uchodźców z Wietnamu, Kambodży oraz Laosu. Powoli zaczęli też napływać uchodźcy z Polski, Afganistanu, rumuńscy baptyści, Etiopczycy i Erytrejczycy. – Załapałam się do projektu badań nad sytuacją emigrantów w Waszyngtonie,
Nowym Jorku, Chicago, Dallas i Los Angeles. Na początku miały to być jedynie wywiady z rodzinami z Polski, ale ponieważ miałam doktorat i doświadczenie w pracy naukowej, poszerzono zakres moich obowiązków. Tak to się zaczęło.
Kiedy przesłuchuję nagraną rozmowę, uświadamiam sobie, że amerykańską podróż prof. Goździak można opisać przez pryzmat grantów, w których brała udział – tak było ich wiele. Choćby kontrakt w Refugee Policy Group – to wtedy zaczęła ubiegać się o zieloną kartę. Dziewczyna z Polski nie musiała tak bardzo obawiać się deportacji do kraju, jednak brak pozwolenia na pobyt przeszkadzał w realizowaniu kolejnych projektów naukowych. Utrudniał podróże. – Wiele wtedy wyjeżdżałam. Prowadziłam badania w różnych częściach świata, a nie mając uregulowanej sytuacji prawnej, każdą podróż musiałam planować z prawnikiem. To on załatwiał mi pozwolenia na wyjazd. W końcu stało się to uciążliwe. Powoli też zmieniała się moja sytuacja prywatna. Zaczęłam myśleć o założeniu rodziny.
Zieloną kartę otrzymała w tym samym roku co Michaił Barysznikow, znany rosyjski tancerz, na podstawie tego samego paragrafu, dla wyróżniających się naukowców i artystów. Otrzymanie karty obwarowane było licznymi wymogami. Musiała wówczas np. udowodnić, że ma wyższe kompetencje niż jej amerykańscy koledzy, albo że świetnie zna polski.
Biała dziewczyna na czarnym uniwersytecie
Do pracy na afroamerykańskim Uniwersytecie Howarda w Waszyngtonie zaprosił ją znajomy, dziekan szkoły dla pracowników socjalnych. Dziś mówi o tym jako o najlepszej decyzji w życiu. Biała dziewczyna z Polski po raz pierwszy zetknęła się z prawdziwą różnorodnością kulturową. Wcześniej mogła o niej jedynie czytać w książkach. Pracowała na poziomie studiów magisterskich ze studentami, którzy niekiedy byli starsi od niej. Część z nich stanowili pracownicy socjalni, którzy przygotowywali się do pracy w środowiskach imigrantów. Dzisiaj antropologia stosowana jest jednym z tematów, będących naukową wizytówką prof. Goździak.
Praca w rządzie amerykańskim
Decyzję podjęła spontanicznie. Od dawna nie podobała jej się polityka rządu, postanowiła więc, że zatrudni się w rządowej placówce i spróbuje rewolucji od środka. Należy do naprawdę niewielu Polaków, którzy tego dokonali. Kontrakt w Biurze do Spraw Uchodźców przypadł na czas administracji Billa Clintona. – Na wstępie dostaliśmy do ręki duży raport z Ministerstwa Zdrowia i Opieki Społecznej w sprawie stanu zdrowia psychicznego i fizycznego mieszkańców USA. Zastanowiło nas wówczas, że nie ma w nim ani słowa o imigrantach czy uchodźcach. Nikomu nie przyszło do głowy, aby ująć ich w sprawozdaniu. Gdy patrzę na to z perspektywy czasu, to chyba największym naszym sukcesem była wówczas zmiana paradygmatu myślenia. Wielu amerykańskich polityków po prostu nie uświadamiało sobie, jak bardzo zróżnicowany kulturowo i etnicznie jest ten kraj.
Podobnie było z programami pomocowymi, którymi wówczas zajmowało się jej biuro. Większość z nich skonstruowana była pod potrzeby mężczyzn. Tymczasem według statystyk ¾ uchodźców stanowią kobiety z dziećmi. – Patrząc szerzej można powiedzieć, że ¾ populacji to kobiety i dzieci. To nieco wyświechtane powiedzenie, ale prawdą jest, że to mężczyźni giną na wojnie, a kobiety zostają w domu, zajmują się dziećmi i to one w końcu, jeśli zajdzie taka potrzeba, są przesiedlane. Doszliśmy wspólnie do wniosku, że te programy powinny być dostosowane do ich potrzeb. Zresztą czas pokazał, że to właśnie kobiety lepiej asymilują się w nowym środowisku, chętniej uczestniczą w kursach, podejmują wyzwania i tak dalej. Efektem naszych starań było powołane przez Billa Clintona biuro do spraw kobiet. Niestety, jednym z pierwszych posunięć jego następcy Georga W. Busha była jego likwidacja. Namawiano mnie, abym napisała w tej sprawie do prezydenta – niestety mój protest pozostał bez odzewu.
Zaczęło się od Fulbrighta
Kolejny kontrakt zaprowadził ją na Georgetown University, gdzie pracowała do 2018 roku, przyjmując u siebie studentów i naukowców z Polski i z Europy Środkowej. Profesor Goździak od wielu lat widnieje również w spisie osobowym Instytutu Antropologii i Etnologii UAM – jako profesor wizytujący, jest także członkiem Centrum Badań Migracyjnych, gdzie współpracuje z dr hab. Izabellą Main. W tej chwili obie opracowują szereg publikacji w oparciu o badania etnograficzne Polek mieszkających w Norwegii oraz realizują unijny projekt dotyczący norm i wartości związanych z migracjami i uchodźctwem (NoVaMigra). Swoje wizyty w Poznaniu zaczęła od stypendium Fulbrighta, a potem zaczęła tu pomieszkiwać dłużej i… dłużej.
Wszystko to sprawia, że jest wnikliwym obserwatorem zmian zachodzących w naszym społeczeństwie (albo ich braku). Będąc częścią tej wspólnoty, a równocześnie funkcjonując poza nią, celnie wyłapuje wszelkie niuanse i sprzeczności w jej zachowaniu. Na jednym z nagrań na YouTube mówi: „dziwi mnie, że Polacy – naród, tak bardzo doświadczony przez historię, który wielokrotnie zmuszany był do emigracji, dzisiaj tak niechętnie odnosi się do emigrantów …” Spostrzeżenia te zapewne jeszcze długo stanowić będą pożywkę dla pomysłów na kolejne badania i projekty, które poprowadzi na UAM.
zob. też.