Kolekcja prof. Doroty Żołądź- Strzelczyk z Wydziału Studiów Edukacyjnych UAM liczy ok. 450 egzemplarzy lalek celuloidowych ze wszystkich polskich wytwórni i jest największym zbiorem tego rodzaju lalek. Z naukowczynią rozmawia Jagoda Haloszka.
Czy pamięta pani profesor swoją pierwszą lalkę?
– Pamiętam lalkę z dzieciństwa, która niestety się nie zachowała. To była typowa śpiąca kaliszanka w krakowskim stroju i z czarnymi warkoczami. Ale moje pierwsze kontakty z lalkami celuloidowymi były wcześniejsze i ukazują je dwa zdjęcia z mojego dzieciństwa. Na pierwszym z nich mam chyba pół roku i w łóżeczku obok mnie siedzi właśnie kaliska lalka celuloidowa, jedna z klasycznych lalek tej wytwórni. A drugie zdjęcie zostało zrobione w przedszkolu, stoję w grupie dzieci i trzymam wielką lalkę częstochowską, która ma obgryziony nos i jest prawie taka duża jak ja.
Czyli w pani przypadku sprawdza się przysłowie czym skorupka za młodu nasiąknie…?
– Może nie tak dosłownie (śmiech). Po tych dawnych kontaktach z lalkami minęły lata i zajęłam się odtwarzaniem dziejów zabawek, nie tylko lalek. Zaczęłam od poszukiwań informacji o zabawkach z czasów staropolskich – czyli wieków XVI, XVII i XVIII. Zauważyłam, że zabawkami na naszych ziemiach nikt się właściwie nie zajmował, i złożyłam wniosek do Narodowego Centrum Nauki dotyczący właśnie dziejów zabawek dziecięcych na ziemiach polskich. Udało się – wniosek otrzymał dofinansowanie i później już poszło lawinowo. Jako rezultat poszukiwań prowadzonych w gronie moich współpracownic powstała książka, która ukazuje dzieje zabawek na ziemiach polskich do końca XIX wieku. Rezultatem tych naukowych zainteresowań jest również moja kolekcja polskich lalek celuloidowych. W tej chwili lalki takie są dosyć trudno osiągalne i cenne. Sądzę, że moja kolekcja licząca 450 polskich lalek celuloidowych jest największą kolekcją gromadzącą polskie lalki wyprodukowane z celuloidu. Nie roszczę sobie pierwszeństwa w wielkości kolekcji, bo na przykład pan Marek Sosenko z Krakowa ma 40 tysięcy dawnych zabawek, a może i więcej. W tym kontekście moja kolekcja jest niewielka, ale jest duża, zważywszy na to, że jest jednorodna. Zbieram tylko polskie lalki i tylko wyprodukowane z celuloidu.
Czy ma pani w swoich zbiorach jakąś szczególnie cenną lalkę?
– Tak. Jest to lalka biskwitowa, nie celuloidowa, pochodząca z fabryki Adama Szrajera z Kalisza, która została wyprodukowana przed I wojną światową i sygnowana jest cyrylicą. Takie lalki są bardzo rzadkie i jest to wyjątkowy egzemplarz w mojej kolekcji. Od kilku lat wśród polskich kolekcjonerów/kolekcjonerek modne jest zbieranie lalek celuloidowych. W moich zbiorach mam wiele modeli lalek pochodzących z różnych wytwórni, niektórych modeli mam kilka, kilkanaście egzemplarzy, ale oczywiście cały czas szukam nowych lalek i nowych, nieznanych modeli. Lalki te były malowane ręcznie i mimo że są to lalki tego samego modelu, to jednak są różne. Każda jest inna i z każdą wiąże się jej indywidualna historia, której niestety najczęściej nie poznamy!
Próbuję sobie wyobrazić, ile z pani lalek zmieściłoby się w moim pokoju…
– Moje lalki są bardzo zróżnicowane również pod względem wielkości. Mają od 10 do 70 cm. Do połowy listopada będzie można je obejrzeć w Bibliotece Wydziału Historii UAM na Morasku, a niedługo pojawią się na moim Wydziale Studiów Edukacyjnych. Będzie można więc zwizualizować sobie wielkość kolekcji.
Mówiła pani, że lalki w większości pozyskuje na aukcjach internetowych.
– Kupuję zarówno na polskich, jak i zagranicznych portalach aukcyjnych. Często można je spotkać na amerykańskim eBay. Lalki kaliskie były w latach 30. XX wieku sprzedawane do Stanów Zjednoczonych. Podczas pisania książki o polskich lalkach celuloidowych, razem z jej współautorką, kolekcjonerką Alicją Sztylko z Radomia, prowadziłyśmy poszukiwania w archiwach: w Poznańskim Archiwum Państwowym czy Archiwum Akt Nowych w Warszawie i natknęłyśmy się na korespondencję fabryki Szrajerów z polskim konsulatem w Chicago. Dzięki tym listom można zobaczyć, w jaki sposób polscy wytwórcy zdobywali rynek amerykański i jakie lalki wysyłali do Stanów Zjednoczonych.
Czy ma pani jakąś wymarzoną lalkę, której jeszcze brakuje w kolekcji?
– Większość modeli lalek kaliskich i również częstochowskich mam. Ale zachował się katalog lalek fabryki Seweryna Landaua z Częstochowy z okresu międzywojennego, w którym są modele zupełnie nieznane, a prawdopodobnie produkowano ich bardzo dużo. Chciałabym lalkę z tego katalogu, taką, jakiej nie mam do tej pory w swoich zbiorach!
Czytaj też: Prof. Andrzej Stępak. Przestrzeń towarzyszy mi cały czas