Wersja kontrastowa

Agnieszka Zielińska-Richter. Jedna Miss Polonia na sto lat

Agnieszka Zielińska-Richter Fot. Archiwum własne
Agnieszka Zielińska-Richter Fot. Archiwum własne

         

          Na jednej z poznańskich kamienic umieszczono tablicę pamiątkową poświęconą Antoninie Kaweckiej, primadonnie Teatru Wielkiego, która przed laty w niej mieszkała. Dziś, pracuje w jej murach inna niezwykła kobieta: Agnieszka Zielińska – Richter Miss Polonia 1996, I Wicemiss Europe 1997 i I Wicemiss Miss University 1997. Absolwentka UAM Wydziału Prawa.

 

 

 

Niewtajemniczonym wyjaśnijmy krótko, że jest pani córką profesora prawa i notariusza. Czy dobrze się domyślam, że wybór studiów prawniczych był – przynajmniej poniekąd – uwarunkowany tradycją rodzinną?

Powiem więcej, nigdy nie myślałam o tym, by wykonywać inny zawód niż prawniczy. Nie pociągała mnie jednak ścieżka naukowa czy bycie wykładowcą na uczelni, zdecydowanie kierowałam się w stronę praktyki prawniczej. Mama jest notariuszem, a ja, już jako dziewczynka ogrom czasu spędzałam z nią w pracy i przyglądałam się wszystkiemu co robiła. Interesowało mnie to czym się zajmowała, podobał mi się notariat, zadawałam jej pytania dotyczące jej pracy,
a ona wszystko mi wyjaśniała. Chodziłam do szkoły podstawowej
w Śródmieściu, po to by mieć po lekcjach blisko do PBN gdzie mama pracowała. Nie myślałam o zawodzie sędziego, bo uważam, że trzeba mieć do tego zawodu szczególne predyspozycje, podobnie jak do zawodu adwokata. Pociągała mnie praca w prokuraturze, ostatecznie wygrał notariat, uznałam bowiem, że praca prokuratora jest nazbyt ciężka dla kobiety. Mój mąż i dzieci, nawiasem mówiąc, twierdzą, że jestem domowym prokuratorem! (Śmiech.) Kiedy kończyłam studia, miałam już całkowitą pewność, że wybiorę aplikację notarialną. Uważałam też wtedy, że jako notariusz będę mogła odciążyć w pracy moją mamę, ale to było naiwne założenie.

Uniwersytet skończył właśnie sto lat, a Pani jest jedyną jego absolwentką, która zdobyła tytuł Miss Polonia 1996 i I Wicemiss Europe 1997
i Wicemiss Miss University 1997. Pani studia przebiegały w związku z tym bardzo nietypowo i to właściwie już od pierwszego roku.

Wybory Miss miały być tylko przygodą! „Express Poznański” ogłosił konkurs na Miss Wielkopolski. Znajomi namawiali mnie żebym wystartowała, miałam wątpliwości, ale któregoś razu przejeżdżałam koło redakcji i powiedziałam sobie: „Jeśli będę miała gdzie zaparkować, to zaparkuję i się zgłoszę.” Miejsce się znalazło (co do dziś graniczy z cudem – przyp. red.), ja się zgłosiłam i naprawdę nieoczekiwanie dla samej siebie zostałam Miss Wielkopolski. Dziś wiem, że jeśli człowiek czegoś się podejmuje, nie może zakładać, że nie osiągnie celu, bo to jest niemądre. Trzeba brać pod uwagę wszystkie opcje. Kiedy zgłaszałam się do konkursu w „Expressie”, podpisałam umowę, że jeśli go wygram to wezmę też udział w kolejnych etapach wyborów „Miss Polonia”. Te etapy przeszłam. Oczywiście również nie zakładałam, że tak się stanie.

Fot. www.misspolonia.com.pl

Jak godziła Pani obowiązki wynikające z przyznanych tytułów ze studiami?

Na początku byłam przekonana, że świetnie sobie poradzę ze wszystkimi obowiązkami. Szybko się przekonałam, że to niewykonalne. Był czas, że książki z których uczyłam się do egzaminów jeździły ze mną w trasy „Miss”. Ale mimo najlepszych chęci, w drodze nie dało się uczyć. Na szczęście dziekan mojego wydziału był życzliwy i wyraził zgodę na urlop dziekański. „Miss Polonia” ma swoje obowiązki, które musi wypełniać w ciągu roku swojego „królowania”, przerwa w studiach była więc konieczna i nieunikniona. Później jeszcze ten urlop przedłużyłam. Kiedy wróciłam na uczelnię, moi znajomi z roku byli już
w połowie studiów, na roku, na który trafiłam, nie miałam już swoich  dawnych przyjaciół. Brakowało mi ich. Ale w zamian zyskałam niezwykłe doświadczenia. To była połowa lat dziewięćdziesiątych, Polska dopiero co otworzyła się na świat. Dziś dalekie podróże nikomu nie wydają się czymś nadzwyczajnym, ale wtedy to były wielkie wydarzenia. Poleciałam do Indii, na Seszele, do Korei, USA, poznawałam przyjaciół z innych krajów, wielkich ludzi ze świata kultury, biznesu, polityki czy sportu.

Czytaj też: Prof. Grzegorz Ziółkowski. Sama sztuka już nie wystarczy

Wróciła Pani na studia i…?

Zaczęłam równolegle studiować i pracować w kancelarii notarialnej. Przed ostatecznym wyborem aplikacji chciałam mieć całkowitą pewność, że praca notariusza jest naprawdę dla mnie. Zaczynałam wtedy od najprostszych prac
i uważam, że to jest bardzo dobra szkoła zawodu: przejście przez wszystkie etapy pracy w danym miejscu. Od przysłowiowego „parzenia kawy”, wzwyż, aż do notariusza.

Czy na koniec może Pani wymienić kilka sławnych nazwisk, które poznała Pani jako Miss?

Poznałam: Ryszarda Rynkowskiego, Zbigniewa Wodeckiego, Zbigniewa Górnego, z którym prowadziłam cykl piosenek biesiadnych, Pawła Nastulę, Alaina Delona, Jeana Reno (z którym wystąpiłam w reklamie) oraz prezydentów Polski - Lecha Wałęsę i Aleksandra Kwaśniewskiego, a także obecnego prezydenta USA Donalda Trumpa, z którymi mam zdjęcia. (Śmiech.) Czasami żartuję sobie, że powinnam je wszystkie oprawić i postawić w swoim gabinecie.

Myślę, że to prezydent Trump powinien to uczynić! (Śmiech.)

Donalda Trumpa poznałam w czasie wyborów Miss Universe, które organizował. Wtedy był „zaledwie” jednym z najbogatszych ludzi świata.
W czasie mojej wielkiej przygody poznałam wielu ludzi znanych i cenionych naukowców, dziennikarzy, dyplomatów. Miałam wiele przygód: np. lot samolotem z nieważnym biletem w Indiach, próbę uprowadzenia w Kijowie. To był z perspektywy czasu naprawdę fascynujący okres w moim życia.

 

Aleksandra Polewska – Wianecka

Wydział Prawa i Administracji

Ten serwis używa plików "cookies" zgodnie z polityką prywatności UAM.

Brak zmiany ustawień przeglądarki oznacza jej akceptację.