Wersja kontrastowa

Przyszłość filologii rosyjskiej widzę poza Rosją

Prof. Wawrzyniec Popiel-Machnicki, fot. A. Wykrota
Prof. Wawrzyniec Popiel-Machnicki, fot. A. Wykrota

W połowie września odbyła się na naszym uniwersytecie konferencja „Rusycystyka europejska a współczesność”. O przyszłości filologii rosyjskiej rozmawiam z prof. UAM Wawrzyńcem Popiel-Machnickim, przewodniczącym komitetu organizacyjnego oraz dyrektorem Instytutu Filologii Wschodniosłowiańskich. 

Jak wojna w Ukrainie zmieniła funkcjonowanie instytutu? 

– Dla nas wszystkich to był szok. Mam przyjaciół w Kijowie, rozmawiałem z nimi dwa dni przed rozpoczęciem wojny, wtedy jeszcze nie wierzyli, że coś takiego może się wydarzyć. Pierwszy telefon po rozpoczęciu inwazji odebrałem 24 lutego 2022 o godz. 9.00 rano, dzwonił kolega Rosjanin. Był zrozpaczony, opowiadał, że wyemigrował z Rosji do Polski, aby uciec od tego, co tam się działo. Tu, w Polsce, stworzył dom, urodziły mu się dzieci, myślał, że będzie mógł żyć normalnie. Wojna mu ten spokój zburzyła, był pełen obaw, jak postrzegać go będą koledzy, sąsiedzi, cały cywilizowany świat.  

W instytucie rok wcześniej uruchomiliśmy filologię białoruską, rozpoczęliśmy też starania o zmianę nazwy instytutu. Rosyjska agresja przyspieszyła te działania. Przez wiele lat funkcjonowaliśmy jako Instytut Filologii Rosyjskiej, potem Rosyjskiej i Ukraińskiej. Dziś jesteśmy Instytutem Filologii Wschodniosłowiańskich.  

Pyta pani, co wojna zmieniła w naszym funkcjonowaniu? Wiele. Zgodnie z dyrektywą pani rektor zawiesiliśmy wszelką współpracę naukową z ośrodkami w Rosji. W tej chwili nie mamy żadnych kontaktów, a jeśli takie są, to wyłącznie z Rosjanami, którzy wyjechali za granicę.  

Podtytuł konferencji, o której rozmawiamy, brzmi „Czy wojna to pokój? Przyszłość filologii”. Mógłby pan rozwinąć tę myśl? 

– Zastanawialiśmy się z dr. Wojciechem Kamińskim, wieloletnim sekretarzem tej konferencji, czy w ogóle w tym roku ją organizować. Wiele było argumentów, aby tego nie robić, ale były też takie, które przemawiały na jej korzyść: chociażby tradycja – ta konferencja organizowana jest na UAM od blisko 35 lat, poza tym jest to wydarzenie poświęcone rusycystyce europejskiej, a więc nie rosyjskiej, ale polskiej, niemieckiej, czeskiej itd. Ostatecznie doszliśmy do wniosku, że milczenie byłoby najgorszym, co możemy zrobić w tej sytuacji. Uważam, że humaniści, artyści, pisarze, poeci, naukowcy w końcu powinni dać wyraz swojemu niezadowoleniu, powinni protestować. Dziś mogę powiedzieć: to była dobra decyzja.  

Tytuł, o który pani pyta, został oczywiście zapożyczony od George’a Orwella. Chcieliśmy zastanowić się nad istotą wojny. My, Polacy jesteśmy bardzo emocjonalnym narodem, reagujemy bardzo żywiołowo. Również w przypadku wojny w Ukrainie podjęliśmy wiele potrzebnych i szlachetnych działań, ale w tej emocjonalnej reakcji popełniamy błędy. W pierwszych tygodniach wojny pojawiały się pomysły, że należy zawiesić naukę języka rosyjskiego w polskich szkołach, usunąć ze scen teatralnych sztuki rosyjskie. Na szczęście w porę przyszło opamiętanie. Nie możemy przecież wymazać z naszej świadomości Dostojewskiego, Bułhakowa, zapomnieć o tablicy Mendelejewa czy w końcu usunąć rusycystyki z przestrzeni uniwersytetów.  

Moja świętej pamięci babcia, która urodziła się w 1900 roku w Poznaniu, będącym wtedy miastem pruskim, świetnie mówiła po niemiecku i zachęcała też mnie, abym uczył się języków swoich sąsiadów. W momencie, gdy usuniemy rosyjski z przestrzeni społecznej, pozbawimy się wiedzy na temat tego, co dzieje się za naszą granicą. Odetniemy się od informacji, która w dzisiejszym świecie jest najbardziej pożądanym „towarem”. Będziemy wygranymi dla siebie, ale nie dla świata. 

zob też Dr Łukasz Małecki. Ukraina patrzy na Zachód 

Konferencja była zachętą do dyskusji nad przyszłością kultury rosyjskiej? Czy zatem możliwa jest dzisiaj lektura Dostojewskiego? 

– Nie tylko możliwa, ale bardzo potrzebna, bo jeśli będziemy czytać nie tylko Dostojewskiego, który nam kojarzy się źle, bo przecież nie lubił Polaków – ale też i Bułhakowa, Czechowa, Okudżawę itd., to lepiej zrozumiemy mentalność Rosjan.  

Właśnie z tym chyba jest największy problem – nie rozumiemy, dlaczego ktoś taki jak Putin cieszy się w tym kraju tak dużym poparciem.  

– Łatwo jest nam oceniać postawy innych, siedząc w fotelu w wygodnych kapciach. Na dzisiejszej konferencji miałem wystąpienie dotyczące najnowszej poezji rosyjskiej. Na jednym z amerykańskich portali internetowych „Poeci przeciw wojnie” opublikowane zostały wiersze o tematyce wojennej. Znajduje się na nim co najmniej 100 rosyjskojęzycznych utworów, autorstwa tych Rosjan, którzy odważyli się wypowiedzieć przeciw agresji w Ukrainie. Ale są też inne przykłady. Gdy bardzo poczytna „Literaturnaya Gazeta” zamieściła list, prosząc poetów rosyjskich o poparcie „specjalnej operacji”, jak oficjalnie nazywana jest wojna w Ukrainie, pod apelem podpisało się 500 osób. Ot i cała Rosja. Trudna, wielowymiarowa, umykająca wszelkim uogólnieniom.  

A wracając do mentalności, o którą pani pyta – to są tak zwane, nawiązując znowu do Dostojewskiego, „przeklęte” problemy. Zdaniem wielu rosyjskich myślicieli tym, co łączy obywateli tego ogromnego kraju, jest mentalność niewolników. Była ona budowana nieprzerwanie przez stulecia od czasów Czyngis-chana poprzez epokę feudalną po komunizm. Wie pani, co stało się z ostatnim rosyjskim carem? Okres feudalny w całej Europie zakończył się miękkim przejściem do kapitalizmu i demokracji. Tylko nie w Rosji, która zafundowała sobie eksperyment w postaci rewolucji. Źródła podają, że w wyniku rządów Stalina zginęło w Rosji 10 milionów ludzi; te dane, w miarę, jak otwierane są kolejne archiwa, są uzupełniane. W tej chwili pisze się nawet o 30 milionach. Jak można mówić w przypadku tego narodu o budowaniu ładu i demokratycznego obywatelskiego społeczeństwa? Jeden ze współczesnych rosyjskich poetów zaapelował do rodaków, prosząc, by jeśli boją się pisać, to niech chociaż pomyśleli. Jak widać, Rosjanie boją się nawet myśleć.  

Podsumuje pan konferencję?  

– Tak jak wspomniałem, jesteśmy bardzo zadowoleni, że się odbyła! Mimo niesprzyjających okoliczności pojawili się u nas goście z Niemiec, Serbii, Czech, Włoch, Stanów Zjednoczonych, z najważniejszych uniwersytetów w Polsce, wszyscy bardzo nam dziękowali za taką sposobność, za możliwość zabrania głosu. Konferencja miała charakter hybrydowy – część wykładów odbywała się online. W najogólniejszych statystykach możemy liczyć, że wzięło w niej udział około 120 osób. Jesteśmy zaszczyceni, że zaproszenie do udziału w spotkaniu przyjęło kilka znakomitości. Wśród prelegentów znalazł się między innymi rosyjski pisarz Alexander Genis. Na stałe mieszka w USA i raczej nie bierze udziału w konferencjach, ale dla nas, gdy usłyszał, o czym będziemy rozmawiać, zrobił wyjątek. Wczoraj połączyliśmy się z nim i wygłosił 45-minutowy wykład o Rosji, a jest w totalnej antyputinowskiej opozycji. Było jeszcze kilka znaczących dla nas wykładów, były też wydarzenia towarzyszące, między innymi tuż przed otwarciem konferencji odbyła się wystawa prac grupy artystycznej Strefa Wyobraźni, która nawiązywała do tematu konferencji. W programie znalazł się też koncert muzyki cerkiewnej w wykonaniu Chóru Kameralnego „Capella Musicae Antique Orientalis”.  

A jeśli zapytałabym o wnioski z konferencji – gdzie widzi pan przyszłość filologii rosyjskiej?  

– Przyszłość filologii rosyjskiej widzę poza Rosją. 

 

Wydział Neofilologii

Ten serwis używa plików "cookies" zgodnie z polityką prywatności UAM.

Brak zmiany ustawień przeglądarki oznacza jej akceptację.