Wersja kontrastowa

Prof. Waldemar Kuligowski. Mów ,,dzień dobry”!

Prof. Waldemar Kuligowski
Prof. Waldemar Kuligowski

 

O tym, dlaczego zanika mówienie „dzień dobry”, z prof. Waldemarem Kuligowskim z Wydziału Antropologii i Kulturoznawstwa rozmawia Jagoda Haloszka. 

 

Gesty powitalne, takie jak „dzień dobry”, stanowią kluczowy element współczesnej komunikacji społecznej. W dynamicznym społeczeństwie, które doświadcza globalizacji i rewolucji technologicznej, te pozornie proste gesty wpływają nie tylko na nawiązywanie relacji społecznych, ale także na nasze samopoczucie i dobrostan. Dzień dobry, panie profesorze! 

– Dzień dobry, bardzo się cieszę, że się udało nam spotkać. 

Kiedy ostatnio pan usłyszał te magiczne dwa słowa? 

– „Dzień dobry” słyszę codziennie. Mieszkam w kamienicy, która mieści się w centrum miasta, i jak napotykam sąsiadów, czy to wewnątrz budynku, czy gdzie indziej, to mówimy sobie „dzień dobry”. Dla mnie takie sąsiedzkie powitanie jest po prostu powtarzalnym elementem codzienności. 

Ale to „dzień dobry” mówicie sobie państwo w węższym gronie czy w bardziej rozbudowanym?  

– Oczywiście bywa różnie. Mam psa i gdy wychodzę z nim na spacer, to z innymi posiadaczami psów także się pozdrawiamy. Ale też nie jest tak, że kiedy wsiadam do tramwaju czy autobusu, witam się ze wszystkimi, bo to byłoby po prostu nieznośne i właściwie niewykonalne. Ale jeśli rozpoznaję jakąś osobę i widzę, że ona też mnie dostrzega, i widzę w tym, jak ona mnie widzi, coś pozytywnego – to mówię „dzień dobry”. Jest mi potem z tym lepiej. 

Co częściej słyszymy na ulicy: powitanie czy wulgaryzmy? 

– Są różne sytuacje. Inaczej będzie w zatłoczonym tramwaju o siódmej rano, inaczej wieczorem na stadionie piłkarskim, jeszcze inaczej w ogródku kawiarnianym albo na placu budowy. Słowa, jakie wypowiadamy, wynikają z kontekstu. Mam jednak wrażenie, że mówienie „dzień dobry” zanika, a powodów tego może być wiele. 

Na przykład? 

– Po pierwsze, bierze się to stąd, że mamy coraz większą mobilność ludzi. Nie jest już tak, że pod tym samym adresem przychodzimy na świat i kończymy życie. Wielokrotnie w ciągu swojego życia zmieniamy otoczenie, a żeby w nowe otoczenie wejść, żeby ludzi zacząć rozpoznawać, potrzebny jest pewien czas. Po drugie, nasze życie przeniosło się do sieci. Podział na rzeczywistość offline’ową i online'ową właściwie nie ma sensu, gdyż wielu z nas żyje inline, zwłaszcza ludzie młodzi. Co oznacza, że ich relacje społeczne odbywają się właśnie tam. To się zresztą też przekłada na taką powszechną strategię, którą przyjmuje się w wielkomiejskim środowisku. Myślę o odcięciu się od świata zewnętrznego przez założenie słuchawek. Moim zdaniem to jest taki widomy znak: „dajcie mi spokój, ja nie chcę przynależeć, jestem tutaj, bo muszę”. 

Od razu przypomina mi się trend z TikToka, w którym ktoś niby zaczepia inną osobę i pyta: – jakiej muzyki słuchasz. A respondent odpowiada, że niczego nie słucha, ale po prostu nie chce być zaczepiany.  

– No właśnie, chyba tak jest i bardzo często się na takie osoby natykamy. Z mojego punktu widzenia najdziwniejsze jest, jak ktoś jedzie na rowerze i ma założone słuchawki. To jest nie tylko aspołeczne, ale także potencjalnie niebezpieczne dla innych. Jak wtedy usłyszeć klakson albo czyjąś uwagę? Kilkukrotnie już zdarzyło mi się wołać znajomych rowerzystów, ale oni tego nie usłyszeli, bo mieli słuchawki. No i nici z rozmowy czy krótkiego chociażby spotkania. Dla jasności: ja tego w stu procentach nie krytykuję. Rozumiem, że stoi za tym czasami chęć schowania się, i ona powoduje, że zakładamy słuchawki, naciągamy kaptur i próbujemy przemknąć przez miasto. Zygmunt Bauman pisał, że życie w środowisku wielkomiejskim i codzienne wystawienie się na obecność innych osób może być trudne. I w związku z tym wielu z nas wytwarza taką postawę uprzejmej nieuwagi. Wydaje mi się, że większość z nas tę strategię dzisiaj stosuje.  

Pod pana postem na Facebooku jeden z komentarzy brzmiał: „Zwykły gest, proste słowa tak wiele mogą znaczyć, a jednocześnie są dla wielu wręcz niewykonalne”. 

– Można sobie znacznie szybciej naładować emocjonalny akumulator mówieniem „dzień dobry” niż jego niemówieniem. Pewnie brzmi to banalnie, ale jesteśmy istotami społecznymi. W amerykańskich podręcznikach dotyczących dobrego życia uznaje się, że mówienie „dzień dobry” jest fundamentem dobrych relacji z innymi, na przykład w pracy. Więc jak wchodzisz do biura, to mów „dzień dobry”, bo co w sytuacji, gdy będziesz musiał potem zwrócić się z jakąś sprawą do swojego współpracownika, któremu tego „dzień dobry” nie powiedziałeś? Stres i niezręczność gotowe. Amerykanie opowiadają o tym w języku korzyści: mów „dzień dobry”, bo to nic nie kosztuje, bo jest łatwe, bo poprawia relacje społeczne i może procentować na przyszłość. A dla wielu wciąż jest to niewykonalne… 

 

Czytaj też: Aktualny polski kalendarz świąt Bożego Narodzenia

Nauka Wydział Antropologii i Kulturoznawstwa

Ten serwis używa plików "cookies" zgodnie z polityką prywatności UAM.

Brak zmiany ustawień przeglądarki oznacza jej akceptację.