Zdarza się, że amatorzy i profesjonaliści łączą siły, by odkryć coś wyjątkowego. Tak właśnie jest w przypadku „łowców mrozu” i dr. Bartosza Czerneckiego z Wydziału Nauk Geologicznych i Geograficznych UAM, którzy zamierzają udowodnić naukowo, że polski biegun zimna znajduje się w tatrzańskim masywie Czerwonych Wierchów.
Wszystko zaczęło się od pasjonatów – Arnolda Jakubczyka, Kamila Filipowskiego i Michała Wróbla nazywanych „łowcami mrozu”, którzy postanowili odkryć najzimniejsze miejsca w Polsce. Badania amatorskie, jakie prowadzili w latach 2015 -17 w Tatrach wykazały, że jest to Litworowy Kocioł (1794 m n.p.m – najsilniejsze mrozowisko całoroczne) oraz Mułowy Kocioł, gdzie zimą temperatura spada najniżej.
Amatorzy jesienią zeszłego roku zaproponowali współpracę dr. Bartoszowi Czerneckiemu, adiunktowi w Zakładzie Meteorologii i Klimatologii na Wydziale Nauk Geograficznych i Geologicznych UAM i jednocześnie rozpoczęli zbiórkę funduszy na zakup profesjonalnego sprzętu meteorologicznego. Dzięki współpracy z UAM grupa otrzymała zgodę na prowadzenie badań w Tatrzańskim Parku Narodowym. – Postanowiłem pomóc, ponieważ badania pilotażowe „łowców mrozu” są zaawansowane. Już wcześniej współpracowałem z Arkadiuszem Jakubczykiem, więc ucieszyła mnie ta propozycja – powiedział dr Bartosz Czernecki, kierownik projektu, który na co dzień zajmuje się modelowaniem procesów atmosferycznych.
Pierwsze badania potwierdziły zbieżność z pomiarami satelitarnymi, które wskazują, że to właśnie w masywie Czerwonych Wierchów znajdują się silne zastoiska chłodu. Pojawiają się one przy wyżowej, bezwietrznej pogodzie, kiedy niebo jest bezchmurne, a wilgotność powietrza dość niska. Tworzą się wtedy inwersje termiczne – wraz ze wzrostem wysokości temperatura powietrza zamiast maleć może rosnąć, a suche i jednocześnie cięższe masy zimnego powietrza spływają ku dołowi.
– Mrozowiska są wklęsłymi formami terenu, gdzie chłodne masy powietrza mogą spływać grawitacyjnie. Zastoiska chłodu intensyfikują się tam na skutek radiacyjnego wypromieniowywania ciepła i mogą się długo utrzymywać – wyjaśnia dr Bartosz Czernecki. – Wtedy wartości temperatury mogą schodzić w skrajnych przypadkach do nawet 30 stopni C mniej niż na sąsiednich obszarach. W Zakopanem może być -5, a w zastoisku chłodu -30 stopni. Oba miejsca w linii prostej dzieli raptem kilka kilometrów.
Pomiary będą mieć charakter monitoringu klimatycznego, trwającego przynajmniej kilka lat. Żeby tak się stało, trzeba pokonać kilka przeszkód. Grupa stara się o przedłużenie zgody na badania w TPN na kolejne 12 miesięcy – pozwolenia są wydawane na pełny rok kalendarzowy i trzeba je odnawiać. Dodatkowo pandemia, która zaburzyła łańcuch dostaw na świecie sprawiła, że na zakupiony sprzęt trzeba było długo czekać. Jego kalibrowanie również wymagało czasu. Opóźnienia sprawiły, że uczestnicy projektu będą instalować aparaturę w sezonie zimowym, co jest logistycznym wyzwaniem. Badacze muszą umieścić sprzęt w gruncie, co oznacza przekopanie nawet 5-6 metrów nawianego śniegu leżącego w lokalnych zagłębieniach!
– W dniach, kiedy zaplanowaliśmy ekspedycję w Tatrach, spodziewane są opady śniegu, a teren naszych badań jest dość niebezpieczny pod kątem lawinowym. Jeśli miąższość pokrywy śnieżnej będzie coraz większa i zostanie ogłoszony III stopień zagrożenia lawinowego, wtedy ani TPN ani my nie będziemy ryzykowali, żeby zainstalować stację, zrobimy to wiosną.
Dr Bartosz Czernecki przekonuje, że strata 2-3 miesięcy pomiarowych nie będzie dużym problemem, bo wcześniejsze badania wykazały, że nawet w czerwcu i lipcu w mrozowiskach panowały ujemne temperatury, które biły rekordy Polski dla tych miesięcy. – Najbardziej zależy nam na zrozumieniu bilansu radiacyjnego występującego w warunkach silnych mrozowisk. Będziemy się starać stworzyć model, który nawet na podstawie fragmentarycznych wartości pomiarowych, ale z użyciem algorytmów sztucznej inteligencji, będzie prognozował panujące w nich warunki. To nie tylko kwestia poznania rekordu, ale przede wszystkim wdrożenia nowej wiedzy do meteorologii i klimatologii.
Zobacz też: Prof. Grzegorz Rachlewicz. Za sukcesem stoją zespoły