Wersja kontrastowa

Absolwenci UAM. Moc filologii

Piotr Korek
Piotr Korek
 

Z Piotrem Korkiem, członkiem zespołu zarządzającego Pepco i Dealz odpowiedzialnym za globalną ekspansję, byłym doktorantem filologii germańskiej UAM, rozmawia Dariusz Nowaczyk. 

 

Czego dotyczyło pana ostatnie spotkanie ze studentami wydziałów neofilologicznych? 

– Przede wszystkim chciałbym bardzo podziękować władzom Wydziału Neofilologii UAM za zaproszenie mnie i bardzo ciekawą dyskusję, która przeciągnęła się także poza czasowe ramy naszego spotkania. Opowiedziałem słuchaczom, co niektórych z nich prawdopodobnie czeka po zdobyciu dyplomu. Będzie absolutorium, ukłon przed rektorem lub dziekanem, obrona pracy dyplomowej i rozpocznie się dorosłe życie. Część z absolwentów z pewnością będzie zagubiona i zdezorientowana. Dlatego zacząłem spotkanie od przypomnienia, dlaczego znaleźli się na tych studiach. Być może są na przykład ofiarami naszego przestarzałego systemu edukacyjnego, ofiarami matematyka, który ze względu na swoje deficyty pedagogiczne, ale często i merytoryczne, nie był w stanie nauczyć ich matematyki i zostali z traumą antytalentu w przedmiotach ścisłych. A jednak w tej samej szkole inni nauczyciele, a w naszych realiach częściej nauczycielki, niemieckiego czy angielskiego, potrafili, wykorzystując dokładnie tę samą lewą półkulę mózgu, doprowadzić do tego, że ci sami młodzi ludzie weszli w świat logicznej spójności, wykorzystując coś bardziej skomplikowanego niż ciąg cyfr, a mianowicie żywy język. A język to jest o wiele bardziej kompleksowa materia niż matematyka, bo niesie w sobie odniesienia społeczne, historyczne, kontekstowe. Zachęcałem studentów do tego, żeby myśleli pozytywnie o przedmiotach ścisłych, technicznych czy finansach, bo jeśli są w stanie nauczyć się języka, są w stanie zrozumieć język liczb i ich wzajemne zależności.  

 

Nie za bardzo zachęcał pan ich do nauki języków… 

– Wręcz przeciwnie! Prezentowałem scenariusze, w jakich obszarach, oprócz pracy w szkole czy w charakterze tłumacza, może filolog w przyszłości się odnaleźć. Sala była wypełniona do ostatniego miejsca i gdy zapytałem, kto chce pracować w szkole, to rękę podniosły… dwie osoby. Czyli większość słuchaczy nie wiąże swojej przyszłości ze szkołą i szuka alternatywnych ścieżek rozwoju. Niektórzy przyszli na filologię, chcąc zostać tłumaczem kabinowym, symultanicznym czy literatury. Pogratulowałem takiego wyboru, bo sztuczna inteligencja, moim zdaniem, szybko nie wyprze ich z rynku. Zanim algorytmy nauczą się kontekstualizować przekład jednego języka na drugi, minie sporo czasu. A być może algorytmy o stuprocentowej trafności nigdy nie powstaną. Adepci tej trudnej i odpowiedzialnej sztuki muszą jednak spełnić kilka warunków. Muszą oczywiście świetnie znać język obcy i ojczysty, być oczytani i cały czas czytać, czytać i czytać, aby zrozumieć kontekst, który jest dla algorytmów szczególnie trudno przyswajalny – sarkazm, ironia, złośliwość to obszary jeszcze niedostępne dla AI.  

 

Czyli nauka języków obcych ma być dla studentów jedynie podstawą, aby nauczyć się w życiu jeszcze czegoś innego? 

– Pytanie, wokół którego krążyliśmy, brzmiało: czy dyplom filologa może być trampoliną do sukcesu w biznesie? Może, ale nie musi. Na bazie mojego doświadczenia wskazałem studentom bardzo szerokie perspektywy. To są studia, które pozwalają odróżniać się od milionów innych ludzi, którzy także znają języki obce. Nie znają jednak struktury, metajęzyka, uwarunkowań kontekstualnych, nie znają tła historycznego, krótko mówiąc, nie mają warsztatu. Uczyłem kiedyś na studiach zaocznych w UAM native speakerów ze Śląska Opolskiego, okolic Zielonej Góry czy Olsztyna, którzy niemiecki znali z domu, ale aby uczyć w szkołach, musieli mieć dyplom. To było wyzwanie dla nauczyciela i studenta, bo na przykład tłumaczenie tekstów szło im wyjątkowo opornie. Dopiero po kilku latach potrafili zgrabnie tłumaczyć – znajomość języka bez warsztatu, sama w sobie, nie była kluczowa. A tłumaczenie czy nauczanie języka obcego to nie tylko znajomość języka, ale i warsztat. Potrafimy rozłożyć na czynniki proste każdy język, rozumiemy gramatykę i strukturę języka, a stąd już jeden krok do analiz na przykład finansowych. Ktoś, kto z sukcesem przebrnął przez gramatykę strukturalną czy historyczną, na pewno nie polegnie na analizie wspartej Excelem.  

 

W pana słowach pobrzmiewa tęsknota za zawodem akademika. 

– Odróżniam sentyment od chęci powrotu. Na początku myślałem, że moje wyjście z uniwersytetu jest chwilowe, ale potem stwierdziłem, że ten rodzaj energii, intelektualnego wrzenia, które przez tyle lat we mnie tkwiło, przegrał z wyzwaniami biznesowymi. Nie odczuwam w sobie ponownej potrzeby sprawdzenia się w życiu akademickim, wolę sprawdzać się w biznesie, czerpiąc wzorce z mojej akademickiej przeszłości. Dokładność, skrupulatność, systematyczność, badanie źródeł informacji – to umiejętności, które posiadłem w murach uczelni.  

 

Uczestniczył pan w budowaniu nowoczesnego handlu w Polsce od samego początku.  

– Na początku dorabiałem sobie tłumaczeniami w poznańskich firmach handlowych i obserwowałem polskich przedsiębiorców na początku ich karier. Wielu z nich nie przetrwało, a wielu sprzedało swoje firmy i zainwestowali w inne obszary biznesu. Nie zapominajmy, że – niezależnie od kontrowersji związanych z pierwszymi latami polskiego wolnego rynku – to z Poznania i Wielkopolski wywodzą się Biedronka, Żabka czy Dino, absolutni liderzy polskiego handlu detalicznego.  

 

Skąd wziął się pana kontakt z HIT-em? 

– Z Niemiec, z jakiegoś spotkania panelowego o polskich wyzwaniach gospodarczych w odradzającej się Polsce. Właściciel firmy myślał, że jestem Niemcem, który mówi po polsku… Ale myślę, że mówiąc tak, po prostu chciał być uprzejmy. 

 

Czyli uniwersytet dał bardzo dobre podstawy językowe. 

– Tak, mój niemiecki to zasługa takich wielkich dydaktyków, jak Piotr Jankowiak, Maja Kempa czy Wanda Sitarz. W późniejszych latach moich studiów moje wzorce to profesorowie Orłowski i Bialik – niedoścignieni w warsztacie językowym, a o wielkim dorobku naukowym i dydaktycznym nawet nie wspominam. To nauczyciele, którzy wychowali pokolenia germanistów świadomych swojego wykształcenia i misji. Chciałbym jednak nawiązać jeszcze do mojego spotkania ze studentami. Moim zdaniem większość ludzi w biznesie nie ma pojęcia, czym są studia filologiczne, i przyszywa absolwentom łatkę pewnej „ciapowatości”. Podczas spotkania starałem się wlać w studentów dużą dozę pewności siebie. Rzeczywistość często jest inna. Obserwuję czasami absolwentów kierunków filologicznych w pracy tłumacza, gdy odgrywają swoją rolę przekładania komunikatu z jednego języka na inny. Stają się w tej roli innymi ludźmi! Tak jak aktor, który chodzi i coś sobie nuci czy mruczy pod nosem, nagle wchodzi na scenę i staje się kimś innym, wielką gwiazdą. Takimi gwiazdami nie mogą być wszyscy, ale wszyscy mogą spróbować – wszyscy absolwenci i studenci, którzy posiedli nie tylko świetną znajomość języka, ale i rozumienie kontekstu, w którym się go używa. Studia filologiczne na UAM to umożliwiają, jeśli oczywiście student tego chce. Taka znajomość języka w połączeniu ze znajomością kontekstu daje tak niesamowitą pewność siebie, że czasami nie rozpoznajesz tych samych ludzi, gdy pracują w swoim ukochanym zawodzie.  

 

Czy w tym jest jakaś dwoistość natury? 

– Umiejętności nabyte w czasie studiów filologicznych pozwalają stać się liderem nawet w tłumaczonej konwersacji. Często tłumacze biorący udział w rozmowach biznesowych rozumieją więcej niż ich uczestnicy, bo to oni jakością swojego tłumaczenia wprowadzają atmosferę, dynamikę,. Puryści powiedzą, że to wychodzenie z roli, ale proszę mi wierzyć, że jeszcze pracując jako tłumacz, uratowałem kilka transakcji, tłumacząc kontekst społeczny lub polityczny – a to jednej, a to drugiej stronie. My po prostu wiemy więcej.  

 

Rozumiem, ale chciałbym to przełożyć na pana doświadczenie biznesowe. Czy jest tak, że po ukończeniu filologii ma się perspektywy robienia przyszłej kariery w biznesie? 

– Jeśli masz dziewiętnaście lat i chcesz pracować w biznesie, to idziesz na Uniwersytet Ekonomiczny. Sam dyplom filologa połączony z ambicją sprawdzenia się w biznesie to może być za mało. Kiedy szukamy analityka, project managera, bardzo rzadko zdarza się, że szukamy kogoś, kto właśnie jest filologiem. Osoby, które kończą filologię, bez dodatkowej wiedzy lub doświadczenia nie są w stanie spełnić oczekiwania pracowników HR. Odpadają na pierwszym etapie, którym jest pani przeglądająca wszystkie CV – widzi, że to magister filologii germańskiej, czyli zna język, ale co więcej? Zachęcałem studentów do tego, że jeżeli studiują filologię, to niech wyciągną maksimum tego, co daje ten kierunek, po czym niech zaczną dodatkowo się uczyć. Czy jest to ekonomia, HR, prawo, nowe technologie, czy zarządzanie projektami. To jest to, co pozwoli służbom HR-owskim wrzucić ich CV do drugiego etapu, a nie do kosza. Filolog bardzo dobrze daje sobie radę w pracach analitycznych i project management. Ostatnio zatrudniliśmy project managera do prowadzenia bardzo zaawansowanych projektów w kilkunastu krajach i to jest człowiek po filologii. Zatrudniliśmy go nie dlatego, że zna języki, bo to dzisiaj oczywistość, ale dlatego, że między innymi dzięki swoim studiom potrafił pokazać, jak bardzo jest w stanie myśleć analitycznie o problemach, które otrzymywał do rozwiązania w trakcie rozmowy. A umiejętność rozłożenia problemu na czynniki pierwsze, wyciągnięcie wniosków i przedstawienie w formie „elevator pitch” dały mu studia filologiczne. 

 

Ludzie UAM Wydział Neofilologii

Ten serwis używa plików "cookies" zgodnie z polityką prywatności UAM.

Brak zmiany ustawień przeglądarki oznacza jej akceptację.